Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bulanowska: Nigdy nie byłam przyspawana do żadnego stołka

Katarzyna Kachel
Barbara Bulanowska potrafi przyznać się do błędu i przeprosić
Barbara Bulanowska potrafi przyznać się do błędu i przeprosić Andrzej Banaś
Andrzej Kulig dyrektorem Szpitala Uniwersyteckiego przestał być z dnia na dzień. Zwolniono go kilkanaście godzin po wynegocjowaniu z Narodowym Funduszem Zdrowia kontraktu. Większego o 38 milionów niż przed rokiem. W połowie kwietnia jego miejsce przy Kopernika zajmie Barbara Bulanowska, była szefowa NFZ. W Krakowie huczy: przypadek?

Teatrolożka. Słyszała to za każdym razem, kiedy próbowano ją zdyskredytować. Zlekceważyć jej predyspozycje i kompetencje, pominąć ciężką pracę i dorobek zawodowy. Wtedy gdy zaczynała studia w Szkole Zdrowia Publicznego też budziła zdumienie. Pamięta dobrze, jak rozbawiła swoich kolegów, mówiąc, że chce w przyszłości zostać dyrektorem szpitala. Dziś Barbara Bulanowska czuje satysfakcję.

Jest pierwszą kobietą, która poprowadzi ten największy szpital kliniczny w Polsce. I pierwszą osobą niezwiązaną z uczelnią. Już wie, że łatwo nie będzie. Rządy rozpoczyna w klimacie kontrowersji i spekulacji. Wie, że wszyscy będą uważnie patrzeć jej na ręce. - Wolałabym objąć stanowisko w innych okolicznościach - nie ukrywa. -Tyle że nie zawsze jest szansa, by te okoliczności wybrać. Nie zamierza składać broni i podkulać ze strachu ogona, bo - jak zapewnia - jest kobietą twardą i zdecydowaną. Upartą, samodzielną. - Ale równocześnie chętną do twórczej współpracy, bo, jak mawiała moja babcia, "samemu można najwyżej szydełkować".

Przypadek?
Na facebookową stronę "dobre imię dyrektora Kuliga" Barbara Bulanowska nie zagląda. Córki ostrzegły ją: mamo, nie czytaj tego, bo się zdenerwujesz. Na stronę nie zagląda także jej bohater, Andrzej Kulig, dziś pełnomocnik prezydenta Jacka Majchrowskiego ds. społecznych. - Nie czytałem jej, nie mam pojęcia, co tam w ogóle jest - zapewnia.

Zaglądają politycy, lekarze, pacjenci. Łącznie śledzi ją około 800 osób. I śledzą też wnikliwie nowe doniesienia tych, którzy chcą "wspomóc dr. hab. Andrzeja Kuliga odwołanego ze stanowiska dyrektora Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie". Z dnia na dzień, bez słowa dziękuję, bez jednego zdania prócz formułki: "Z dniem dzisiejszym zwalniam pana ze stanowiska. Proszę podpisać papiery". - Co było dla mnie przykre - nie ukrywa dyr. Kulig.

Podpisał je 11 grudnia. Dzień po wynegocjowaniu z Narodowym Funduszem Zdrowia kontraktu na 2015 rok. Wyższego o 38 mln złotych niż przed rokiem. "Przypadek?" - pytają autorzy strony. "Proszę łączyć fakty. Kto planuje rządzić w szpitalu" - podpowiadają.12 grudnia Andrzej Kulig nie miał głowy, by łączyć fakty. Nie miał, bo decyzja władz UJ była dla niego wielkim zaskoczeniem. Teraz głowę ma, ale faktów i tak łączyć nie zamierza: - To spiskowa teoria - ucina. -Wiem, że dyrektor Bulanowska była naprawdę zdziwiona moim zwolnieniem.

Ma dobre źródła informacji. - Szok - przypomina sobie Barbara Bulanowska swoją reakcję na wieść o odwołaniu dyr. Kuliga. - Byłam w potężnym stresie, bo nie wiedziałam, czy wszystkie negocjacje zostały sfinalizowane. Wyobraża sobie pani rozpoczęcie kolejnego roku bez zamknięcia procesu kontraktowania z tak ogromnym szpitalem? Jeszcze dzień wcześniej dyrektor do wieczora walczył i zabiegał o większe pieniądze, także o wyższą wycenę wybranych świadczeń. Wcześniej, przez parę tygodni byliśmy pod presją wpływowych osób, mediów, jednak nie ustąpiłam - przypomina sobie.

Nie jestem wróżką
Barbara Bulanowska nie ukrywa, że i jej jest przykro. Bo spekulują, obwiniają, wypisują w internecie niestworzone rzeczy. Sugerują, że podpisując kontrakt, wiedziała, iż rektor UJ zamierza odwołać dyrektora Kuliga. -Nie jestem wróżką - mówi. -Zarzuty stawiają ludzie niemający pojęcia, w jaki sposób pracuje fundusz. Plan finansowy na kolejny rok oddział NFZ przygotowuje już w czerwcu, później, w czasie wakacji, konstruujemy plan zakupu. Negocjacje prowadzą powołane do tego zespoły, a nie dyrektor oddziału. Podkreśla, że kontrakt Szpitala Uniwersyteckiego nie jest zaś ani znacząco wyższy, ani niższy niż w poprzednich latach (patrz ramka).

Noga mi się nie powinęła
Nie planowała zmian. Powie więcej: nie jest jej łatwo rozstać się po sześciu latach z NFZ: - Serce boli, to przecież duży kawał życia. Jestem jedynym dyrektorem tak dużego oddziału, który zarządza finansami regionu przez tyle lat. W historii NFZ to cała epoka i żaden z moich szefów, a było ich kilku, nie chciał się ze mną rozstawać. Myślę, że o czymś to świadczy. Zresztą lubi zarządzać w skali makro (mówi: fascynuje mnie to!), rozdzielać (w NFZ, bagatela, 5,5 miliarda złotych), usprawniać, polepszać.

Uważa, że dużo jej się udało zrobić dobrego: wdrożyła nowoczesną metodologię i przejrzyste zasady aneksowania, zlikwidowała na mapie usług medycznych wiele białych plam, stworzyła racjonalną sieć jednostek świadczących usługi zdrowotne. - Nie powinęła mi się noga, nie popełniłam po drodze żadnego poważnego błędu. Moje decyzje, nawet gdy wydawały się kontrowersyjne, okazywały się w efekcie konieczne i racjonalne - podkreśla Bulanowska.

I choć nie udało jej się doprowadzić do przeprowadzki funduszu z sześciu obiektów do jednego, odchodzi z podniesionym czołem: - Mam rzadko spotykaną wiedzę i doświadczenie w zarzadzaniu finansami w skali makro, kształtowaniu rynku świadczeń zdrowotnych, identyfikowaniu potrzeb zdrowotnych, świetnie także wie, jak wygląda praca w instytucji, która z założenia jest narażona na niechęć społeczną, ataki i krytykę z każdej strony.

Także dyrektorów. - Negocjacje kontraktu zawsze były trudne. Skłamałbym jednak, gdybym nie przyznał, że pani dyrektor dobrze rozumiała specyfikę pracy szpitala klinicznego - mówi Kulig.Czy na tyle, by go teraz dobrze poprowadzić, co więcej, zakończyć z powodzeniem budowę nowej siedziby? - Jeżeli tylko uda się pani dyrektor poprawić ten spartaczony projekt, będzie to jej pierwszy spektakularny sukces - uważa były dyrektor.

Czy jest gotowa do rządzenia? Mówi: - Nikt nie jest dość gotowy do zarządzania tak dużą i skomplikowaną strukturą. Każdy, kto uważa inaczej, nie posiada w sobie dość pokory, zdolności przewidywania możliwych ryzyk, a co za tym idzie - kompetencji.

Wie dobrze, że będzie musiała równolegle podejmować decyzje i rozwiązywać problemy związane z bieżącą pracą ogromnego szpitala, wdrażać działania związane z koniecznością poprawy jego płynności i zbilansowania oraz zająć się nową siedzibą w Prokocimiu. - Niektórzy zarzucają mi, że nigdy nie zarządzałam tak dużym szpitalem. To prawda, ale kto to robił poza byłymi dyrektorami? - pyta. Zdaje sobie sprawę, że podjęła trudną decyzję. - Ale ponieważ nikt mnie do tego nie namawiał, pozostaje mi więc tylko zakasać rękawy i wziąć się do ciężkiej roboty.

Uległa czy waleczna?
W środowisku cieszy się dużym autorytetem. Dobrze oceniają ją dyrektorzy szpitali (Renata Godyń-Swędzioł, szefowa Narutowicza: - To stanowcza kobieta i na pewno da sobie radę w nowym miejscu) i władze uniwersytetu (prorektor UJ ds. Collegium Medicum prof. Piotr Laidler: - Dotychczasowa współpraca była pozytywna).

Ma doświadczenie, jest pewna siebie, umiejętnie potrafi prowadzić dyskusję. Nie boi się wyrazić swojego zdania, choćby nawet musiała sprzeciwić się bardzo ważnym osobom. - Bywam niepokorna, ale moje uwagi nie mają na celu krytyki lub pokazania, że jestem bardziej kompetentna, ale poprawienie proponowanych projektów. Bywam uparta, nie zakochuję się jednak we własnych rozwiązaniach. Nie mam kompleksów i chyba dlatego z dużą łatwością przychodzi mi przyznanie, że ktoś inny ma lepszy pomysł, przeprosić, kiedy trzeba, za własną pomyłkę - mówi.

Jej współpracownicy dobrze wiedzą, że empatyczna i ciepła szefowa nie daje żadnej taryfy ulgowej. Ocenia po efektach pracy. Dobrze wie, kogo na co stać. - Niech nikogo nie zmyli pozornie matczyny charakter - ostrzegają. Rozliczy z każdego zadania. Sprawiedliwie i surowo. Rozdzieli sprawy służbowe od prywatnych. - Budzi szacunek i można jej zaufać - dodają. Wymaga od innych lojalności. - Dobrze wszystko pamięta. Każde nadużycie, pomówienie czy insynuację niezgodną z prawdą - wyliczają.

- Pamiętam, ale nie jestem pamiętliwa - przyznaje Barbara Bulanowska. - Nigdy nie żywię urazy, nie mszczę się. Nie czekam na moment, kiedy będę mogła się odegrać. To wyniszcza. Nie jestem osobą, która szuka pożywki w złych emocjach.

- Z panią dyrektor można się kłócić. O ile ma się żelazne argumenty, wiedzę i zero prywatnych interesów - mówią pracownicy.
Stanowczości i niezłomności nauczyło ją życie. Ciężkie momenty, kiedy po studiach humanistycznych została sama z dwójką maleńkich dzieci. Bez pracy, bez mieszkania, bez pieniędzy. - To był dramat, myślałam, koniec życia. Przecież cały czas miałam w głowie marzenia o karierze profesorskiej, ambicję prowadzenia życia intelektualistki - wspomina.

Nie załamała się. Mówi: - Miałam dla kogo żyć, dlatego musiałam stanąć na nogi. Narodzić się niejako na nowo i pokazać, że potrafię i jestem silna. To wtedy postanowiła skończyć Szkołę Zdrowia Publicznego Collegium Medicum UJ. Potem były kolejne studia, pierwsza praca w szpitalu Rydygiera i kolejne.

Nigdy jej nikt nie zwolnił, zawsze decydowała sama, kiedy odchodzi. - Nigdy nie pozwalam, żeby ktoś decydował o mojej przyszłości, rozwoju zawodowym i intelektualnym. W pracy daję z siebie wszystko, czasem wbrew interesom wielu. Gdy podejmuję trudne decyzje, biorę pod uwagę możliwe konsekwencje, jakie mogę ponieść, ale nigdy nie byłam "przyspawana do stołka". Odchodzę, kiedy mam poczucie dobrze wykonanego zadania i czuję, że dałam tej instytucji wszystko, co mogłam i że już czas na nowe otwarcie. Nie żałuje niczego. Powtarza sobie zawsze: co cię nie zabije, to cię wzmocni i idzie dalej. Nie ogląda się wstecz (czasami tylko marzy sobie: a może wtedy - gdy już wybuduję ten szpital - znajdę czas na swoje pasje; na sztukę, literaturę, dramat?)

Haniebny projekt?
Na razie dobrze wie, co będzie zajmować ją przez kolejnych sześć lat. I że czasu na prywatne sprawy nie będzie za wiele. - Na szczęście córki są już dorosłe, a poza tym przyzwyczaiły się, że mama pracuje.

Zapewnia, że nie boi się trudnych wyzwań. A złych projektów, które mogą zakończyć się całkowitą klapą? Takich jak nowy budynek Szpitala Uniwersyteckiego, który skonfliktował rektora UJ Wojciecha Nowaka i dyrektora Andrzeja Kuliga? - Skonfliktował nie dlatego, że jestem całkowitym idiotą, który uważa, że szpital może spokojnie sobie funkcjonować w zabytkowych budynkach przy ulicy Kopernika. Ale dlatego, że projekt jest haniebny - powtarza za każdym razem Andrzej Kulig. Litanię rozpoczyna: mała liczba łóżek (925), zbyt wiele sal operacyjnych (24) na możliwą do przyjęcia liczbę chorych. Zbyt małe są też, zdaniem Kuliga, oddziały (24-osobowe).

Nie będzie szans - jak mówi - by się utrzymały. Sam proponuje oddziały 40-osobowe, na których obok pacjentów długoterminowych (droższych) leżeliby także ci "tani", refundowani w stu procentach przez NFZ. - Mam nadzieję, że zespołowi, który teraz pracuje nad modyfikacjami, uda się poprawić projekt - dodaje. Barbara Bulanowska w zespole ekspertów nie jest, ale na pewno zapozna się z efektami jego dotychczasowych ustaleń. Ma także nadzieję na włączenie w dalsze prace.

Z zarzutami byłego dyrektora się jednak nie zgadza. Uważa, że ogólna liczba łóżek jest wystarczająca, bowiem nie wszystkie oddziały zostaną przeniesione do Prokocimia. "Nowy Szpital Uniwersytecki" ma być według niej nowoczesnym, tzw. ostrym szpitalem, który zintegruje wszystkie oddziały zabiegowe dotychczas rozsiane wzdłuż ul. Kopernika. Będą do niego trafiać najtrudniejsze i najdroższe przypadki, osoby, które po interwencji, często z wykorzystaniem technik małoinwazyjnych, nie będą zajmować długo łóżek. Zostaną wypisane do domu lub skierowane na dalsze leczenie. Przyznaje jednak, że dotychczas ustalona struktura łóżkowa może ulec zmianie, w tym ich wielkość i nie będzie w tym nic dziwnego. Mówi: - Medycyna zmienia się w niezwykłym tempie. Potrzeby rynku świadczeń medycznych i możliwości technologiczne mogą być znacząco różne za kilka lat, kiedy uruchamiany będzie szpital. W medycynie nic nie jest raz na zawsze, jesteśmy skazani na zmiany i to coraz szybsze. Ważne, żebyśmy potrafili odpowiednio szybko zauważać ich symptomy i byli odpowiednio elastyczni w podejmowanych decyzjach i działaniach.

Wrogów jeszcze nie zna
W połowie kwietnia Barbara Bulanowska pojawi się w gabinecie dyrektorskim przy ulicy Kopernika. Zamieni 400 urzędników, którym szefowała na 3700 pracowników szpitala. Ma wsparcie rektora i prorektora UJ, wielu zaprzyjaźnionych lekarzy i ordynatorów. A wrogów? - Na pewno są, tylko ich jeszcze nie znam.

***
Barbara Bulanowska: Kontrakt był dostosowany do potrzeb SU, uwzględniał potężne nadwykoniana w nowo utworzonym oddziale intensywnej terapii II poziomu referencyjnego, w świadczeniach nielimitowanych, priorytetowych (np. onkologicznych) i wreszcie chemioterapię i rozwijające się programy lekowe (z bardzo wysokimi kosztami substancji), w których realizacji szpital jest liderem w regionie. Słyszałam także o zarzutach, że szpital dostał ponad 21 mln zapłaty za nadwykonania 2014 r., warto zatem porównać tę kwotę z wartością nadwykonań szpitala ogółem i przypomnieć, że za 2013 r. kwota zapłacona za nadwykonania była znacznie wyższa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski