Od 2011 r., gdy Jarosław Kaczyński tuż po przegranych wyborach wygłosił słynne zdanie, iż „jeszcze przyjdzie taki dzień, że będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”, różne bywały jego relacje z Victorem Orbanem. Nawet ostentacyjnie chłodne, kiedy prezes PiS nie chciał się spotkać z węgierskim premierem podczas jego ostatniej wizyty w Polsce. Dzisiaj pewnie należałoby napisać, że więcej było w tym taktyki niż ostentacji, bo sam Orban - zbliżając się do Rosji Władimira Putina - dał wówczas jasny sygnał, że będzie działał po swojemu. Nawet wbrew temu, co mogą myśleć jego polityczni sojusznicy.
Nigdy jednak Kaczyński nie poddał w wątpliwość modelu gospodarczo-społecznego, który rządząca partia Fidesz konsekwentnie realizuje na Węgrzech od pięciu lat. A to może skłaniać do przypuszczeń, że właśnie teraz - gdy PiS zdobył pełnię władzy - będzie rzeczywiście chciał obficie czerpać z węgierskich doświadczeń. Nawet jeśli tego głośno nie powtarza.
Tym bardziej, że Orbana i Kaczyńskiego połączy zapewne jeszcze bardziej polityka migracyjna, idąca pod prąd europejskim sugestiom prosto z Brukseli oraz całkiem niezłe wyniki gospodarcze osiągane w tym roku przez rząd w Budapeszcie. Dla PiS to może być dodatkowy bodziec, aby podążać tą drogą.
- Orban konsekwentnie podkreśla narodowy charakter prowadzonej przez siebie polityki, ale prawdą jest też, że gdyby rządził źle, nie zostałby wybrany na kolejną kadencję z tak dużą większością, niemal 45 proc. - mówi dr Tadeusz Kopyś z Instytutu Europeistyki UJ. Na razie więc ta polityka przynosi efekty. Przede wszystkim wewnątrz kraju, gdzie większość obywateli - i w znacznej mierze poza stołecznym Budapesztem - popiera rządzący Fidesz. A to oznacza tyle, że eksperymenty Orbana trafiły na podatny grunt. I nie chodzi nawet o zmianę konstytucji w taki sposób, aby wprowadzenie waluty euro było trudniejsze (w Polsce taki zabieg wydaje się bardzo mało prawdopodobny), ale o wiele innych działań mających konkretne przełożenie na rozwój sytuacji gospodarczej. To m.in. przejęcie kontroli nad bankiem centralnym, wsparcie dla drobnej przedsiębiorczości, polityka prorodzinna oparta na ulgach podatkowych oraz - jak twierdzi Orban - „zakończenie kolonizacji kraju przez międzynarodową finansjerę”.
Rozwiązania zdają się może nieraz kontrowersyjne, ale na razie przynoszą Orbanowi korzyści. - Wprowadzenie podatku bankowego albo wyższe podatki dla najbogatszych najwyraźniej się sprawdziły w warunkach węgierskich - mówi dr Kopyś. - Z drugiej strony można powiedzieć, że Orban prowadzi swoistą politykę zamykania ust opozycji. Gdyby polskie władze czerpały z tego wzory, na pewno skończyłoby się to źle.
Odważne, a przede wszystkim bezkompromisowe działania rządu w Budapeszcie na pewno nie budzą zachwytu w Europie. Problem z uchodźcami - niezwykle ostro i bezwzględnie traktowanymi przez Orbana - jeszcze to uwypuklił. Sytuacja wydaje się jednak bardziej skomplikowana niż na pierwszy rzut oka. Dowodów nie ma żadnych, ale można przypuszczać, że wiele europejskich stolic - łącznie z Brukselą, Berlinem i Paryżem - krytykujących Węgry za brak współpracy, po cichu cieszyło się, że Budapeszt tak stanowczo zamyka granice przed coraz mniej kontrolowanym napływem uchodźców z Bliskiego Wschodu.
Najwyraźniej jednak węgierski premier jest odporny na polityczne naciski z zewnątrz, co było też widać przy okazji podpisywania umowy o rozbudowie przez Rosjan elektrowni atomowej w Pacs za 10 mld euro.
To wszystko można interpretować dosyć jednoznacznie: Orbana cechuje przede wszystkim pragmatyzm.
I pod tym względem nowe władze w Polsce też z pewnością będą chciały korzystać z jego doświadczeń. Choć niekoniecznie z tak bezceremonialnego otwarcia na Rosję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?