Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Burzliwe losy trzech pokoleń krakowskich fotografów

Maciej Makowski
Barbara Kańska-Bielak prowadzi najstarszy zakład fotograficzny w Krakowie
Barbara Kańska-Bielak prowadzi najstarszy zakład fotograficzny w Krakowie FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Reportaż. W bramie przy ulicy Sławkowskiej 4 mieści się studio fotograficzne prowadzone przez Barbarę Kańską-Bielak. 96 lat wcześniej jej dziadek Zygmunt Garzyński założył firmę, która przetrwała wojnę, komunizm i na stałe zapisała się na kartach historii Krakowa.

W gablocie umieszczonej na murze kamienicy przy rogu ulicy Szewskiej i Rynku pojawiły się fotografie nagich modelek. Wywołało to niemałe zamieszanie, a nawet rewolucję wśród przedwojennego, krakowskiego mieszczaństwa.

Ich autorem był Zygmunt Garzyński – jeden z najsłynniejszych krakowskich fotografów.

Pierwsze zdjęcia w fabryce Solvay

Urodził się w kwietniu 1887 roku w Krakowie. 17 lat później w atelier przy ulicy Kolejowej, u mistrza Sebalda (obecnie ulica Westerplatte), stawiał pierwsze kroki w fachu, który później stanie się istotą jego życia.

W 1913 roku Sebald wyjeżdża za granicę. Garzyński przechodzi pod opiekę Józefa Kuczyńskiego, znakomitego fotografa-portrecisty, którego malarz Jacek Malczewski sportretował jako Fauna na jednym ze swoich obrazów.

W 1918 roku Zygmunt Garzyński na pierwszym piętrze kamienicy przy ulicy Sławkowskiej 6 otwiera zakład fotograficzny.

Szybko zyskuje sławę jako znakomity portrecista. Bywali u niego wszyscy: artyści, aktorzy, aktorki, pisarze i politycy. Wykonany przez niego portret Józefa Piłsudskiego ukazał się w jednej z krakowskich gazet z okazji urodzin Marszałka.

Dziś wisi na ścianie zakładu fotograficznego przy Sławko­wskiej 4, który prowadzi jego wnuczka Barbara Kańska-Bielak, zaraz obok portretu kard. Adama Sapiehy, który z Piłsudskim nie był w najlepszych relacjach.

Zygmunt Garzyński kochał Kraków i angażował się w działania na rzecz miasta.

Wykonał zdjęcia przy pracach rekonstrukcyjnych Wawelu, podczas remontu Bazyliki Mariackiej, a także pierwsze zdjęcia dokumentacyjne w fabryce Solvay – w tym uszkodzenia wewnętrzne kominów przy temperaturze 50 st. C, co było nie lada wyczynem.

– Dziadek nie bał się wyzwań. Poza tym był krakowskim bon vivantem – śmieje się pani Barbara. – Umiał korzystać z życia i lubił się zabawić. Uwielbiał bywać w towarzystwie artystów. Sam zresztą był artystą. Miał swoją codzienną marszrutę, która polegała na tym, że po pracy zawsze szedł do hotelu Grand na kolację – dodaje.

Zygmunt Garzyński lubił mknąć ulicami Krakowa na swoim motocyklu. Zresztą jednym z pierwszych w mieście. Co więcej, jego żona Julia również taki posiadała. Kobieta prowadząca motocykl budziła sporą sensację na przedwojennych ulicach Krakowa.

Obydwoje działali także w klubie Cracovia, gdzie współorganizowali sekcję kolarską. Brat Julii był kolarzem torowym – wicemistrzem olimpijskim z 1924 roku.

Kilka lat po otwarciu swojego zakładu Zygmunt zaraził żonę miłością do fotografii. Studio zaczęli prowadzić wspólnie, a w krótkim czasie Julia zostaje mistrzem fotografii.

Zatrudniali wielu pracowników i uczniów, którzy później wyrośli na świetnych fotografów. Zygmunt i Julia mieli dwie córki Halinę i Danutę, one również zajęły się fotografią.

Patriota, któremu kazano fotografować Franka

Świetność atelier Garzyńskich skończyła się w dniu wybuchu wojny. Kiedy wojska Hitlera zajęły Kraków, Zygmunt Garzyński zachował się jak na prawdziwego patriotę przystało. Tworzył fikcyjne stanowiska pracy, by zapewnić ludziom wymagane karty pracy. Wielu z nich uchroni to przed wyjazdem na przymusowe roboty do Niemiec.

Co więcej pomaga kolegom żydowskiego pochodzenia w wydostaniu się z okupowanego Krakowa. Pomaga także ruchowi oporu, udostępniając swoje pomieszczenia i robiąc zdjęcia na potrzeby AK.

W 1941 roku Niemcy nakazują mu z dnia na dzień wyprowadzić się z kamienicy. Uznali, że atrakcyjne miejsce przy ulicy Sławkowskiej świetnie nadaje się na biura dla urzędników Rzeszy.
Garzyńsy w ciągu kilku godzin tracą większość ogromnego archiwum, na które składały się 23 lata ich ciężkiej pracy.

Mimo to nie poddają się i już rok później otwierają zakład w małym pomieszczeniu przy ulicy Floriańskiej 31, gdzie również prowadzi studio Józefa Garzyńska-Kapeluś, siostra Zygmunta.

W czasie okupacji niemieckiej, pod lufami SS-manów, wykonuje w komnatach wawelskich zdjęcia gubernatorowi Hansowi Frankowi, a także innym ważnym niemieckim oficjelom.

Komunizm nie pokonał Garzyńskich

Po wojnie Garzyńscy wracają na Sławkowską 6. Lecz nie nacieszą się długo ulubionym atelier. W 1956 roku przejmuje je spółdzielnia Fotos. W zamian dostają mały lokal przy ulicy Stradom.

W tym czasie Zygmunt zaczyna chorować, a zakład przejmuje jego żona Julia. W studiu praktykują już córki Garzyńskich Halina i Danuta.

W 1969 roku umiera nestor krakowskiej fotografii Zygmunt Garzyński, a dwa lata później jego żona.

– Pamiętam dziadka z czasów końca jego życia. Zawsze był elegancki. Codziennie zakładał na głowę specjalną siatkę. Zaczesane do tyłu włosy trzymały się przez cały dzień – wspomina jego wnuczka Barbara.

Po śmierci Zygmunta Garzyńskiego zakład przy ulicy Floriańskiej samodzielnie prowadzi jego córka Halina, która ukończyła architekturę wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych. Druga córka – Danuta Garzyńska-Buzek wraz z mężem Jerzym pracują w studiu przy ulicy Stradom.

Trzecie pokolenie fotografów

W 1975 roku praktykę u swojej mamy Haliny rozpoczyna jej córka Barbara. Mimo że na początku nie sądziła, że przejmie rodzinną firmę, po śmierci matki jednak postanowiła poświęcić się fotografii.

Dziś prowadzi atelier przy ulicy Sławkowskiej 4. To magiczne miejsce. Pełne portretów wykonanych przez Zygmunta i Julię oraz starych mebli z przedwojennego pierwszego studia „Foto Garzyńscy”.

W „Foto Garzyńska” nie ma szklanej lady, która dzieli klienta od fotografa. – Jak siedzę przy komputerze, to każdy może zobaczyć, co tam robię i że to nie jest straszne tabu i tajemnica – tłumaczy pani Barbara.

Zajmuje się głównie fotografią studyjną. Każdy wykonany przez nią portret jest wyjątkowy. – Patrząc przez wizjer aparatu, szukam w ludziach, tego co w nich najpiękniejsze, najciekawsze – tłumaczy Barbara Kańska-Bielak.

Kiedy ludzie odbierają zdjęcia mówią często „Świetnie. Nie sądziłam, że tak dobrze wyglądam”. – To ciepłe słowa i część istoty tej pracy – nie kryje radości wnuczka Zygmunta Garzyńskiego.

Zdarza się, że ktoś przyjdzie zrobić zdjęcie do dokumentu, i tak się spodobają, że zostaje na sesję fotograficzną. – Robiłam zdjęcia starszego pana, który skończył już 90 lat. To twarz starego człowieka po różnych przejściach, ale tak fotogeniczna, aż nie da się nie zrobić zdjęcia – mówi. Te fotografie pokazywała na wystawie w Muzeum Historii Fotografii.

Czasami klienci przychodzą i mówią: „Moja mama robiła zdjęcia u pani mamy. Ja to pamiętam. Miałam portret w kokardce na głowie i w krakowskim stroju ludowym. Teraz chcę, żeby teraz córka miała takie zdjęcie”.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski