FLESZ - Komu rząd dopłaci do wakacji?
Zachwycające linoryty Józefa Gielniaka potrafią olśnić nawet kogoś, kto nie lubi grafiki. Nie mógł malować: jego wyniszczone płuca nie zniosłyby wyziewów farb olejnych. Pisał: „ dłubię w linoleum, nie z wyboru czy upodobania, ale z prostej przyczyny, że nie mam innych możliwości. Czasem marzę o czystej technice, o akwaforcie... ale to już pozostanie tylko marzeniem. Malarstwa nie uprawiam bo wyniki kiepskie (…) Pozostaje mi linoryt, technika niestety pogardzana i z góry skazana na niepowodzenie”.
Zatem to choroba decydowała za niego... Drugą daną był czas. Musiał pracować powoli. Przez lata tworzył cykl ‘Sanatorium’: przedstawiał miejsce, w którym żył – Bukowiec: otoczone parkiem malownicze gmaszysko z wieżyczkami i wykuszami. "…wreszcie poczułem się lepiej. Mogłem wyjść do parku. Było pogodnie, ułożyłem się na trawie, słuchałem jak rośnie. I nagle stało się coś dziwnego. Stwierdziłem z zaskoczeniem, że trawa ogromnieje mi w oczach, staje się groźna, przesłania masyw budynku, że ten masyw ożywa nagle, że wszystko poczyna wchodzić w nieoczekiwane związki".
Tropił i utrwalał te ‘nieoczekiwane związki’ łącząc elementy zaczerpnięte z natury, wyobraźni i dzieł ludzi, by powstały światy znane nam i nieznane, bliskie a zaskakujące. Pozostaje tajemnicą artysty, jak dokonał niemożliwego: z jego prac emanują ból i spokój jednocześnie. Uznano je za zjawisko unikalne w skali światowej.
Hołd sztuce Gielniaka oddał w pieśni Jacek Kaczmarski: „Komórkom tkankom plastrom miodu żyłkom na liściu pajęczynom / Wszystkim strukturom kryształowym w sposób ten sam i żyć i ginąć! / Każde poczuje unerwienie ten ból na wskroś duszności atak / Gdy się rozłazi ciało ziemi pod czarnym palcem antyświata!...”
W linorycie „Przeciw chorobom” artysta szukał zaklęcia, które wymusiłoby na chorobie, by poszła precz. Wśród tajemnych ornamentów ukryte są wezwania i formuły łacińskie: APAGE MORBI, FUGITE DAMNATAE i inne. Choć w siłę sprawczą magicznej medycyny nie wierzył, to wycinając w opornej materii misterne wzory łączył się z tymi, którzy jak on, szukali kiedyś nadziei : "...jako pomysł do tego linorytu posłużył mi dawny zwyczaj wykonywania drzeworytniczych znaków magicznych, tzw. charakterów, które miały służyć do odpędzania zarazy, demonów i wrogów. Jest to charakter przeciwko chorobom, a w szczególności przeciwko jednej. Szkoda tylko, że nikt nie wierzy w jego skuteczność..."
Pięknie i celnie pisał o tym malarz Zbylut Grzywacz: „Żłobiąc drzeworytniczym dłutem znaki budujące graficzne wizje, Gielniak znajdował swój sposób na radzenie sobie z chorobą, z losem, ze światem. Pragnął wtopić się w naturę, wpisać w mikro i makrokosmos, oswajał się z myślą o konieczności powrotu ze strefy życia do strefy istnienia…”
Józef Gielniak zmarł mając 40 lat. Nic jak poezja nie odda klimatu świata jego mistrzowskich grafik. Stanisław Grochowiak:
„… Zaniosły się płaczem przyziemne badyle,
A mlecze – jak wdowy – rozpuściły swe siwe włosy,
Gielniak umarł.
O, jak tkliwie go przyjmują, jak cienko,
jakby sam to rytował przezroczystą ręką,
Gielniak – który umarł. I zostanie w listku,
w zapachu, w łopianie, jak nikt nie zostanie.”
Wkrótce od tej śmierci minie 50 lat. Mam nadzieję, że któreś z muzeów już planuje wystawę mu poświęconą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?