Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bryan Ferry. "Bête Noire”

Redakcja
Mój dzisiejszy bohater – Bryan Ferry, w latach 70. ubiegłego wieku nie tylko stał na czele grupy Roxy Music, ale także działał jako solista. W tej drugiej roli nagrał pięć albumów i kilka singli, które odniosły spory sukces.

Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (87)

Potem, na przełomie dekad, poświęcił się wyłącznie pracy z Roxy, co sprawiło, że jego kolejna płyta solowa pojawiła się dopiero 1985 r. Gdy "Boys And Girls” (taki nadał jej tytuł) trafiła do sklepów, okazało się, że artysta stworzył arcydzieło. Wydawnictwo stało się czymś na kształt pomnika–symbolu rocka tamtego dziesięciolecia. Warto też wspomnieć, że zaraz po jego wydaniu Ferry wraz ze swoim zespołem towarzyszącym (m.in. z Davidem Gilmourem grającym na gitarze) wystąpił na Stadionie Wembley w ramach londyńskiego koncertu "Live Aid”. To jeszcze bardziej wzmogło jego i tak już wielką popularność. Trochę pod jej presją, w dwa lata później, artysta nagrał swój kolejny longplay – "Bête Noire”. Ten, przede wszystkim za sprawą oczekiwań jakie rozbudziło "Boys And Girls”, w pierwszej chwili odrobinę rozczarowywał, ale słuchany po latach, wypada wspaniale. Pora się o tym przekonać na własne uszy.

"Bête Noire” otwiera zmysłowe, rytmiczne, bo przesączone afrykańskością, nagranie "Limbo”. Setki drobniutkich dźwięków, stuki instrumentów perkusyjnych i piękne podgrywki na gitarze Davida Gilmoura. Pycha! Zaraz potem ktoś coś zaczyna pisać na maszynie (do pisania rzecz jasna). Po sekundzie do tego stuku dołącza się nieludzko precyzyjnie pracujący perkusista – Andy Newmark (wspieracz m.in. Johna Lennona, George’a Harrisona, Erica Claptona, Rogera Watersa, Davida Gilmoura, Stinga i Pink Floyd oraz Roxy Music!) i kolejne instrumenty.

W "Kiss & Tell” jest wręcz zmysłowo. Trójkę – "New Town” znów anonsuje uwypuklony rytm, który podbudowuje piękną melodię. Nawet nielubiącym tańczyć nogi poruszają się do taktu. W tle leci hipnotyczna solówka wioślarska Neila Hubbarda. W "Day For Night” (4) jest bardziej rockowo i bardziej "biało”, natomiast w "Zamba” (5) absolutnie hipnotycznie i absolutnie wspaniale. Tłem tej trzyminutowej pieśni jest wspaniała elektronika (Patrick Leonard) i delikatna gitara. Kolejnych pięć tematów (strona "B” analoga) to: przebojowe, bo wyraziste "The Right Staff” (na wiośle gra współautor – Johnny Marr z The Smith); rozpędzone i tylko bardzo dobre "Seven Deadly Sins”; wspaniałe, otulające jak mgła (z pięknym refrenem) "The Name Of The Game” i wreszcie godny finału finał, rozmarzony (m.in. dzięki skrzypcom) utwór tytułowy. Magiczne!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski