Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brzydka gęba pi-aru

Redakcja
Niewielu wie, co oznacza, ale wszyscy tego terminu używają. Pojawił się nagle i rozpycha się w życiu publicznym, jak pisklę kukułki w cudzym gniazdku. Pi-ar stał się wytrychem do naszej mętnej rzeczywistości. Jeśli czegoś nie rozumiemy, coś wygląda podejrzanie i brzmi nieszczerze, pada formuła "to pi-ar" i wszystko powinno być jasne. Z czasów siermiężnego socjalizmu pozostały nam zdolności udawania. Udawaliśmy entuzjazm na pochodach 1-majowych, przyjaźń do ZSRR i wiarę w świetlane perspektywy. Dorsz udawał łososia, jakiś gniot czekoladę, a polo-cocta podszywała się pod coca-colę. W PRL wiele rzeczy było na niby, ludzie o tym wiedzieli i dzięki temu nie leczyli się masowo psychicznie.

Z bliska - Tadeusz Jacewicz

PRL-u nie ma, elementy udawania pozostały. Choćby ten pi-ar. Jest to skrót od angielskiego Public Relations (PR), czyli takiego działania informacyjnego, które tworzy dobry wizerunek kogoś czy czegoś i służy sprawnemu przepływowi informacji. W świecie, gdzie tej informacji jest za dużo, to pożyteczne zajęcie. Pomaga więcej wiedzieć i lepiej rozumieć. Tym, którzy mówią i tym, którzy słuchają.
Tak działa PR na świecie. W Polsce mamy talent do własnej interpretacji ogólnie przyjętych pojęć. Pi-ar też się temu nie oparł. Z tego, co widać i słychać wynika, że PR `a la polonaise to mieszanina dobrych chęci i niekiedy dyskusyjnych działań. Kiedy polityk zręcznie kłamie, mówi się, że ma dobry pi-ar. Kiedy uśmiecha się do dziatek w szkole lub smuci na miejscu katastrofy - to też. Wymyśliliśmy "czarny PR", czyli ukryte obrzucanie błotem przeciwnika. Różni PR-owi znachorzy wmawiają nam, że nie ma różnicy w promowaniu proszku do prania i kandydata na prezydenta. W sumie piar jawi się jak mroczna otchłań, w której rządzą demoniczni czarownicy, dowolnie manipulujący ogłupiałymi masami.
To nieprawda. Kilku piarowskich znachorów opowiada maluczkim piętrowe historyjki, ale ich recepty są jednak równie skuteczne, jak maść na porost włosów sprzedawana łysym naiwniakom. Prezydent to nie proszek, są granice skutecznej manipulacji i kłamstwo prędzej czy później mści się na kłamcy. Public Relations to mówienie prawdy. Kłamią ci, którzy prawdy się boją lub nie potrafią jej przedstawić.
Im prędzej zrozumieją to politycy, tym lepiej będzie im szło. A przy okazji - nam także. Pozornie mamy wielką tolerancję dla kłamców i tego, co opowiadają. Bill Clinton omal nie wyleciał z Białego Domu nie dlatego, że zabawiał się ze stażystką, tylko że kłamał. W Polsce politycy łżą codziennie i nie kończy się to natychmiastową egzekucją. Do czasu jednak. Warto przypomnieć sobie te wielkie nazwiska sprzed kilku-kilkunastu lat. Nadętych ważniaków, którzy nie wychodzili z telewizji, a do sklepów jeździli pancernymi limuzynami. Oszczędnie gospodarowali prawdą. Śladu po nich nie ma.
Nie pozwalajmy na maskowanie krętactwa opowieściami o pi-arze. Kłamstwo polityczne jest oszukiwaniem Polaków, nie zabiegiem socjotechnicznym. Czarny PR to brudna manipulacja. Tak jak napad na bank to rabunek, a nie forma inżynierii finansowej. Zajmujący się Public Relations powinni zająć się przywróceniem dobrego imienia pi-arowi. Na razie milczą albo zajmują się wzajemnym zwalczaniem.
Mamy wielki talent smarowania błotem dziedzin życia, zawodów lub ludzi ważnych społecznie. Zaciekłość garstki ziejących nienawiścią dawnych kolegów wspomaganych przez niektórych urzędników uszkodziła legendę "Solidarności" i jej historycznego przywódcę. Do dzisiaj Lech Wałęsa jest przypuszczalnie najbardziej znanym na świecie Polakiem, ale w Polsce usiłują zrobić zeń pośmiewisko. Wymyślamy różne znaki promocyjne kraju: kolorowy latawiec, jabłko, jakieś sielskie obrazki, a utopiliśmy "Solidarność", która powinna być marką Polski w tym płonącym konfliktami świecie. Tej legendy już chyba nie odbudujemy. Jaka nam pozostała?
Ważne, pożyteczne zawody i ludzie otrzymują poniżające etykietki. Lekarze stali się synonimem łapowników. Prokuratorzy to chłopcy na posyłki polityków. Adwokaci są chętnie zamykani w miejscach, gdzie powinni przebywać wyłącznie ich klienci. O politykach lepiej nie mówić, sami pracują na swoją niesławę. Mimo to drukowanie na czołówce gazety wielkiego zdjęcia byłego wicepremiera, aktualnego posła, sikającego we własnym ogródku, to jednak przesada. Taka ma być wolność prasy? Następnym sukcesem powinna być fotka z kamery ukrytej w sedesie.
Podobnie jest z pi-arem. Tej pożytecznej, wymagającej mądrości i doświadczenia życiowego działalności dorobiono brzydką gębę. Często myli się go z krypto-reklamą czy działaniami marketingowymi. Duża strata dla wszystkich. Słabo się ze sobą komunikujemy, niewiele rozumiemy. Inwektywy zastępują argumenty, agresja wyklucza porozumienie. Pi-ar może pomóc w cywilizowaniu naszego życia publicznego, jeśli zostanie potraktowany profesjonalnie i uczciwie. Pod warunkiem że jedni będą mówić prawdę, a inni zechcą jej wysłuchać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski