Był władcą muraw i Magikiem

Redakcja
Maciej Żurawski (w czerwonym stroju) podczas czwartkowego meczu w litewskich Szawlach. To był jego pierwszy oficjalny występ w Wiśle od 2005 roku. Fot. Krzysztof Porębski
Maciej Żurawski (w czerwonym stroju) podczas czwartkowego meczu w litewskich Szawlach. To był jego pierwszy oficjalny występ w Wiśle od 2005 roku. Fot. Krzysztof Porębski
- Wszystko jest tak, jakbym nigdy z Krakowa nie wyjeżdżał - stwierdził Maciej Żurawski, gdy po pięciu latach powrócił do Wisły Kraków. Czy 34-letni napastnik wrócił do Polski jako piłkarz spełniony?

Maciej Żurawski (w czerwonym stroju) podczas czwartkowego meczu w litewskich Szawlach. To był jego pierwszy oficjalny występ w Wiśle od 2005 roku. Fot. Krzysztof Porębski

MACIEJ ŻURAWSKI. Do Wisły Kraków i polskiej ligi wrócił po pięcioletniej nieobecności. Jak wspomina czas spędzony w Szkocji, Grecji i na Cyprze? Co ma do zrobienia teraz?

Żurawski w sezonie 2002/03 z Wisłą Kraków dotarł do 1/8 finału Pucharu UEFA, zdobywając wówczas 10 goli w 10 pucharowych meczach. W klasyfikacji strzelców Pucharu UEFA w tamtym sezonie ustąpił tylko Henrikowi Larssonowi. Dwa lata później przeprowadzał się z Wisły do Celtiku Glasgow jako największa gwiazda polskiej ligi, kupiony za 2,2 mln funtów. Miał 29 lat.

- Czy czuję się spełniony zawodowo? Zależy, jak na to spojrzeć - mówi teraz Żurawski po latach. - Mam wiele dokonań, ale myślę, że piłkarz nigdy nie czuje się do końca spełniony. Zdobyłem kilka tytułów mistrzowskich, nie tylko w Polsce, ale i w Szkocji, czy na Cyprze. Tytuły króla strzelców, nagrody dla najlepszego piłkarza, napastnika. Byłem na dwóch mundialach, na mistrzostwach Europy, grałem w Lidze Mistrzów. W jakimś sensie czuję się usatysfakcjonowany, bo zrealizowałem sporo rzeczy, o których kiedyś marzyłem. Jest jednak szereg rzeczy, których się nie udało dokonać. To takie szczegóły: nie strzeliłem bramki na mistrzostwach świata, nie przypieczętowałem golem występów w Lidze Mistrzów - tłumaczy "Żuraw".

Po pierwszym sezonie w Celtiku Glasgow szkoccy dziennikarze oceniali transfer Polaka jako bardzo trafiony. Tym bardziej że przecież Wiśle - z punktu widzenia Celtiku - nie zapłacono kokosów, a w pierwszym roku nowy zawodnik odwdzięczył się strzeleniem 20 bramek we wszystkich rozgrywkach. Z Polakiem był tylko jeden, drobny problem - miał trudne do wymówienia nazwisko. Dlatego szybko dostał przydomek: "Magic". - Było im ciężko wymówić moje imię, zmiękczali je sobie i "Maciek" przeradzało się w słowo "Magic". Tak już zostało - wspomina Żurawski.

Polscy dziennikarze chętnie podchwycili pseudonim. W ojczyźnie kreowano Żurawskiego na magiczną gwiazdę Celtiku. Trochę na wyrost. Niemal wszyscy wierzyli, że tym razem nie powtórzy się znany scenariusz i polski zawodnik nie straci miejsca w składzie po pierwszym udanym sezonie. Tym bardziej że nawet w Szkocji zaczęto porównywać go do wspomnianego tu już Henrika Larssona, jednej z legend Celtiku, który - podobnie jak Żurawski - miał mocne wejście do drużyny i niezwykle udany pierwszy sezon. Larsson w kolejnych latach umacniał swoją pozycję, nadal strzelał jak na zawołanie. A Żurawski nagle się zaciął.

- Dlaczego tak się stało? Nigdy nie znajdzie się jednej, właściwej odpowiedzi. Po powrocie z mundialu w Niemczech w 2006 roku nie przepracowałem odpowiednio okresu przygotowawczego. Miałem tylko dziewięć dni przygotowań przed pierwszym meczem z Celtikiem. Nie dało się tego nadrobić - opowiada "Żuarw". - O ile pierwsze spotkania grałem na świeżości, to z meczu na mecz coraz bardziej brakowało przygotowania wytrzymałościowego, szybkościowego. A proszę mi wierzyć, że na Zachodzie jest po prostu brutalnie. Przestaje się strzelać bramki, nieważne z jakiego powodu, to wchodzi drugi zawodnik i strzela. A ty siadasz na ławce. To są kluby, które sprowadzają piłkarzy za duże pieniądze. Nikt się na ciebie nie ogląda, tylko patrzy na to, by zespół wygrywał.
Żurawski zbierał za swe występy coraz gorsze recenzje. Szkoccy dziennikarze zaczęli ironizować, że magiczny jest tylko dlatego, że potrafi być niezauważalnym na boisku przez cały mecz. Podobnie jak w pierwszym sezonie, nękały go urazy. "Żuraw" stracił osiem tygodni ze względu na kontuzję łydki. W drugim sezonie w szkockiej ekstraklasie strzelił już tylko 6 bramek.

Niektórzy upatrywali przyczyn kryzysu formy w tym, że napastnik nie do końca zaaklimatyzował się w nowej drużynie, a także w problemach w życiu prywatnym. Szkockie media podkreślały, że Polak jest typem introwertyka i nie zintegrował się z kolegami z zespołu w takim stopniu, jak powinien. - Maciek ma po prostu taki styl bycia, tak było również w Wiśle. Nie sądzę, żeby to wynikało z problemów z aklimatyzacją - uważa dawny kolega Żurawskiego z Wisły, Mirosław Szymkowiak.

Zimą 2007 roku Żurawski ostatecznie został zmuszony do odejścia z Celtiku. Konkurencja w ataku zwiększała się, a polski napastnik na dobre wypadł z łask szkoleniowca Gordona Strachana. Jeżeli chciał poważnie myśleć o występie na Euro 2008, musiał znaleźć taki klub, w którym wreszcie miałby możliwość gry. Przypominał mu o tym ówczesny selekcjoner Leo Beenhakker. - Jest istotne, w jakim klubie i lidze występujesz. Jednak tak naprawdę najważniejsza jest regularna gra, reszta to sprawa drugorzędna - mówił wówczas Beenhakker mediom na Wyspach. Dlatego Polak nie czekał do końca kontraktu, tylko w zimowym okienku na początku 2008 r. transferowym zmienił klub.

- Generalnie jestem zadowolony z czasu spędzonego w Celtiku - twierdzi dziś Żurawski. - W pierwszym sezonie pokazałem sam sobie, że potrafię. Później nie było już tak fajnie, bywało różnie. Jednak była to dla mnie duża satysfakcja, bo udowodniłem, że potrafię poradzić sobie w takim klubie.

Żywo zainteresowany sprowadzeniem snajpera Celtiku był zespół Los Angeles Galaxy. Ponoć Amerykanie chcieli wykorzystać transfer Polaka marketingowo i zrobić z "Magica" z Glasgow gwiazdę klubu. Czy piłkarz do dziś nie żałuje, że ostatecznie przenosiny do USA nie wypaliły i nie miał szansy zakosztować życia w Los Angeles? - Umówmy się, że nigdy nie miałem w ręku żadnej oferty z Los Angeles Galaxy. Jak dla mnie, sprawy po prostu nie było. Nie wyszło i tyle - macha ręką. W wywiadzie dla szkockiej prasy napastnik przyznał kiedyś, że ostatnie tygodnie w Celtiku były dla niego bardzo trudne. - Aż schudłem z nerwów - stwierdził. Reprezentantem Polski zainteresowany był m.in. również niemiecki FC Nuernberg, ale ostatecznie "Żuraw" wybrał ofertę greckiej Larissy, z którą związał się na półtora roku.

Grecki zespół nie był renomowaną futbolową marką, dopiero walczył o zaistnienie w europejskich pucharach. - Ten czas w lidze greckiej dał mi sporo doświadczeń - przekonuje jednak Żurawski. - Zakończyłem pobyt tam z sukcesem, bo zespół wywalczył prawo do gry w eliminacjach do Ligi Europejskiej. Był to cel drużyny i jeden z najlepszych wyników w historii tego klubu.
Po opuszczeniu Grecji latem 2009 roku, Żurawski zdecydował się jeszcze rok spędzić za granicą, tym razem w lidze cypryjskiej. Zdobył mistrzostwo Cypru z Omonią Nikozja, strzelił 8 goli - i podjął decyzję, że już wystarczy, że ma dość wojaży. - Postanowiliśmy z żoną, że chcemy już wrócić do kraju. Byłem już zmęczony siedzeniem na obczyźnie. Wiadomo, że życie za granicą jest fajne, ale też w pewien sposób bywa uciążliwe - wyznaje.

- Czy Maciek wykorzystał w pełni swój potencjał? Mogę powiedzieć o nim to samo, co o sobie: za późno wyjechaliśmy z polskiej ligi - podkreśla Szymkowiak. - Jeśli ktoś chce coś osiągnąć w Europie, powinien wyjechać najpóźniej w wieku 25 lat. A najlepiej tak wcześnie, jak Kuba Błaszczykowski, czy Robert Lewandowski. My opuściliśmy Polskę mając po 28, czy 29 lat. Chociaż ja osobiście nie mogę powiedzieć, że żałuję, że stało się tak, a nie inaczej. Bo najlepszy czas spędziłem w Wiśle Kraków. Graliśmy wtedy szybką piłkę, z polotem - wzdycha "Szymek".

- Takie zastanawianie się po fakcie, czy można było wyjechać wcześniej, nic nie zmienia - uważa Żurawski. - To też nie było takie proste. Nie jest tak, że idzie się do prezesa i mówi: wyjeżdżam. Jeżeli ma się ważny kontrakt, a zainteresowane kluby nie dogadają się finansowo, to o odejściu zawodnika tak naprawdę nie ma mowy. Czasem chęć wyjazdu to jedno, a dogadanie się, by odejść z klubu to druga sprawa. Te dwie rzeczy nie zawsze idą w parze. Ja jednak nie rozpamiętuję tego. Odszedłem do Celtiku Glasgow i byłem zadowolony. Nigdy wcześniej nie myślałem, że trafię do takiego klubu, o takiej renomie.

Teraz Żurawski wrócił na Reymonta. Przez pięć lat rósł tam nowy stadion Wisły, pod który Maciej sam wbijał symbolicznie pierwszą łopatę, wraz z ówczesnym prezesem klubu Tadeuszem Czerwińskim. Za kilka miesięcy już nie 10, ale 30 tysięcy kibiców ma tu skandować "Żuraw, Żuraw, władca muraw!".

Działacze Wisły ściągnęli teraz byłego gwiazdora w nadziei, że będzie jednym z filarów drużyny. Nie tylko na boisku, ale i poza nim. Mirosław Szymkowiak przypomina jednak, że za czasów poprzedniej bytności "Żurawia" w Wiśle, nikt nie oczekiwał od niego, że będzie liderem zespołu. - On był raczej spokojnym, cichym facetem, ale miał autorytet i szacunek ze względu na to, jak grał. Jestem jednak przekonany, że Maciek będzie dla obecnej Wisły pewnym wsparciem mentalnym. Słyszałem, że Paweł Brożek jest bardzo zadowolony, że "Żuraw" wrócił. Jeszcze jakby ściągnęli z powrotem mnie, Maćka Stolarczyka i Marcina Baszczyńskiego, to w ogóle byłoby wesoło - śmieje się.

Sam Żurawski ma nadzieję, że będzie szarą eminencją wiślackiej szatni. - Kapitanem Wisły jest Radek Sobolewski, który trzyma wszystko w ryzach. Ale z moim doświadczeniem na pewno mogę w dużej mierze wspomóc kolegów. Sądzę, że będę miał pewien pozytywny wpływ na zespół. Teraz jest to potrzebne, bo odeszło kilku zawodników, którzy nadawali ton tej drużynie.
Szymkowiak wierzy, że 34-letni Żurawski będzie jeszcze w stanie sporo namieszać w polskiej lidze. Tak, jak dwa lata temu inny były wiślak, Tomasz Frankowski, którego powrót do Jagiellonii okazał się strzałem w dziesiątkę dla białostockiego klubu i dla samego piłkarza. - Lata lecą, ale "Franek" udowodnił, że można z powodzeniem grać w takim wieku w polskiej ekstraklasie. W naszej lidze "Żurawiowi" będzie łatwiej strzelać bramki, niż w Szkocji, czy nawet na Cyprze. Nie oszukujmy się, to również jest już, niestety, silniejsza liga od naszej. Dobrze, że zawodnik z takim doświadczeniem wraca do Polski. Pewnych rzeczy się nie zapomina. Jeśli tylko będzie mu dane przepracować porządnie kolejny okres przygotowawczy, to jestem pewien, że będzie w swoim stylu wykorzystywał sytuacje podbramkowe - uśmiecha się Szymkowiak.

- Z jakimi ambicjami i założeniami wracam do Wisły? Nic się nie zmieniło. Chcę z drużyną zdobyć mistrzostwo Polski i grać jak najlepiej. Tak, jak było zawsze - zapowiada Maciej Żurawski.

Justyna Krupa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na Twitterze!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na Twiterze!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski
Dodaj ogłoszenie