FLESZ - W Polsce rodzi się coraz mniej dzieci
Pracując prywatnie miałby spokój i większe dochody, jednak to praca w szpitalu daje prestiż i możliwość rozwoju. W szpitalnictwie niezbędny jest pewien luz, pewien ‘nadmiar’, pozwalający zająć się każdym pacjentem.
Mamy umęczonych, albo i wypalonych lekarzy, i udręczone tempem pracy pielęgniarki. Dlatego (choć nie tylko dlatego) brak liderów zmian strukturalnych. Czasy pojawieniu się liderów nie sprzyjają, widać to w polityce.
Dwa lata temu zespół kierowany przez prof. Lidię B. Brydak i dr Aleksandra Masnego stworzył „Wytyczne dla placówek medycznych na wypadek pandemii”.
Czytałam te 30 stron z narastającym zdumieniem. Tam wszystko jest! Łącznie z zaleceniem, aby wszystkie zakłady opieki zdrowotnej zawarły umowy zapewniające łańcuch dostaw leków, środków ochrony indywidualnej, środków dezynfekcyjnych, oraz oczywiście personelu. Wszystko, czego podczas pandemii może zabraknąć, należy mieć w magazynach.
Ciekawa jestem ile szpitali posiadało takie zapasy. Niewiele, a może i żaden, bo magazynowanie kosztuje. Nad resztą wytycznych chyba też nie było się komu pochylić, bo jedni zarobieni po kapelusz, inni pozbawieni wyobraźni, nie nadający się do funkcji kierowniczych.
Trudno się dziwić, że gdy nastała zaraza, opanowanie chaosu było niezborne i długie. Tylko wtedy, gdy szpital - włączając w to pracownie diagnostyczne i inne działy - dysponuje z nawiązką wystarczającą ilością ludzi, leków i sprzętu, możliwa jest szybka i skuteczna reakcja na sytuacje kryzysu. Pandemia powiedziała „sprawdzam”.
Od kilku miesięcy bywam pensjonariuszką szpitali i mogę do woli przyglądać się, jak działa nasza służba zdrowia. Mam więc swoje poletko obserwacji. Subiektywne, ale własne. I widzę jak potwornie uciążliwy jest niedobór personelu. W szpitalach lekarze i pielęgniarki zasuwają, jak mrówki. To w każdym razie widziałam w szpitalu ortopedycznym i w uniwersyteckim.
W dodatku w uniwersyteckim pracują w… piwnicy. Atmosfera na korytarzu, który służy za poczekalnię, jak wśród ukrywających się podczas bombardowań. Tylko trochę przesadzam. W pacjentach jest ból i strach. Okno na wysokości trzeba czasem otworzyć, na co wcale nie ma powszechnego przyzwolenia, więc rodzą się średnio miłe dyskusje. Często nie wystarcza krzeseł dla wszystkich. A czeka się godzinami.
Trochę tak być musi, bo dopiero po otrzymaniu wyników porannych badań lekarz dostosowuje dawki specyfików. Potem jeszcze szpitalna apteka musi przygotować indywidualne dawki tajemniczych mikstur. Dwie pielęgniarki kręcą się, jak w ukropie: pobierają krew, wysyłają szpitalnym gońcem do laboratorium, przesyłają zamówienia do apteki, podłączają kroplówki, dają zastrzyki. I nie mogą się pomylić, bo od tego zależy czyjeś życie.
No i zbierają pretensje chorych, bo ktoś przyszedł wcześniej, a wchodzi do pokoju zabiegowego później, bo jest duszno, bo coś nie tak… I na nic ich tłumaczenia, bo chorzy nie chcą tłumaczeń, tylko zmian. Pacjenci przychodzą tu raz lub dwa razy w tygodniu, a one w tej piwnicy codziennie. Od lat. Podobnie, jak lekarze. Ci mają jeszcze obowiązki dydaktyczne. A powinni jeszcze prowadzić badania naukowe i wyniki publikować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Czarne chmury nad liderem Rammstein. Muzyk reaguje na oskarżenia o molestowanie
- 40 lat temu odbył się pierwszy rodzinny poród w Polsce. Wszystko dzięki sprytowi ojca
- Znana dziennikarka podziękowała za przypomnienie zdjęcia. Jak je skomentowała?
- Sceny jak z gangsterskiego filmu w centrum miasta. W ruch poszedł topór