FLESZ - Komu rząd dopłaci do wakacji?
Z jednej strony mamy więc nieuzasadnione poczucie uwolnienia od problemu, a z drugiej podejrzenie, że zostaliśmy nabici w butelkę. Skoro bowiem wirus dalej krąży, a obostrzenia i zakazy znikają, to w jakim celu narzucano nam te wszystkie reguły dystansu społecznego, którym żeśmy się tak pilnie podporządkowali? Tę niepewność i frustrację wykorzystuje zresztą niejaki Tanajno.
Tymczasem zarówno obostrzenia pandemiczne, jak stopniowa z nich rezygnacja, mają proste uzasadnienie. Tak u nas, jak w innych państwach, cele nakazu izolacji były dwa. Po pierwsze - edukacja. Należało energicznie uświadomić wszystkim, że rzeczywiście mamy do czynienia z pandemią oraz wskazać, jak się uchronić od zakażenia. Po wtóre zaś - i to jest ważniejsze - spowolnić rozprzestrzenianie się choroby. Jak mówi się już powszechnie „spłaszczyć krzywą wzrostu”. Po co? Aby „kupić sobie czas” niezbędny do przygotowania całej machiny obronnej. Zapobiec paraliżowi służby zdrowia i nie dopuścić do sytuacji, w której chorzy leżeliby przed szpitalami w oczekiwaniu na przyjęcie. To nie fantazmat: tak było choćby w USA. Ten czas został rzeczywiście wykorzystany: uzupełniono nieistniejące zapasy maseczek, sprzętu ochronnego i respiratorów, stworzono szpitale jednoimienne, przeorganizowano pracę oddziałów szpitalnych i lekarzy. I właśnie tu pojawił się problem.
Za krótka kołdra zawsze będzie za krótka. Chcąc chronić głowę odkryliśmy nogi, albo jak kto woli, odkryliśmy głowę przykrywając stopy
Problem, który podsumować można zdaniem: „oni czekają tylko na koronawirusa, inne choroby ich nie interesują”. Może i nie jest to regułą, ale zdarza się zbyt często. Chłopak, który od urodzenia ma problem z oczami, dostał wylewu do obojga oczu. Rodzice zawieźli go na SOR, gdzie został przyjęty relatywnie szybko ale… przez szybę. Równie dobrze mógłby się tam w ogóle nie pojawiać. Nie było komu zbadać mu ciśnienia w oczach czerwonych, jak maki. Niech się zgłosi do okulisty! Jak? Gdzie? To trzeba załatwić we własnym zakresie pod takim to a takim numerem. Okulistka, którą czasem konsultowali prywatnie, od marca nie odbiera telefonu: pewnie przeszła na emeryturę lub boi się wirusa, bo ze względu na wiek jest w grupie ryzyka. Najbliższy termin, jaki wynegocjowali w ramach NFZ, był za tydzień. Przez tydzień może stać się wszystko. Właśnie wtedy usłyszałam: „oni tylko czekają na koronawirusa, żadna inna choroba ich nie interesuje”.
Za krótka kołdra zawsze będzie za krótka. Chcąc chronić głowę odkryliśmy nogi, albo jak kto woli, odkryliśmy głowę przykrywając stopy. Koncentracja na obronie przed zakażeniem przechyliła system w jedną stronę. Zwłaszcza że margines działania szpitali nie był wielki. W polskich szpitalach nie ma komu pracować. Brakuje nam 50 tysięcy lekarzy i co najmniej 10 tysięcy pielęgniarek.
Zanim jednak ich wykształcimy i namówimy do pracy w szpitalach publicznych musimy się skonfrontować z naszym tu i teraz. Zrozumiałe z początku epidemii przestawienie całej uwagi na koronawirusa nie może dłużej trwać. Dyrektorzy szpitali - bo to ich zadanie - muszą tę machinę jakoś podregulować. Tak jak reguluje się cenny zegarek, który się spóźnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?