MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Był dla nich wspaniałym darem

Barbara Rotter-Stankiewicz
Gdy występowały "jego dzieci", świat przestawał istnieć
Gdy występowały "jego dzieci", świat przestawał istnieć Barbara Rotter-Stankiewicz
Wspomnienie. Bożydar Bonew pojawił się wsród "podolańczyków"kilkanaście lat temu. Odszedł przed tygodniem. Nieodwołalnie. Teraz robi swoje spektakle już w obłokach.

W ośrodku Fundacji Osób Niepełnosprawnych w Podolanach - dziwna cisza. Zwykle o tej porze aż się tu roiło - szczególnie wiosną, kiedy zbliżał się termin festiwalu, wernisażu lub występów z różnych okazji. Wtedy ster w Warsztatach Terapii Zajęciowej przejmował Bożydar.

Wszędzie było go pełno. Ćwiczył z dziećmi, organizował, omawiał. Zawsze w biegu, pełen energii i entuzjazmu do tego, co robi. Jeszcze parę tygodni temu przygotowywał kolejny spektakl: "Wesele cygańskie". Podolańczycy mieli go pokazać na wielkanocnym wernisażu. A potem, za rok zagrać w poszerzonym o wolontariuszy składzie. Tablica z napisem: ciąg dalszy za rok, która miała pokazać się na finał przedstawienia, jest gotowa.

- Bożydarowi bardzo zależało, żeby była zrobiona...- mówi wskazując tablicę Romana Szlachetka-Mulik, kierująca WTZ i od samego początku współpracująca z artystą. Pokazuje też warsztatową "gazetkę". A na niej powieszone biało-czarne zdjęcie Bożydara i napisane sercem pożegnanie od "podolańczyków". Ta fotografia towarzyszyła mu też w ostatniej drodze na cmentarzu Rakowickim, gdzie odprowadzili go w poniedziałek.

- Bożydara poznałem kilkanaście lat temu w Raciechowicach, gdzie przygotowywał święto wsi. W Podolanach startował wtedy Festiwal Piosenki, zapytałem, czy by się w to nie zaangażował. I tak się zaczęło...- mówi wójt gminy Gdów Zbigniew Wojas, założyciel i wieloletni prezes FON. - Dla WTZ zrobił bardzo wiele dobrego - miał mnóstwo pomysłów, angażował się w to, co robił, a przede wszystkim potrafił stworzyć ciepłą atmosferę i miał znakomity kontakt z niepełnosprawnymi.

To samo powtarzają wszyscy. Nie tylko pracownicy WTZ, ale i ich podopieczni. - Uczył nas, rozmawiał z nami o wszystkim, gdy trzeba było odwiedzał w domu, żeby przećwiczyć występ. Przytulał, a nawet nosił na rękach - opowiadają.

- Bożydar miał ogromną łatwość w nawiązywaniu kontaktów ze wszystkimi. Dogadywał się w każdym języku - wspomina Romana Szlachetka-Mulik. - Gdy chcieliśmy "rozkręcić" festiwal w Podolanach, umiał trafić do odpowiednich ludzi i "sprzedać" im pomysł. Nas też zarażał takim entuzjazmem. Doszliśmy na przykład do wniosku, że warto, by w Podolanach wystąpili Słowacy. Jak to zrobić? Wsiedliśmy do samochodu, pojechali na Słowację, znaleźliśmy dom pomocy i zaproponowaliśmy współpracę. Chwyciło.

Podobnie było z innymi pomysłami. Ściągał nad Rabę artystów, którzy pomagali przygotowywać występy, "załatwiał" stroje i rekwizyty. Wkrótce festiwal stał się międzynarodowy. Do Podolan przyjeżdżali Duńczycy, Ukraińcy i oczywiście Bułgarzy, rodacy Bożydara. Bo chociaż od kilkudziesięciu lat żył w Polsce, tu miał rodzinę, pracował, występował, część czasu spędzał także w Bułgarii. Zawoził tam kilkakrotnie na wymianę również podopiecznych "warsztatów".

- Miał duszę artysty i społecznika. Był bezinteresowny i pełen ciepła. Przyciągał ludzi. "Swoich" artystów nie tylko kochał, ale i poważał. Odnosił się do nich, do ich pracy i osiągnięć z pełnym szacunkiem - wspomina pani Roma.
A oni odpłacali mu tym samym. I jak mówią - nie zapomną go nigdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski