Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bronowiance zostaną medale

Redakcja
Na pierwszym planie Anna Janta-Lipińska Fot Wacław Klag
Na pierwszym planie Anna Janta-Lipińska Fot Wacław Klag
Anna Janta-Lipińska przez wiele lat reprezentowała barwy krakowskiej Bronowianki. Po tym sezonie, w którym zespół pingpongistek zajął w ekstraklasie dopiero 8. miejsce, rozstanie się z krakowskim klubem i przejdzie do AZS AE Wrocław.

Na pierwszym planie Anna Janta-Lipińska Fot Wacław Klag

TENIS STOŁOWY. Anna Janta-Lipińska rozstaje się z Krakowem i obiera kierunek Wrocław

- Być może krakowski rozdział w karierze nie jest dla mnie całkiem zamknięty, na razie przede mną nowe wyzwanie - mówi 24-latka.
Rozstaje się Pani z Bronowianką bez żalu?
- Nie mam żalu do klubu, takie jest życie zawodowego sportowca. Spędziłam w Krakowie sporo czasu, trafiłam tu w VIII klasie szkoły podstawowej, grałam prawie 10 lat, z dwuletnią przerwą na przygodę z Bundesligą. W Krakowie się właściwie wychowałam, z dziecka stałam się dorosłą osobą, może jeszcze nie dojrzałą, bo stale się tego uczę. Wiele z tego, co udało mi się w tym czasie osiągnąć, a nie było takiego sezonu, w którym nie przywiozłabym z mistrzostw Polski medalu dla klubu, zawdzięczam byłemu prezesowi Kazimierzowi Skrzypkowi. Pomagał mi, stał murem za mną, nawet kiedy coś nie szło w sporcie lub w życiu. Wiele zawdzięczam także wszystkim trenerom, których tu spotkałam. Być może Kraków nie będzie zamkniętym rozdziałem w mojej karierze. Teraz nasze drogi z Bronowianką się rozchodzą, nie otrzymałam propozycji przedłużenia kontraktu i zdecydowałam się na grę we Wrocławiu.
Zajęłyście 8. miejsce w ekstraklasie, grając w krajowym składzie. Czy z dobrą Chinką byłaby szansa na miejsce w czołówce?
- Jestem pewna, że gdybyśmy miały w składzie dobrą Chinkę, włączyłybyśmy się w walkę o medale. W ubiegłym roku, gdy zajęłyśmy 4. miejsce, miałyśmy dobrze punktującą Chinkę i nawet przy naszym - moim i Marty Piłki - mniejszym dorobku punktowym byłyśmy w czołówce. Chinka, która jest w stanie zrobić dwa punkty, to połowa sukcesu w polskiej ekstraklasie, jej obecność w składzie dodaje pewności pozostałym zawodniczkom. Bez takiego wparcia grałyśmy w tym sezonie bardzo nierówno i skończyło się to tylko utrzymaniem w lidze.
Chinki to błogosławieństwo czy przekleństwo polskiej ligi?
- Ich gra u nas ma dobre i złe strony. Zabierają wprawdzie miejsca w składach Polkom, zwłaszcza młodszym koleżankom, ale jeśli ktoś chce wzmocnić drużynę, to nie ma innej możliwości, tylko je zatrudnić. Są niemal w każdym kraju Europy. W Niemczech, Francji, Hiszpanii jest ich jeszcze więcej niż u nas. Są w tym momencie najmocniejsze w naszej lidze, bez nich jej poziom byłby o wiele niższy.
Do Polski przyjeżdża szósty, siódmy garnitur Azjatek, a mimo to pełnią tu główne role, ogrywają Polki. Nie jest to dla Was frustrujące?
- Jest, ale dziś, niestety, są wciąż od nas lepsze, lepiej wytrenowane, zwłaszcza pod względem technicznym nas przerastają.
Przeszła Pani cały etap reprezentacyjnego szkolenia - począwszy od kadr młodzieżowych na seniorskiej kończąc. Co w nim szwankuje?
- Co chwilę zmienia się trener, wizja szkolenia, a z nim system treningów. Największe postępy zrobiłam przy Jerzym Grycanie i współpracującym z nim Piotrem Napiórkowskim, na pewno także dlatego, że szkolili mnie w wieku juniorskim, gdy postępy widać najwyraźniej. Od każdego trenera - także ostatniego w Bronowiance Miro Bednara - coś zyskałam, ale te ciągłe zmiany nie służą ciągłości szkolenia.
Spróbowała Pani także ligi niemieckiej, ale jednak wróciła do polskiej...
- Nie żałują czasu spędzonego w Niemczech, ale mój klub się rozpadł. Dostałam propozycję trenowania w ośrodku w Düsseldorfie z kadrą Niemiec, byłam tam dwa tygodniu, ale mi się nie spodobało. Na sali jest mnóstwo zawodników i wprawdzie dogląda ich kilku trenerów, ale na mnie nikt by nie spojrzał jak na indywidualność, byłabym dla Niemek po prostu sparingpartnerką. Uznałam więc, że lepiej wrócić do Polski, tu grać i studiować. Wróciłam do Bronowianki, ale nie byłam przygotowana na zmiany w klubie - prezesa, trenera. Nie mogłam się w tych nowych okolicznościach zaaklimatyzować. Na początku miałam bardzo słaby czas, ale trenując z Jerzym Grycanem czułam, że powoli idę do przodu, że nabieram sportowej ogłady. Trenera Grycana zwolniono, przyszedł Leszek Kucharski z nową wizją i nowym stylem. Ciągłości w szkoleniu najbardziej mi tu brakowało. W ostatnim sezonie pracowałyśmy z Miro Bednarem, to był dla mnie trochę lepszy sezon niż poprzedni, ale wciąż nie taki, jakbym chciała. Brak mi spokoju w grze, czasem jestem zbyt ambitna, aż za bardzo się w niektóre sprawy angażuję, za bardzo chcę i spalam się przy tym. Jedyne, co mi zostaje, to pracować nad sobą, bo nadal chcę na poważnie grać w tenisa.
Da się z tego w Polsce dobrze żyć?
- To zależy od klubu, są takie, które dobrze płacą. Najlepiej zarabiają w Polsce Chinki, myślę, że około 4 tysięcy zł, ale ping-pong to na pewno jest pasja na określony czas, zwłaszcza dla kobiet, które zakładając rodzinę często kończą kariery. Na później trzeba mieć inny pomysł na życie.
Zostawia Pani w Krakowie tylko sportowe wspomnienia, czy także osobiste?
- Zostawiam w Krakowie narzeczonego, który dobrze mnie rozumie. Sam jest komandosem, uczestniczył w misji wojskowej w Afganistanie, ja czekałam na niego, więc się nie boję, że on na mnie nie będzie czekał teraz. On i moi rodzice bardzo mnie wspierają, więc nie boję się nowych wyzwań, także tego, które przede mną. Studiuję w Chrzanowie na drugim roku college'u germanistykę, a planuję też rozpoczęcie nauki na drugim kierunku - anglistykę. Jeszcze nie wiem, jak to moje studiowanie będzie wyglądać po zmianie klubu.
Rozmawiała Małgorzata Syrda-Śliwa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski