Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem szczurem pustyni

Redakcja
Stanisław Michał Jura - żołnierz spod Tobruku, pilot RAF-u FOT. ANNA KACZMARZ
Stanisław Michał Jura - żołnierz spod Tobruku, pilot RAF-u FOT. ANNA KACZMARZ
Ma 93 lata, mieszka w Krako- wie i jest prawdopodobnie ostatnim polskim pilotem, który walczył w RAF-ie (Royal Air Force), siłach lotniczych Wielkiej Brytanii założonych w 1918 r. Jako żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich bronił też twierdzy w Tobruku. Dwa razy przekroczył równik, nigdy nie odniósł poważniejszych ran.

Stanisław Michał Jura - żołnierz spod Tobruku, pilot RAF-u FOT. ANNA KACZMARZ

Dookoła ginęli ludzie, ale mnie kule się nie imały - mówi podpułkownik STANISŁAW MICHAŁ JURA z Krakowa

- Dookoła ginęli ludzie, ale mnie kule się nie imały - mówi podpułkownik Stanisław Michał Jura.

Być może był w czepku urodzony, bo do ludzi na pewno miał szczęście: "Nie sądziłem, że mój kolega jako pierwszy ze Słowian zostanie głową Kościoła" - tak opisuje we wspomnieniach znajomość z Karolem Wojtyłą. Był też zaprzyjaźniony z Árpadem Gönczem. Gdy w marcu 1994 roku Göncz złożył oficjalną wizytę w Polsce jako prezydent Węgier, na zadane przez korespondentów pytanie: "Jakie skojarzenia przychodzą Panu na myśl, gdy słyszy Pan słowo Polska?", odpowiedział: "Chopin... A potem Kraków, Wawel i polski przyjaciel, którego poznałem w czasie wojny". Tym przyjacielem był Stanisław Jura.

Tu wszystko się zaczęło

Urodził się w Kętach w 1918 r. Miał dwóch braci. Jego ojciec zmarł, gdy chłopiec miał 13 lat. Wtedy był już uczniem państwowego Gimnazjum im. Marcina Wadowity, znanego wówczas z wysokiego poziomu, a dziś z najsłynniejszego absolwenta - Jana Pawła II.

- Jaki był? Otwarty, przyjacielski, ale nie podpowiadał na lekcjach. Mówił, że może pomóc, tylko po szkole. Lubił grać w piłkę i chodzić po górach. Wciągnął go teatr. Kiedy ja poszedłem do wojska, on wybrał polonistykę - wspomina Karola Wojtyłę Stanisław Jura.

Jego szkolni koledzy pochodzili nie tylko z Wadowic, ale i Andrychowa, Kalwarii, Kęt, Makowa i Zatora. Wielu dojeżdżało do szkoły pociągami, w których wydzielone były specjalne wagony dla młodzieży szkolnej. Łatwo było ją poznać po granatowych mundurkach i tarczach.

A gdy wchodzili na lekcje do szkoły, nad drzwiami witała ich łacińska inskrypcja: "To, co czyste, podoba się niebiosom: przyjdźcie z szatą czystą i czerpcie wodę ze źródła rękoma czystymi". Może dlatego Karol i Staś tak lubili spoglądać w niebo. Każdy z nich na swój sposób.

Polak, Węgier i dworzec w Budapeszcie

Po maturze wstąpił do wojska, służył w Dywizyjnym Kursie Podchorążych w Krakowie. Przyszedł wrzesień 1939 r. i już szóstego dnia od wybuchu II wojny światowej Kraków został zajęty przez hitlerowców. Stanisław Jura opuścił miasto wraz z Armią Kraków pod dowództwem Antoniego Szylinga. Ich zadaniem była obrona południowego skrzydła polskiego frontu.

- Nasz oddział po wielu bojach i potyczkach z Niemcami, znalazł wytchnienie w stodole w Mogielnicy na Podolu. 17 września skoro świt obudziła nas z płaczem właścicielka majątku, oznajmiając, że wojska sowieckie wkroczyły do Polski. Wypiliśmy w pośpiechu rosół z kury i natychmiast skierowaliśmy się ku granicy węgierskiej - opowiada Stanisław Jura.

Dzień po przekroczeniu granicy, polscy żołnierze zostali internowani. Podzielono ich na grupy transportowe do obozów. Na stacji kolejowej w Budapeszcie młody skaut pomagał pracownikom Czerwonego Krzyża w obsłudze zatrzymanych. Chłopcy wymienili się adresami. To był właśnie Arpad Göncz.

W niewoli Stanisław Jura spędził zimę. Z wiosną przyszedł plan ucieczki, który powiódł się bez przeszkód. Dostał fałszywy paszport i przez cztery dni zamieszkał u państwa Gönczów. Następnie dotarł do Zagrzebia. Dalszy kierunek jego drogi prowadził do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Ruina bez mieszkańców

Po ucieczce z Węgier wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich i wyruszył do afrykańskiej ziemi. Najpierw wędrowali z Syrii do Palestyny, a stamtąd do Egiptu. W sumie pięć tysięcy żołnierzy. Wędrowali ze sztandarem, ufundowanym przez uchodźstwo polskie w Palestynie z Białym Orłem i Matką Boską. A na ramieniu mieli znak Karpackiej Brygady: zieloną choinkę na biało-czerwonym tle.

- Od początku lipca 1941 r. Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich przebywała w warownym obozie Sidi Baggush. Umocnienia były niedokończone. Wykopywaliśmy je lub wykuwaliśmy w skałach w czasie morderczego upału pustynnego lata. Częste burze piaskowe, wiatry wiejące z głębi pustyni, brak wody i roje insektów, szczególnie skorpionów i tarantul - to były warunki, w których bytowaliśmy - opisuje Stanisław Jura.

15 sierpnia wyruszyli dalej w kierunku Aleksandrii. W porcie wsiedli na okręt. Oznajmiono, że płyną do Tobruku. Gdy dotarli na miejsce, było zupełnie ciemno i prawie północ.

- Otrzymaliśmy po kubku gorącej herbaty. Była to jakaś ciemna ciecz, o której smaku lepiej nie wspominać. Wokół panowała dziwna, niespokojna cisza. Załadowano nas na samochody i ruszyliśmy w głąb twierdzy - mówi Stanisław Jura.

Dodaje, że w tym czasie Tobruk nie był już tym przyjemnym miastem o szerokich ulicach z białymi budynkami, ogrodami z lampionami i zielonym drzewkami. Był totalną ruiną bez mieszkańców.

Piekło pustyni

Garnizon Tobruku liczył 25 tysięcy żołnierzy, z których 15 tysięcy stanowili Australijczycy, 500 Hindusów, a reszta to siły brytyjskie. Betonowe forty rozmieszczone były co 800 metrów. Załoga bunkra składała się z dwóch oficerów i 25 żołnierzy z ciężką bronią, łącznie z moździerzami. Przed nimi rozciągał się rów przeciwczołgowy o szerokości 4,5 metra i głębokości 1,5 metra.

- Przez cały czas towarzyszył nam upał i gorące wiatry pustynne. Wiatr nanosił ciężkie chmury piasku, w których ludzie kaszląc i przeklinając, marzyli o świeżym, zimnym powietrzu. Piasek był wszędzie: w uzbrojeniu, ubraniu, jedzeniu, pod powiekami. Stale brakowało wody i to w dodatku półsłonej, bo była to destylowana woda morska. Stąd brud, monotonne i letnie pożywienie z konserw, plaga pcheł, much i szczurów. A do tego nuda przeplatająca się z czujnością i wyczerpaniem - wspomina Stanisław Jura.

Na pustyni trudno znaleźć jakiekolwiek punkty orientacyjne, dlatego kierunek utrzymywali tylko za pomocą busoli lub gwiazd. Przeciwnik miał i taką przewagę, że na pustyni słychać każdy szmer, a noce księżycowe są jasne i widne.

13 listopada do Tobruku przybył naczelny wódz generał Władysław Sikorski: - Powiedział, że Polska jest z nas dumna. Byliśmy już wtedy "szczurami pustyni".

Bomby spadały z chmur

16 listopada 1941 r. armia rozpoczęła operację "Crusader", której celem było zdobycie Tobruku. 10 grudnia o godz. 5.30 na wzgórzu zatknięto biało-czerwoną flagę.
Po zwycięskiej walce Stanisław Jura wyruszył w kolejną podróż. Wojsko spod Tobruku dotarło najpierw do Indii, następnie popłynęło do Brazylii i Rio de Janerio, przedostało się do Nowego Jorku, a stąmtąd do Szkocji i w końcu Wielkiej Brytanii. Hitlerowcy opanowali Atlantyk i nadrabiając drogi trzeba było ominąć podwodne okręty niemieckie.

W 1942 r. Stanisław Jura zgłosił się jako ochotnik do lotnictwa brytyjskiego, tzw. RAF-u. Szkolenie trwało rok. Latał bojowo jako pilot w 304. Dywizjonie Bombowym im. ks. Józefa Poniatowskiego. Jego zadaniem było pełnienie nocnych patroli nad Zatoką Biskajską na samolocie typu wellington.

- To były dosyć wolne bombowce, nasi przeciwnicy latali meserszmitami. Patrole trwały około 6 godzin. Widziałem, jak bomby spadały z chmur, jak zestrzelone samoloty spadały w wodę - mówi Stanisław Jura.

W listopadzie 1945 r. został przeniesiony do brytyjskiego dywizjonu 1333 i zaczął latać na dakocie:

- Naszym zadaniem było włówczas zrzucanie skoczków spadochronowych, medykamentów i żywności. Loty były długie, czasem trwały 8-10 godzin. Przez cały czas słuchaliśmy szumu silnika. Po takim czasie załoga była wyczerpana, natychmiast zasypialiśmy. Ale gdy tylko otowrzyłem oczy, to od razu tęskniłem za lataniem.

Z jeszcze trwałej pamięci

Tak Stanisław Jura zatytułował swoje wspomnienia o polsko-węgierskiej przyjaźni. Opisuje w nich jak 29-letni Arpad Göncz, absolwent prawa i sekretarz Partii Drobnych Posiadaczy, traci nagle pracę i zaczyna zarabiać jako monter. Po wybuchu rewolucji węgierskiej w 1956 r. trafia do więzienia i spędza w nim 7 lat. Przez ten czas jego żona wychowuje samotnie czwórkę dzieci. - Każda pomoc była cenna. Wysyłałem im żywność, pościel, ręczniki. Wielu Polaków tak wtedy robiło - opisuje Stanisław Jura.

Po wojnie kilkakrotnie odwiedzał Węgry na zaproszenie Göncza. Znajomość z trudnej młodości utrzymała się: - Każdy miał żal, że wojna wybuchła, młodzi jeszcze bardziej - mówi dziś.

Kontakt utrzymał też ze szkolnym kolegą Karolem Wojtyłą. W wywiadach prasowych Stanisław Jura opisuje spotkania w kurii na Franciszkańskiej i wizyty w Watykanie i Castel Gandolfo.

- Niestety, to się już nie powtórzy. Wszystko ma swój koniec - mówi, pokazując ostatnie życzenia od papieża, które wraz z opłatkiem dostał na Boże Narodzenie 2004 r.

W 2008 r. został nagrodzony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituta). Tym samym odznaczeniem co Karol Szymanowski, Władysław Reymont, Stefan Żeromski i generał Władysław Sikorski, którego spotkał pod Tobrukiem.

Do Stanisława Jury zaprowadził nas jego sąsiad z klatki Józef Węgiel. Pewnego dnia usłyszał w mediach, że w Kanadzie zmarł ostatni pilot RAF-u gen. Brygady Tadeusz Sawicz.

- Jak to ostatni? - oburzył się i zadzwonił do naszej redakcji: - On ma 93 lata i niewiele już mówi. Nie wychodzi z domu, żyje w świecie ciszy. Niewielu o nim pamięta. Coraz trudniej nakłonić go do wspomnień. Ale ja pani pomogę - zachęcał do wywiadu Józef Węgiel. Propozycja pomocy była na wyrost. Wojenny weteran przez dwie godziny snuł swoją opowieść.

PAULINA POLAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski