Plebejski syn Stanisław ze Skarbimierza – został wybitnym prawnikiem i pierwszym rektorem Akademii Krakowskiej. A lekarzem nazywanym drugim Hipokratesem i pisarzem, którego „Opis Sarmacji azjatyckiej i europejskiej” tłumaczono na włoski i niemiecki był mieszczanin Maciej z Miechowa. Obaj zaczynali edukację od szkoły parafialnej. Już wcześniej istniały szkoły katedralne i przyklasztorne, które jednak kształciły przyszłych księży, zakonników czy zakonnice. Natomiast uczniowie szkół parafialnych nie byli zobligowani do wejścia w struktury kościelne. Niektórzy studiowali dalej, ale wielu zatrudniało się w kancelariach lub w urzędach miejskich, albo w sądach, czyli tam gdzie znajomość czytania, pisania, rachunków, łaciny, oraz podstaw prawa, były niezbędne.
Szkoły parafialne nie były sensu stricte kościelne, lecz przecież zawdzięczały istnienie Kościołowi, a konkretnie decyzji Soboru Laterańskiego III z roku 1179 oraz Soboru Laterańskiego IV z roku 1215. Znalazły się tam zapisy zobowiązujące biskupów do zakładania szkół: „… aby ubodzy, którzy nie mogą liczyć na pomoc z majątku rodziców, nie byli pozbawieni możliwości czytania i rozwoju”. A Sobór zwołany przez papieża Innocentego III rozszerzył ten obowiązek na parafie. W każdej parafii, której dochód na to pozwalał, miała powstać szkoła. I tak się działo, także na ziemiach polskich.
Proces ten nie był błyskawiczny ale jak na tamte czasy przebiegał sprawnie. W XV wieku w ważniejszych archidiecezjach (na przykład w Małopolsce) aż 90 % parafii miało swe szkoły. Regres pojawił się znacznie później, bo w wieku XVII i XVIII.
Wspólna Europa rodziła się w wiekach średnich. Wiemy o małżeństwach dynastycznych spinających sojusze polskich władców nawet z odległymi państwami jak Dania, Szwecja, Ruś Kijowska, czy Węgry. Ale zapominamy, że powszechna była wymiana doświadczeń na poziomie niemal elementarnym. Przypadek Wita Stwosza z Norymbergii, który najwspanialsze swe dzieła stworzył w Krakowie, nie był odosobniony. Nauka albo praca za granicą zdarzały się częściej, niż dzisiaj myślimy. Aby czeladnik mógł dorobić się statusu mistrzowskiego, powinien odbyć podróż ze stażami w dobrych warsztatach zagranicznych. Celem najczęściej były Gdańsk, Wrocław, Praga, Norymberga, Brema, Lubeka lub Wiedeń. Z kolei do Krakowa w XV wieku przyjeżdżali czeladnicy ze Szkocji, Burgundii, Węgier, niemieckiej Passawy, Hamburga i Norymbergi. Ułatwiała to relatywnie powszechna znajomość rudymentów łaciny, języka pozornie od wieków martwego, a przecież pełniącego podobną funkcję, jak dzisiaj angielski. Polacy studiowali na zagranicznych uniwersytetach, zwłaszcza w Pradze i Bolonii. Z kolei do Akademii Krakowskiej ciągnęli Węgrzy. Zaś spektakularnym przykładem sukcesu zapożyczenia doświadczeń jest lokowanie miast na prawie niemieckim.
W tym całym, skomplikowanym procesie wymiany wiedzy podstawową rolę pełniły szkoły parafialne. Teoretycznie Sobór z 1215 roku zalecał by utrzymywali je proboszczowie, jednak rzeczywistość korygowała zasady. W wiejskich parafiach chłopi pomagali w wyżywieniu nauczyciela, a w bogatych ośrodkach miejskich powstawało czasem i kilka szkół z wieloma nauczycielami od różnych przedmiotów. Mieszczanie dofinansowywali np. naukę śpiewu, albo języka niemieckiego i domagali się prawa nominowania nauczycieli.
Gadanina o ponurym czasie średniowiecza, to są po prostu banialuki.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?