Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budynek stanął w płomieniach, gdy wybrali się do sąsiadów

Paweł Chwał
Stefania Fidowicz jest załamana poniedziałkowym pożarem. W ogniu straciła dom i cały dobytek
Stefania Fidowicz jest załamana poniedziałkowym pożarem. W ogniu straciła dom i cały dobytek fot. paweł chwał
Ryglice. Dom Fidowiczów zajął się prawdopodobnie od świeczki. Zapalili ją, modląc się przed obrazem Jezusa Miłosiernego.

Stefania Fidowicz, znana ryglicka artystka ludowa, bezradnie rozkłada ręce i ociera łzy, które co chwilę spływają jej po spuchniętych policzkach. Wciąż nie może otrząsnąć się po pożarze, który doszczętnie strawił jej dom.

Fidowiczowie mieszkają w przysiółku Bukowina w Ryglicach. W poniedziałek gościli w swoim drewnianym domku obraz Jezusa Miłosiernego, który peregrynuje po parafii.

- Obraz był u nas całą dobę, lecz kiedy na zegarze wybiła godzina 19 trzeba było przekazać go do kolejnej rodziny. Przyszła po niego sąsiadka, pomodliliśmy się jeszcze raz przed nim wspólnie i poszliśmy odprowadzić i pożegnać Jezusa - opowiada drżącym głosem pani Stefania.

W domu nie było nikogo góra 15-20 minut. To jednak wystarczyło, żeby cały budynek stanął w płomieniach. Wracający właściciele jako pierwsi zauważyli kłęby dymu wydobywające się przez okna. Próbowali gasić pożar własnymi siłami. Nie dość, że niczego nie uratowali, to jeszcze mocno się poparzyli.

Obrażenia, których doznali były na tyle poważne, że oboje zostali zabrani do szpitala w Tarnowie. Kobieta ma bolesne pęcherze na prawym przedramieniu oraz przypaloną twarz i włosy, ale już wróciła do Ryglic. - Mamy konia, krowy. Ktoś musi się przecież nimi zajmować, dawać im jeść i pić - tłumaczy.

Jej mąż wciąż leży w szpitalu, gdyż oparzenia, których się nabawił podczas poniedziałkowej akcji, są bardziej rozległe. Ma opalone nie tylko ręce, ale również tułów, plecy i okolice głowy.

Wszystko wskazuje na to, że dom spłonął od świeczki, którą gospodarze zapalili, aby oświetlała podobiznę Jezusa Miłosiernego, która gościła w ich domu. Zapomnieli ją zgasić, gdy poszli z obrazem do sąsiadów.

- Niejeden powiedziałby, że to przez ten obraz nie mamy teraz domu, a przecież to nie on zawinił, tylko my. Świeczkę najpewniej wiatr przewrócił, albo zajęła się od niej firanka i później reszta wyposażenia. Z drugiej strony, kto wie, może Jezus Miłosierny uratował nam życie. Równie dobrze do pożaru mogło dojść bowiem wówczas, gdy spaliśmy. Wtedy najpierw zaczadzilibyśmy się, a potem spłonęli żywcem w środku - mówi kobieta.

Po pożarze małżonkowie zostali z niczym. Spłonęło wszystko, co przez lata kupowali do domu. - Na szczęście sąsiedzi dali mi coś do ubrania, bo nie miałabym co na siebie włożyć. Cztery lata temu pokryliśmy dach blachą, w środku zrobiliśmy doraźne remonty, kupiliśmy pralkę, wymieniliśmy meble w kuchni. Kosztowało nas to sporo wyrzeczeń i pieniędzy. Teraz nie mamy nic - dodaje Stefania Fidowicz.

Dom nie był ubezpieczony, więc pogorzelcy nie mogą liczyć na odszkodowanie, a szanse na szybkie wybudowanie nowego lokum są znikome. Chyba, że znajdą się ludzie dobrej woli, którzy im w tym pomogą. Na początek 6 tys zł zapomogi zadeklarowała gmina Ryglice.

- Kilka lat temu sama straciłam dom wskutek osuwającej się ziemi. Wtedy ludzie nie zostawili nas samych. Pomagając pani Stefanii, spłacam swój dług wdzięczności - wyjaśnia Katarzyna Błońska, sąsiadka, u której znalazła tymczasowo dach nad głową poszkodowana kobieta. Na pogorzelisku pracuje kilkanaście osób. - Bardzo przeżyliśmy to, co spotkało tę rodzinę. Jesteśmy teraz z nimi, żeby ich podnieść na duchu - mówi Teresa Bochenek, sołtyska Ryglic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski