Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brożek: To najgorszy okres w mojej karierze

Bartosz Karcz
Paweł Brożek (23) na razie gra słabo. W tym sezonie ten napastnik strzelił zaledwie jedną bramkę
Paweł Brożek (23) na razie gra słabo. W tym sezonie ten napastnik strzelił zaledwie jedną bramkę fot. Andrzej Banaś
Wisła Kraków. Napastnik „Białej Gwiazdy” wierzy w przełamanie w Białymstoku.

Przez ostatni tydzień było w klubie sporo zamieszania, związanego z osobą trenera Dariusza Wdowczyka. Rozumiał Pan w ogóle, o co w tym wszystkim chodzi?

Myślę, że trener emocjonalnie podszedł do tego wszystkiego, co się działo, m.in. do zwolnień jego asystentów i stąd to całe zamieszanie. Przed meczem sparingowym w Kalwarii powiedział nam jednak, że wszystko przemyślał, że dalej jest z nami i że się nie poddajemy. Pozostaje zatem skoncentrować się na pracy.

Dariusz Wdowczyk powtarza, że waszym największym problemem jest głowa. Myśli Pan, że ponad tydzień wystarczył, żeby wyrzucić z głów klęskę ze Śląskiem, sześć kolejnych porażek i odpowiednio przygotować się od tej strony do spotkania z Jagiellonią?

Zapomnieć o tak dotkliwej porażce, jak ta ze Śląskiem łatwo się nie da, ale nastawienie przed kolejnym meczem musi być inne. Jeśli nie liczyć tego zamieszania z czwartku, to mieliśmy ostatnio trochę spokoju, można było mocno popracować i to nie tylko nad stroną mentalną. Staraliśmy się popracować również nad wytrzymałością, wydolnością. Tego też trochę nam brakowało. A teraz pozostanie już szlifować taktykę na Jagiellonię i odpowiednio się do tego meczu nastawić. Nie możemy przecież pojechać tam jak na ścięcie.

Trener Wdowczyk mówi, że pewność siebie stara się w was budować poprzez liczne wewnętrzne gry. Do tego doszedł wysoko wygrany sparing z Kalwarianką. Takie rzeczy pomagają?
Pomagają, bo budują atmosferę w drużynie i pewność siebie. Jestem przekonany, że nam potrzeba jednego spotkania na przełamanie, żeby wszystko zaczęło wyglądać inaczej, lepiej. Mam nadzieję, że wtedy pójdzie to wszystko w taki sposób, jak wiosną, gdy pojechaliśmy do Niecieczy, wygraliśmy z Termalicą, a później już poszło z górki. Wierzę mocno, że teraz też jeden mecz pozwoli nam złapać właściwy rytm i pójdziemy za ciosem. Oby ten mecz przyszedł już w Białymstoku.

Każdy z Was gra jednak do tej pory poniżej swoich możliwości. Pan też ma takie poczucie?

Oczywiście. Myślę, że w tych ostatnich naszych meczach trudno kogokolwiek wyróżnić. Każdy może grać lepiej, o wiele lepiej.

A Panu, ile brakuje do optymalnej formy?

Gdybyśmy popatrzyli na mecz ze Śląskiem, to musiałbym powiedzieć, że bardzo dużo. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale nie zapominajmy, że nie trenowałem przed tym spotkaniem praktycznie trzy tygodnie. Spodziewałem się, że nie zagram wielkiego spotkania, ale jeśli mam być szczery, to nie myślałem, że wypadnę aż tak słabo.

Można powiedzieć, że to jeden z najtrudniejszych momentów w Pańskiej karierze?

Myślę, że tak. Nawet gdy byłem za granicą i mało grałem, nie było aż tak ciężko. Rzeczywiście, mam fatalny okres, chyba najgorszy, odkąd trafiłem do Wisły.

Można to porównać do tego, co działo się w poprzednim sezonie, gdy również notowaliście fatalną serię porażek?

Mimo wszystko nie. To jednak wyglądało wtedy inaczej. Mieliśmy bardzo dużo kontuzji w zespole, dochodziły kartki. Ciężar gry musieli dźwigać bardzo młodzi piłkarze, często jeszcze w wieku juniora. Trudno zatem było od nich wymagać i mieć wielkie pretensje o wyniki. Teraz jest gorzej, bo mamy prawie wszystkich zawodników do dyspozycji. Jeśli ktoś wypada ze składu z powodu kontuzji, to jedna, dwie osoby. A jednak wszystko to poszło w bardzo złym kierunku. Zupełnie innych niż przypuszczałem po meczu z Pogonią, który wygraliśmy na początek sezonu.

W szatni jest bardziej wzajemna mobilizacja, czy raczej wytykanie sobie błędów?

Jeśli można w ogóle mówić o plusach całej tej sytuacji, to jest nim atmosfera w szatni. Nie jest oczywiście tak, że wszyscy chodzą uśmiechnięci, bo zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Ale też nie ma przerzucania odpowiedzialności jeden na drugiego. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że gra poniżej możliwości. Mamy doświadczony zespół i każdy rozumie, że gdybyśmy podkręcali wzajemnie negatywną atmosferę, to byłoby jeszcze gorzej. Rozmawiamy między sobą dużo, ale w pozytywny sposób.

Tylko, że w następnym meczu będzie pewnie bardzo trudno o przełamanie. Jedziecie do Jagiellonii, a gdy lider podejmuje ostatnią drużynę w tabeli, to faworyt jest jasny.

Poprzeczka będzie zawieszona bardzo wysoko. Zagramy z zespołem, który punktuje, który gra niezłą piłkę i który ma sporo jakości w postaci gry takich piłkarzy jak choćby Vassiljev czy Cernych. Tylko, że jak popatrzymy na nas, to na dzisiaj z kim byśmy nie grali, to i tak czekałoby nas ciężkie spotkanie.

Jest w ogóle jakiś element, w którym przed tym meczem znajduje Pan optymizm?

W dwóch tygodniach przerwy… To jest czas, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, ale również w grze. Jeśli wrócimy do swojego normalnego grania, to w Białymstoku nie musimy być skazani na pożarcie.

Jest Pan rozczarowany, że na koniec okna transferowego nikt już do Was nie dołączył?
Nie spodziewałem się transferów. Klub jest w fazie przejściowej, kolejny raz zmienił właściciela. Myślę, że najpierw trzeba wszystko poukładać w klubie, a dopiero później zaczniemy pewnie myśleć o budowie mocniejszego zespołu w Krakowie.

I uda Wam się odciąć już od tego wszystko, co się dzieje?

Pewnie do końca nie, ale trzeba przestać opowiadać, że zamieszanie w klubie wpływa na naszą grę, że nas dekoncentruje. Jak człowiek wychodzi na boisko, to przecież o tym nie myśli, tylko stara się zagrać jak najlepiej. I tak trzeba podejść do meczu w Białymstoku.

Rozmawiał Bartosz Karcz

***

Zamieszanie z Adamczewskim

Krótko przed tym, jak właścicielem Wisły przestał być Jakub Meresiński, „Biała Gwiazda” ogłosiła, że koordynatorem pionu szkoleniowego został Michał Adamczewski. Już wtedy było wiadomo, że był to pomysł niedoszłego dyrektora sportowego Marka Citki. Tylko, że po kolejnej zmianie właściciela nikt już Adamczewskiego w Wiśle nie chce. Zwłaszcza, że poprzednicy podpisali z nim kontrakt na ponad 20 tysięcy złotych miesięcznie. Teraz Wisła podważa ważność umowy. Klub wydał komunikat, w którym czytamy m.in.: „Wisła Kraków SA stoi na stanowisku, że ze względów formalnych umowa zawarta z panem trenerem Michałem Adamczewskim jest nieważna. Dodatkowo wskazujemy, iż pan Adamczewski złamał klauzulę poufności, co stanowiło podstawę rozwiązania umowy na wypadek, gdyby kontrakt został uznany za ważnie zawarty.”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski