Jakiś czas temu furorę w sieci zrobiło nagranie z polskimi budowlańcami śpiewającymi na rusztowaniach w Oslo. Przy „Gdzie strumyk płynie z wolna” szło im świetnie, ale video trwało dłużej, niż płynął strumyk.
Potem było milczenie i konsternacja, a braki repertuaru łatało „Polska biało - czerwoni”. Podczas opłatkowego spotkania okazało się, że wiejskie seniorki pamiętają tylko pierwsze zwrotki najpopularniejszych kolęd, z melodią też było krucho, aż zdruzgotana prowadząca włączyła wykonania z laptopa by wesprzeć kulejący chórek.
O tym jak posłowie śpiewają Hymn Polski, lepiej nie wspominać, bo fałszują tak, że uszy więdną. Blamaż i sromota. Kto 11 listopada oglądał w telewizji dzieci (z różnych szkół) nieudolnie śpiewające Mazurka Dąbrowskiego, ten musiał odczuć zażenowanie. Także podczas wycieczek czy spotkań wspólny repertuar kończy się po 15 minutach.
A przecież potrzeba wspólnego śpiewu gdzieś się tli. Zapoczątkowane w 2002 roku w Krakowie „Lekcje śpiewania” zasłużenie cieszą się ogromną popularnością. Inicjatywa ma jednak charakter incydentalny i nie zastąpi ani prywatnego ani organizowanego uczenia śpiewu, tak jak Voice of Poland nie sprawi, że ludzie przed telewizorami będą nucić razem z wykonawcami.
Śpiew jako przedmiot szkolny uznano za stratę czasu. Odwrotnie niż np. we Francji, gdzie z powodzeniem realizowany jest plan „Chór w każdej szkole i w każdym liceum”. Czytam, że „ będąc źródłem równowagi ciała i ducha śpiew chóralny wyraża dyscyplinę zbiorową zbudowaną na szacunku dla wspólnego wysiłku. Jest też świetnym remedium dla agresji. Uczeń czuje się lepiej sam ze sobą i z innymi.”
Śpiew ćwiczy mózgi. Naukowcy z Uniwersytetu w Melbourne obserwowali to z pomocą rezonansu magnetycznego. Okazało się, że podczas śpiewu aktywują się także fragmenty mózgu odpowiedzialne za planowanie, organizację i więzi społeczne oraz te, które nadzorują działanie pamięci. Szkoda zatem, że w naszych szkołach tak rzadko uczy się śpiewu. Słabo też wygląda, popularne niegdyś śpiewanie rodzinne.
Święta Bożego Narodzenia dzieciństwa kojarzą mi się z zapachem cynamonu, strojeniem choinki i dręczeniem mamy żeby sernik piekła przed Wigilią, bo wtedy dostawaliśmy „do czyszczenia” misę z resztkami masy. Czyściliśmy tę misę palcami, a potem zlizywaliśmy z palców serowy krem. Co roku bezskutecznie negocjowaliśmy z mamą żeby odpuściła potrawy, których nikt nie lubił, ale w odpowiedzi słyszeliśmy, że to tradycja i musi znaleźć się na stole. A poza słodkościami i barszczem z uszkami nic dzieciom specjalnie nie smakowało.
Wigilia nie była wielką ucztą. Aniołek przynosił podarunki skromne i praktyczne. Nie obżarstwo nęciło i nie prezenty. Wigilijny wieczór był tak wyczekiwany ze względu na wspomnieniowe opowieści starszych oraz wspólne śpiewanie kolęd o niekończącej się liczbie zwrotek. Śpiewaliśmy razem w każdą niedzielę, ale śpiewanie wigilijne było czymś wspaniałym.
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?