MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Były chwile zwątpienia

Redakcja
Rafał Boguski - na razie kibic. Z żoną podczas sobotniego meczu w Sosnowcu. Fot. Wacław Klag
Rafał Boguski - na razie kibic. Z żoną podczas sobotniego meczu w Sosnowcu. Fot. Wacław Klag
ROZMOWA Z RAFAŁEM BOGUSKIM. - Zacząłem myśleć, że to taka kontuzja, po której ciężko będzie wrócić do zdrowia - i będę musiał zająć się czymś innym - wyznaje napastnik Wisły.

Rafał Boguski - na razie kibic. Z żoną podczas sobotniego meczu w Sosnowcu. Fot. Wacław Klag

Przepadł 10 maja. To wtedy, wskutek ostrego zagrania legionisty Ariela Borysiuka, Rafał Boguski nabawił się kontuzji lewej nogi.

Pierwsza diagnoza straszna nie była: skręcenie stawu skokowego. Okazało się jednak, że to nie wszystko. Uszkodzone zostały też bowiem więzadła łączące kość piszczelową i strzałkową. Wyjazd na lekarską konsultację do Heidelbergu w Niemczech zakończył się zabiegiem artroskopii stawu skokowego. Wiślak poddał się mu 5 czerwca. Przedwczoraj, po raz pierwszy od prawie trzech miesięcy, wyszedł na trening razem z pozostałą częścią drużyny. Ćwiczył indywidualnie, pod opieką trenera Andrzeja Bahra. Nareszcie z piłką.
Jak czuje się Pan po dołączeniu do zespołu? - zapytaliśmy wczoraj Rafała Boguskiego.
- Bardzo dobrze, humor wrócił. Przez ostatnie trzy miesiące, można powiedzieć, siedziałem w zamknięciu - w siłowni albo na basenie. Fajnie tak w końcu wyjść na boisko z kolegami - pokopać piłkę, postrzelać do bramki.
Czy to jest ten wyczekiwany przełom, o którym mówił Pan podczas zgrupowania w Austrii?
- Myślę, że tak. Noga mniej boli, pozwala na to, żebym w końcu kopnął piłkę, trochę pobiegał, zrobił jakieś zwody.
Noga przestała puchnąć?
- To puchnięcie nie jest może opanowane, ale na pewno ból jest opanowany. I bardziej to mnie cieszy.
Ból jest konsekwencją zabiegu, czy jeszcze samego urazu?
- To już nie jest kwestia urazu, tylko tej ingerencji w organizm. Jakiś czas musi trwać ten ból; mam nadzieję, że będzie się zmniejszał.
A pierwsza diagnoza dawała Panu nadzieję na szybki powrót do gry...
- Tak, wtedy myślałem, że najpóźniej po trzech tygodniach wrócę na boisko.
Zaraz po odniesieniu kontuzji dostał Pan powołanie na czerwcowe mecze reprezentacji Polski w RPA. Teraz wygląda na to, że i jesienne spotkania kadry odbędą się bez Pana.
- Pewnie tak, po odniesieniu kontuzji nie miałem normalnego piłkarskiego treningu; potrzeba trochę czasu, abym doszedł do normalnej dyspozycji. Teraz skupiam się na tym, aby tak poprawiać swoją formę, by jak najmniej odstawać od kolegów, gdy tak naprawdę dołączę do drużyny.
Który moment w ciągu tych trzech miesięcy był najtrudniejszy: komunikat o tym, że trzeba przeprowadzić zabieg, czy to, działo się po nim - początkowa, mozolna rehabilitacja bez perspektywy szybkiego powrotu na boisko?
- Pierwszy kryzys przyszedł, gdy dowiedziałem się, że jednak potrzebny jest zabieg. Jadąc do Niemiec miałem nadzieję, że doktor powie mi, że ten uraz można opanować inaczej, niż poprzez operację. Po zabiegu było dziesięć bardzo długich dni, kiedy miałem nogę w gipsie, chodziłem o kulach. Gdy zdjąłem gips i plastikowy opatrunek, humor mi się poprawił, wydawało się, że wszystko będzie fajnie, że coraz szybciej będę dochodził do siebie. Wszystko dobrze szło, jednak efekty rehabilitacji zatrzymały się. Przez dwa-trzy tygodnie nic nie ruszyło się do przodu. Wtedy nastąpił kolejny kryzys. Przyszły chwilę zwątpienia - że w ogóle będzie ciężko dojść do pełnej dyspozycji fizycznej.
Bał się Pan, że nie będzie już w stanie grać w piłkę na takim poziomie, jak wcześniej?
- Przychodziły mi takie myśli do głowy. Długo to trwa, nie ma jakiejś większej poprawy, stoję w miejscu... Niby wszystko na badaniach wychodzi w porządku, a tak naprawdę nie jest. Zacząłem myśleć, że to taka kontuzja, po której ciężko będzie wrócić do zdrowia - i będę musiał zająć się czymś innym.
Teraz mówi Pan o tym wszystkim z uśmiechem...
- Gdy coś drgnęło, nastrój mi się poprawił. A uśmiech wrócił w poniedziałek, kiedy wróciłem do treningów z drużyną. Inaczej się czuję, chce mi się śmiać, żartować. Wcześniej nie było to takie proste.
Trener Maciej Skorża wspominał w sobotę, że może Pan wrócić na boisko za około sześć tygodni. Pan pewnie unika takich prognoz?
- Nie wiem, kiedy będę fizycznie przygotowany do meczów. To jasne, że wytrzymałości w krótkim okresie czasu nie nadrobię.
Odczuwa Pan teraz lęk przed kopnięciem piłki, mocnym zgięciem nogi, przyspieszeniem?
- Tak, jest taki lęk, zwłaszcza kiedy muszę obciążyć kontuzjowaną nogę. Z uderzeniami już się przełamałem. Kiedy zobaczyłem piłkę i bramkę od razu strach minął.
Rozmawiał Tomasz Bochenek

"Głowa" wrócił

Po dniu wolnym wrócił wczoraj do treningu kapitan Wisły Arkadiusz Głowacki. Mariusz Jop, ostatnio kontuzjowany, także ćwiczył z zespołem. Krótko potrenował we wtorek Mauro Cantoro, mający problem z paznokciem na palcu stopy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski