MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bronisława Orawiec-Löffler

Redakcja
Bronisława Orawiec-Löffler na spotkaniu górali z Janem Pawłem II Fot. Arch. rodzinne
Bronisława Orawiec-Löffler na spotkaniu górali z Janem Pawłem II Fot. Arch. rodzinne
Tym, co pojawia się w każdym wspomnieniu o Bronisławie Orawiec-Löffler, bratanicy zamordowanego na Wschodzie Franciszka Orawca, jest jej nadzwyczajna energia i sprawność, którą pomimo wieku ponad 80 lat zachowała do swych ostatnich dni.

Bronisława Orawiec-Löffler na spotkaniu górali z Janem Pawłem II Fot. Arch. rodzinne

Bronia dzwoniła już z nieba...

- Tak sprawnej kobiety w takim wieku ja nigdy nie widziałam i już pewnie nie zobaczę - mówi Teresa Chowaniec-Rybka, przyjaciółka zmarłej, matka znanej góralskiej artystki Hanki Chowaniec-Rybki. - Pomimo kilkunastoletniej różnicy wieku na moją korzyść, to ja na naszych spotkaniach skarżyłam się to na to, to na tamto, z jej ust nigdy natomiast żadnego narzekania nie słyszałam. Była niesamowicie żywotna. Jej matka żyła niemal 100 lat, a ja o niej myślałam, że będzie na pewno dłużej.

- Pani Bronisława chętnie kontaktowała się z młodzieżą, odpowiadała na każde nasze zaproszenie do szkół, zaangażowana była w konkurs "Katyń. Ocalić od zapomnienia" - Bronisław Stoch, wójt Poronina, również podkreśla nadzwyczajną, jak na wiek, aktywność tragicznie zmarłej pod Smoleńskiem mieszkanki swej gminy. Tej aktywności pani Bronisławy starczało na naprawdę wiele pól. - Spotykaliśmy się bardzo często, w czasie gdy reaktywowano poroniański oddział Związku Podhalan, pani Bronisława była jego aktywną działaczką - dodaje Andrzej Skupień, zastępca starosty powiatu tatrzańskiego. - Z jednej strony była bratanicą zamordowanego w Katyniu Franciszka Orawca, z drugiej zaś Anieli Gut-Stapińskiej, naszej poroniańskiej poetki, stąd też bardzo często uczestniczyła w konkursach poetyckich jej imienia.

- Bardzo kochała podróże - wspomina jej córka Anna Oszostowicz. - Była w całej Europie, w Stanach, trochę w Azji. Teraz, gdy miała dużo wolnego czasu, chodziła po górach, na grzyby. Do ostatniej chwili jeździła swoim samochodem.

- I to jak jeździła - dodaje Teresa Chowaniec-Rybka. - Ostatniej jesieni pojechałyśmy na wycieczkę do Sącza i to nie najprostszą drogą, ale przez góry, przez Knurów i Ochotnicę. Lubiła jeździć do sanatoriów, do Buska, a nawet nad morze.

Na co dzień natomiast, nie tylko dla mieszkańców Poronina, ale także Nowego Targu, Bukowiny Tatrzańskiej czy Zakopanego, była przede wszystkim lekarzem stomatologiem. Swą działalność zawodową rozpoczęła od razu po studiach, w latach pięćdziesiątych, prywatną praktykę zamknęła dopiero około roku 2000. - Mama była jednym z pierwszych lekarzy w Poroninie - wspomina Anna Oszostowicz. - Zawsze lubiała i umiała pomóc, dlatego ludzie przychodzili do Niej nie tylko jako dentysty, ale i z różnymi innymi schorzeniami, była wtedy takim "lekarzem pierwszego kontaktu".

- Była bardzo dobrym lekarzem - potwierdza Teresa Chowaniec-Rybka. - Przede wszystkim protetykiem, no i trzeba pamiętać, że nie miała wtedy łatwo; na wsi ludzie kiedyś nie dbali o zęby, ona musiała naprawdę bardzo się starać, by im pomóc. Miała świetny kontakt z pacjentem, nic więc dziwnego, że ludzi u Orawcowej było bardzo dużo. Nikt jednak nigdy nie odszedł spod Jej gabinetu "z kwitkiem". Jeśli kogoś nie zdążyła w danym dniu przyjąć, mógł przyjść następnego dnia poza kolejką.

Osobą pomagającą innym w zdrowotnych problemach Bronisława Orawiec-Löffler pozostała do swych ostatnich dni. - Po południu przed samym wyjazdem do Katynia przyniosła mi nazbierane przez siebie grzyby, chwilę porozmawiałyśmy, jak powiedziałam jej, że źle się czuję, to pojechała do domu po recepty, pojechała do apteki, wróciła do mnie i powiedziała, co ile je brać - wspomina łamiącym się głosem swe ostatnie spotkanie ze zmarłą Chowaniec-Rybka.
Propozycja wyjazdu do Katynia z prezydencką delegacją była dla wszystkich w rodzinnym domu Orawców zaskoczeniem. - To była niespodzianka, bo Mama miała pociągiem jechać - wspomina Anna Oszostowicz. - Już chyba ze dwa miesiące trwały przygotowania do tego wyjazdu, a tu na 10 - 12 dni przed nim listonosz przynosi pismo z Kancelarii Prezydenta. Dokładna data pisma nie daje spokoju pani Annie, przetrząsa więc pozostawione przez swą mamę dokumenty, znajdując w końcu podpisany przez szefa prezydenckiej kancelarii, Władysława Stasiaka, list. - Datowany jest na 25 marca, przyszedł może dzień - dwa później - wylicza córka zmarłej. - Mama była bardzo zadowolona, ucieszona, że została tak doceniona.

Miała to być jej pierwsza wizyta w Katyniu, choć w Stowarzyszeniu Rodzin Katyńskich działała już od samego jego początku. Pamięć o zamordowanym przez Rosjan Franciszku Orawcu była natomiast w rodzinie kultywowana od czasów wojny. - W rodzinie zawsze mówiło się o śmierci wujka - kto, co i jak. Ja od małego znam tę historię - opowiada Anna Oszostowicz. Jak dodaje jej mąż, Jan Oszostowicz, na to, by mówić o tej historii otwarcie, jego teściowa musiała jednak czekać kilkadziesiąt lat: - To wszystko wyskoczyło najpierw w czasach pierwszej "Solidarności", potem, wiadomo, był stan wojenny i znowu cisza, ale jak tylko zaczął się osiemdziesiąty dziewiąty rok, to od razu zaangażowała się w działalność stowarzyszenia, była aktywna, cały czas kontaktowała się z panem Kurtyką.

Instytutowi Pamięci Narodowej pani Bronisława przekazała znaczną część dokumentów związanych ze swoim stryjem, zostawiając sobie jednak część obozowych listów. W jednym z nich, pisanym z Kozielska w listopadzie 1939 roku, Franciszek Orawiec pisał: "Kochana Władziu! Jestem w Rosji, nie będę opisywał okoliczności w jakich się znajduję, bo spodziewam się w najbliższym czasie powrotu do kraju... Największą troską dla mnie jest los Twój i Jurka... Odpowiedź może mnie tu nie zastać. Mimo to napisz dużo o Jurku".

- Władzia była żoną Franka, pochodziła z rodziny Beksińskich - była ciotką Zdzisława, malarza - wyjaśnia Anna Oszostowicz. Władysława została wywieziona przez Niemców z Warszawy w czasie powstania warszawskiego, ciężko chora zdołała jeszcze wrócić do Polski, wkrótce potem jednak zmarła. Jerzy, urodzony w 1935 roku, przeżył wojenną zawieruchę, wychowywał się najpierw w Poroninie, potem w Zakopanem, u ciotki Anieli Gut-Stapińskiej. - Studiował na łódzkiej filmówce, na jednym roku z Polańskim. Skończył studia, ale nie zrobił dyplomu, czego Polański, gdy tutaj raz czy drugi przyjeżdżał, bardzo żałował.

- Za Jurkiem na studiach ciągnęła się opinia, że to syn przedwojennego oficera, zamordowanego w Katyniu - dopowiada Teresa Chowaniec-Rybka. - Wplątali go w jakąś aferę, wyrzucili ze szkoły.

Jerzy Orawiec nie założył rodziny, zmarł w wieku 42 lat. Kustoszem rodzinnej, a po zmianie ustroju także publicznej pamięci o swym stryju została Bronisława Orawiec-Löffler. Urodzona w 1929 roku, dobrze pamiętała postawnego, dystyngowanego oficera we wzorowanym na góralskim stroju galowym mundurze Strzelców Podhalańskich. Choć nie stacjonował na Podhalu, odwiedzał rodzinny dom, przyjeżdżając doń na motorze, zabierał swą bratanicę na wycieczki w góry, w tym dopiero co otworzoną kolejką linową na Kasprowy Wierch.
- Bronia stale o nim mówiła - opowiada Teresa Chowaniec-Rybka. - Ale to nie był jedyny patriotyczny akcent w jej domu. Często wspominała też o tym, jak w ich domu schwytano Franciszka Gajowniczka, za którego potem w Oświęcimiu oddał życie Maksymilian Kolbe.

Gajowniczek, żołnierz kampanii wrześniowej, chciał przez Tatry dostać się na Węgry i dalej do wojsk na Zachodzie. - Dom babci był punktem przerzutowym - opowiada Anna Oszostowicz. - Był jednak donos miejscowego cukiernika, bodajże Austriaka z pochodzenia, i przyszło po nich gestapo.

Rodzice Bronisławy trafili do zajętego przez gestapo zakopiańskiego pensjonatu "Palace", zwanego "katownią Podhala". Choć za prowadzoną przez nich działalność groziła kara śmierci, szczęśliwie udało im się uniknąć odpowiedzialności. - Babcię hitlerowcy wypuścili sami, o wypuszczenie dziadka trzeba było się bardzo starać, w końcu udało się to przez zakopiańską kochankę jednego z Niemców - wspomina Anna Oszostowicz. - Po dziadka przyszli zresztą gestapowcy później jeszcze raz, udało mu się schować w beczce z kapustą - nie znaleźli go, sam jednak też nie mógł z niej wyjść i trzeba było ją rozbijać.

Sama Bronisława Orawiec również była zaangażowana w działalność poroniańskiej placówki AK "Ciupaga". - Trzeba brać jednak pod uwagę jej wiek, jak się wojna skończyła miała 16 lat, więc nie były to żadne zamachy na Kutscherę - zaznacza Jan Oszostowicz. - Wiem, że jeździła rowerem do Zakopanego, przewoziła gazetki, było wiele takich drobnych akcji.

Rozmowę z Oszostowiczami przerywa co jakiś czas dzwonek telefonu. Kolejnym rozmówcom córka pani Bronisławy przekazuje wiadomości przesłane z Moskwy przez swojego syna, Łukasza, który poleciał do Rosji zidentyfikować ciało swej babci. - Mama była znaleziona jako czwarta, po Kaczyńskim, Putrze i Kaczorowskim - mówi Anna Oszostowicz. - Była w tej części samolotu, który nie spłonął, trochę mi z tego powodu ulżyło...

Pani Anna ze spokojem komentuje decyzję rodziny prezydenckiej pary o pochówku państwa Kaczyńskich na Wawelu: - To jest decyzja rodziny i ja to szanuję. Z większymi emocjami wypowiada się natomiast o pomyśle, który pojawiał się tuż po katastrofie, by wszystkie jej ofiary spoczęły w jednym mauzoleum: - Byłam temu przeciwna, bliskich chce się mieć przy sobie, by móc w każdej chwili ich odwiedzić, a nie jechać na przykład do Warszawy.

Pomiędzy salonem, gdzie rozmawiamy pod portretami góralskiej rodziny Orawców i krakowskiej, mieszczańskiej rodziny Löfflerów, a kuchnią biega pięcioletnia Zuzia, prawnuczka Bronisławy. - Wnuczka do mamy nigdy nie mówiła "babciu", tylko "Broniu" - mówi Anna Oszostowicz. - Już wie, że Bronia poszła do nieba. Powiedziała nam, że Bronia już do niej stamtąd dzwoniła i powiedziała jej, że może sobie wziąć z jej rzeczy co chce, babcine góralskie korale i chustki...

Łukasz Kosut

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski