Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli bardzo do siebie podobni: dom i pan Jarosław

Redakcja
Działo się to, o ile dobrze pamiętam, prze­szło trzydzieści lat temu. Senat Uniwersytetu Jagiellońskiego postanowił nadać Jarosławowi Iwaszkiewi­- czowi doktorat honoris causa. Jako ówczesny prorektor UJ do spraw nauki miałem zająć się organizacją całej imprezy. Pierwszym, wcale niełatwym zadaniem, było uzgodnienie terminu uroczystości z samym zainteresowanym.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Wypadało uczynić to osobiście. Wsiadłem więc z kierowcą do samochodu i pojechaliśmy. Kłopot polegał na tym, że wiedzieliśmy, iż pisarz mieszka w Stawisku pod Warszawą, lecz – niestety – w żadnym z atlasów samochodowych Polski nazwy tej nie było. Gdy zaś wreszcie trafiliśmy (jak się nam wydawało) na miejsce i zapytaliśmy przechodnia, gdzie znajduje się dom pana Iwaszkiewicza, nagabnięta miejscowa ludność odpowiedziała pytaniem: – Tego, co lysy trzymie?

A byliśmy zaledwie kilkadziesiąt metrów od celu. Najpierw powitały nas psy, potem sekretarz osobisty, a na koniec sam Mistrz. Roz­mowa trwała dłużej, niż się spodziewałem, bowiem Iwaszkiewicz przypomniał sobie, że kilka miesięcy wcześniej czytał jedną z moich książek, a nawet poświęcił jej jeden ze swoich felietonów publikowanych co tydzień w "Życiu Warszawy”. Mówiliśmy więc głównie o dawnej Ukrainie, ja zaś starałem się rozejrzeć po domu. Rzuciła mi się w oczy starość gospodarza, wyraźnie już utrudniająca mu poruszanie się. Co więcej, widać było, że dom starzeje się razem z nim.

Byli bowiem bardzo do siebie podobni: Dom i Pan Jarosław. Niby wszystko było tam, gdzie być powinno, ale należało do przeszłości: zdjęcia, szkice, obrazy… Pachniało trochę naftaliną, a stara, mocno już zużyta "tiubetejka”, na głowie pisarza podkreślała niecodzienność otoczenia, bardziej przypominającego dekorację teatralną, niż kawałek realnego świata. Od czasu do czasu, niemal bezszelestnie pojawiali się inni mieszkańcy domu, jak postacie dramatu wyznaczające zmieniające się sceny upakowane w – jak się wydawało – zbyt ciasnych może ścianach.

Dom towarzyszył gospodarzowi w powolnym odchodzeniu z tego świata, jakby podkreślając swoje do niego przywiązanie. Odkrywałem w nim trudny dzisiaj do opisania rytuał: niepowtarzalny, charakterystyczny tylko dla tego miejsca i występujących w nim aktorów.

Teraz podobne doznania spadły na mnie. Los sprawił, że rodzina rozjechała się po świecie i, jak pisał w "Wielkanocy Jana Sebastiana Bacha” Konstanty Ildefons Gałczyński: "(…) Sam zostałem w tym ogromnym domu. (…) Mówią, że jestem stary. Jak rzeka. Że czas coraz bardziej z rąk mi ucieka. To prawda, że mi wiele godzin przepadło. Ale to nic”. Jeszcze 13 lat temu i dom, i ja byliśmy pełni sił oraz planów. Jeszcze "szeregówkowe” mury trzeba było "obmieszkać”, nadać im wymiar rodzinny, a potem już tylko korzystać z otaczającego komfortu. Dom wypełniał się meblami, obrastał winoroślą, przyzwyczajał do naszego trybu życia… Niestety. Nie trwało to długo. Zaczęło ubywać sił, z czego pierwsze zdały sobie sprawę rośliny atakując zewsząd i nawet przez okno wdzierając się do sypialni. Musiałem też ograniczyć własne pole działania, co dom – jak mi się wydaje – przyjął ze zrozumieniem. Stopniowo przyzwyczaił się do nowej roli: zapewnienia bezpiecznego, skromnego bytowania swojemu jedynemu mieszkańcowi. Czasem zwróci uwagę na konieczność dokonania jakiejś małej naprawy, czasem wyłączy światło, bo gdzieś w okolicy wystąpiło niewielkie przepięcie. I tyle… Żyjemy sobie cichutko, nikomu nie rzucając się w oczy, by kiedyś – znowu jak u Mistrza Konstantego – powrócić tutaj przez okno blaskiem Księżyca. A kiedy już nie będzie okna, to co? Bóg raczy wiedzieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski