Specjalnie się nie zdziwiłam, bo przecież w Stanach istnieje już autocenzura poprawnościowa w literaturze: wydawnictwa zatrudniają speców którzy korygują opowiadane przez pisarzy historie, by nie padły zarzuty o rasizm i mizoginię. Teraz będzie podobnie w filmie. Zmienić się ma też filmowa kuchnia: od kostiumografa, przez scenarzystę, po montażystę - wszędzie mają być w odpowiednim procencie osoby nie będące białym facetem (chyba, że jest gejem). Producent winien też zapewnić płatne staże dla mniejszości. Może nawet ten akurat wymóg przyniesie coś dobrego. Podobne działania w literaturze, czy na uniwersytetach są o wiele groźniejsze. Taka mechanika niweczy wysiłek tych wszystkich, którzy uważają, że ludzie są równi. Znów dzieli się ludzi na rasy, pochodzenie, orientację i płeć. Jak gdyby nie człowiek był podmiotem, tylko jego cechy. Co kiedyś nazywano dobrym wychowaniem i empatią, teraz będzie przymusem.
Wywiad z Jerzym Urbanem w „Gazecie Wyborczej” z żadnego przymusu nie wynikał. Gazeta przyzwyczaiła nas do tekstów odkrywających ludzką stronę rozmaitych budowniczych Polski Ludowej, a to Janka Krasickiego, a to generała Świerczewskiego. Urban nikogo własnoręcznie nie zamordował, ale przyczynił się do rzeczy strasznych, a nagonka, jaką prowadził przeciw księdzu Popiełuszce ośmieliła torturujących zbrodniarzy.
Szokiem było to, że Urban zajął w „Gazecie” bite 8 stron. [Rzadko poświęca się komuś tyle miejsca, nawet po wyborze na prezydenta, papieża, czy po śmierci wybitnego pisarza albo malarza.] Tekstowi towarzyszyła seria zdjęć: od „dzieciątka Urban”, po Urbana z cygarem. Żeby jeszcze z tych skompromitowanych ust padło coś istotnego, ale nie: same kocopoły. Jakieś powiększone zdanie o spełnionym życiu, bo „Kościół już się bardzo kurczy…” - Żenada… A na pytanie o ewentualny pomnik Urbana, zainteresowany odpowiedział w jedyny możliwy - i zgodny ze swym emploi - sposób.
Jedna uwaga: otóż Urban twierdzi, że 12 grudnia 1981 bał się, że „Solidarność” będzie takich jak on mordować. Bo zadzwonił do niego kolega kapitan SB, żeby nie nocował w domu. Więc on - Urban - zadzwonił do Rakowskiego żeby ten nie spał w domu, a Rakowski powiedział że zadzwoni do Kiszczaka, żeby tego esbeka wsadzić… A żona Urbana, która stale się wciska do rozmowy grubym słowem dopowiada, że z tego strachu przed mordercami z „Solidarności” chciała córkę umieścić u gosposi.
W czasie gdy zwykły człowiek stał godzinami w kolejce za mąką, cukrem albo kawałkiem kiełbasy, Urbanowie mieli gosposię i kolegów w najwyższych władzach. Kolegów we władzach już nie mają, za to liczba służących wzrosła. Ciekawsze jest coś innego. Otóż, tak się państwo rządzący wtedy państwem nakręcili w kłamstwach, że sami w te kłamstwa uwierzyli. Bo bajanie o krwiożerczych zamiarach „Solidarności” kolportowane były głównie na prowincji, wśród mniej istotnych esbeków i milicjantów, żeby strach trzymał ich w ryzach.
A tu proszę: Urbanowie uwierzyli! Co prawda tylko przez parę godzin, bo już przed północą Urban siedział, ale nie w więzieniu, tylko w rządowym gmachu, jako doradca. Zdziwienie? A skądże.
- Oto najdziwniejsze nazwy polskich wsi. W niektóre aż trudno uwierzyć
- Co oni wyprawiają! Oto Najlepsze MEMY o kierowcach! Zobaczcie
- TOP 15 ginekologów w Krakowie wg ZnanyLekarz.pl [LISTA]
- Kolejny potwór wyciągnięty z Wisły! Ta ryba przeraża
- Kraków. W końcu rozpocznie się przebudowa al. 29 Listopada! Tak będzie wyglądać
- Atrakcyjne mieszkanie na wynajem. Tak internauci kpią z ogłoszeń [MEMY]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?