Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bronisław Wildstein: Konserwatyści zawsze mieli kłopot ze sztuką

Rozmawia Łukasz Kaczyński
FOT. MARCIN OLIVA SOTO
Kiedyś uważał politykę za „brudną pianę na rzeczywistości”, dziś wie, że odwracanie się od niej plecami jest śmieszne, bo ona i tak nigdy się od nas nie odwróci. Bronisław Wildstein w książce „Cienie moich czasów” rozlicza się ze swoją biografią i historią Polski.

- „Wildstein to człowiek, który bez przerwy dostaje po nerkach” - tak mówi się o Panu w dokumencie „Trzech kumpli”, poświęconym zabójstwu Pana przyjaciela, Stanisława Pyjasa. Ten temat powraca w „Cieniach...”, ale jest w tej książce tak wiele ostrych portretów postaci z życia publicznego, m.in. Adama Michnika i Bartłomieja Sienkiewicza, że zastanawiam się, czy już dotarły pozwy sądowe?

- Pozwów jeszcze nie mam, ale moja żona, która jest moją ofiarą - pierwszą czytelniczką, powiedziała, że jeśli mam szczęście, to będzie dziesięć procesów. Mam nadzieję, że nie będzie żadnego. Zawarłem w książce żartobliwą apostrofę do Wysokiego Sądu, ale nie bardzo wiem, za co można mnie pociągnąć do odpowiedzialności.

Choć jestem przyzwyczajony, że wymiar sprawiedliwości w III RP potrafi sądzić za to, że ma się niewłaściwą opinię. Na przykład Adam Michnik pozywał za niewłaściwą interpretację swoich tekstów, swojej osoby i swoich zachowań - i wygrywał. Jeśli tak będzie dalej, przegram kolejne procesy. Na razie zdążyłem przegrać trzy, co nie zmienia mojej postawy - jako pisarz muszę pisać szczerze. Nie używam słów uważanych za obraźliwe, więc nie sądzę, bym obrażał w trywialnym sensie. Próbuję natomiast analizować rzeczywistość wokół siebie, a więc i postawy otaczających mnie ludzi.

- „Cienie...” są mapą przewartościowań w Pana życiu. Kiedyś miał Pan politykę za „brudną pianę na rzeczywistości”. Dziś wielu także młodych ludzi tak myśli: że zajmują się nią „dziady”. Kiedy Pan zmienił zdanie?

- W momencie, gdy zaangażowałem się w opozycję, czyli w połowie lat 70. Moim pierwotnym odruchem był bunt przeciw tamtej ohydnej rzeczywistości. Ale gdy zaczęliśmy się organizować, zorientowałem się, że razem można coś zdziałać, choćby w maleńkim stopniu wpływać na rzeczywistość. A jeśli orientujemy się, że można to robić, to już zaczynamy robić politykę - bo polityka to jest zabieganie o dobro wspólne, to jest podstawowa definicja polityki już u Arystotelesa.

Zacząłem to rozumieć, a potem zacząłem pojmować mechanizmy polityki demokratycznej. To było po wyjeździe na Zachód, ale jeszcze w Polsce zacząłem rozmawiać z nowymi przyjaciółmi, czytać na ten temat, a więc zastanawiać się. To, co pan mówi, jest dziś charakterystyczne, bo usiłuje się nam zohydzić politykę. Nie twierdzę, że nie ma w niej owych „dziadów”. Jest ich mnóstwo. Ale polityka to jest sfera wolności - wspólnie kształtujemy nasz świat. Wyobrażenie, że możemy odwrócić się do polityki plecami jest śmieszne, bo ona się od nas nie odwróci. My co najwyżej możemy wykazać się biernością wobec rzeczywistości i pozwolić sobą dysponować.

Reprezentanci dominujących środowisk usiłują obrzydzić nam politykę. Z ich perspektywy byłoby najlepiej, gdyby ludzie nie byli nią zainteresowani. Gdy widzę plakaty z napisami w stylu: „Nie róbmy polityki, budujmy stadiony” [...] to w ich podtekście jest apel: zostawcie rządzenie fachowcom. W żadnym wypadku nie powinniśmy tego robić, bo takich nie ma. Za każdym razem powinniśmy na nowo ustalać, o co nam wspólnie chodzi i dokonywać wyboru. A że nie jest to proste, to inna sprawa.

- Jest Pan pisarzem, którego czasem przysłania zawód - publicysta. Także dla „swoich” Pana powieści bywają ilustracją danych tez. To swoiste zamknięcie głów, tylko czy i „swoich” czytelników sam Pan nie zamyka na zmianę perspektywy?

- Niestety, jesteśmy w sytuacji wojny kulturowej, cywilizacyjnej, która w Polsce przejawia się bardzo ostro, a jak mówi rzymska maksyma: „W czasie wojny milkną muzy”. Fronty są wyznaczone i trzeba walczyć, a rzeczywistość jest dużo bardziej złożona. Literatura ze swej natury ma pokazywać tę złożoność. Tak zwani moi czytelnicy lubią sprowadzić sobie to do prostych formuł, które też są moje, na przykład: powinien być przywrócony ład moralny. Tylko że to mogę napisać w paru zdaniach w felietonie i już. Nie po to zajmuję się literaturą.

Ona służy czemuś innemu. Przybiera to czasami groteskową formę, bo niektórzy krytycy z tzw. mojej strony zarzucają mi np., że nie jestem wystarczająco krytyczny wobec „swoich”, bo nic nie piszę o Kaczyńskim. Nie piszę o nim, ani o Tusku, ani o nikim takim - nie to w literaturze mnie interesuje. [...] Bardzo zabawne jest też, gdy słyszę o czarno-białych postaciach w mojej literaturze - a takich u mnie nie ma. Są bure, w różnych odmianach szarości.

Nawet chciałbym wykreować takiego „białego” bohatera, ale chyba nie bardzo jestem w stanie. Jednak myślę, że to się zaczęło już zmieniać, że czytelnicy zaczynają mnie czytać bardziej uważnie. Zawsze zresztą istniała taka ich grupa. Teraz się ona rozszerza. Liczę, że moja literatura będzie czytana tak, jak być powinna. Bo, że „moje będzie za grobem zwycięstwo”, jestem pewny, ale wolałbym, aby stało się to trochę wcześniej.

- Na początku książki wspomina Pan o chorobie, która „zaczaiła się we krwi”, o czym dowiedział się Pan już podczas pracy nad nią. Nie wiem, czy teraz chce Pan o tym mówić?

- Nie. Wystarczy tyle, ile napisałem w książce.

- W „Cieniach...” twierdzi Pan, że konserwatyści mają problem ze sztuką, karzą ją za oderwanie od świata i przez to eliminują niepowtarzalną sferę doświadczeń. Za chwilę będzie Pan uznany za miłośnika np. sztuk Pawła Demirskiego.

- To mało prawdopodobne, ale rozumiem, że mogę tak zostać zakwalifikowany. Konserwatyści zawsze mieli kłopot ze sztuką, począwszy od Platona, który wygnał poetów z miasta doskonałego. [...] Jest w tym część racji, zwłaszcza we współczesnym absolutyzowaniu sztuki, które czyni ją erzacem religii. Z drugiej jednak strony jako pisarz i człowiek w dużej mierze ukształtowany i wychowany przez sztukę, muszę bronić tego specyficznego przeżycia, którego ona dostarcza.

Nie da się tak łatwo przełożyć sztuki na kategorie etyczne, bo wtedy staje się ona umoralniającym obrazkiem, płaskim, banalnym i bez znaczenia. Nic prostego z tego krzywego kawałka drewna, jakim jest człowieczeństwo, nie da się wyciosać, by zacytować Kanta, a sprawa sztuki jest wyjątkowo skomplikowana. [...] Twórca próbuje podzielić się najgłębiej przeżywanym doświadczeniem, obiektywizuje je, nadając mu kształt i dzięki temu umożliwia przeżycie go. To potrafi rozszerzać i wzbogacać człowieka - oczywiście sztuka poważnie rozumiana, a nie to, co wielokrotnie sprzedaje się nam jako sztukę, choć ma to z nią niewiele wspólnego.

- Słyszał Pan o łódzkiej Nagrodzie Literackiej im. Tuwima, przyznanej Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi? Ciekawe, że podobnie jak Pan nie jest on do końca akceptowany na tzw. prawicy.

- Nagroda dla niego bardzo mnie cieszy, ale rozumiem to, że nie do końca jest akceptowany. On jest jeszcze o tyle specyficzny, że jest pisarzem eseistą, a eseje są bliższe myśleniu dyskursywnemu. Zatem odwołując się do pewnych tradycji i na przykład absolutyzując tę dziką wolność sarmacką, Rymkiewicz może budzić niepokój. U mnie też budzi.

- Opuszczając PRL, miał Pan nadzieję, że w Polsce kiedyś będzie jak we Francji?

- Tak, to do pewnego stopnia pokazuje moją naiwność. Wciąż jednak chciałbym, żeby w pewnych aspektach Polska była jak Francja: żeby żyło się jak tam, żeby była taka bogata jak Francja, żeby Warszawa była jak Paryż, ale bez fundamentalistów i tych, którzy regularnie podpalają samochody, oraz destrukcji kultury, która pośrednio doprowadziła do tego stanu. Na szczęście to drugie nam nie grozi. Niestety, obawiam się, że to pierwsze, czyli że nasza cywilizacja materialna wejdzie na podobny poziom, też w krótkiej perspektywie nie jest realne.

***

Bronisław Wildstein, pisarz, publicysta, dziennikarz, działacz opozycyjny w PRL, związany z KOR, SKS i NZS w Krakowie. Studiował filologię polską na UJ. W 2012 roku został szefem TV Republika. Pisywał do tygodnika „Do Rzeczy”, z którym się rozstał i przeszedł do „W Sieci”. W 2015 r. zasiadł w Narodowej Radzie Rozwoju, powołanej przez prezydenta RP Andrzeja Dudę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski