Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

CBA w CEBEA

Redakcja
Dyrektor i 19 pracowników krakowskiego CEBEA stanie wkrótce przed sądem. Szef został oskarżony przez prokuraturę o przekroczenie uprawnień, jego podwładni - o poświadczenie nieprawdy. Powód?

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

- Wyprowadzili publiczne pieniądze do prywatnej spółki - twierdzi prokuratura. Oskarżeni pracownicy z kolei dowodzą: - Chodziło o ratowanie naszych miejsc pracy. Chcieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce.

CEBEA, czyli Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Budowy Urządzeń Chemicznych i Chłodniczych to firma z ponad 35-letnią historią. Podlega ministrowi gospodarki, który corocznie zatwierdza jej sprawozdanie finansowe. Decyduje o wydatkach, ale też o przyszłości ośrodka.

- Nerwówka zaczęła się w 2005 r., gdy pojawiły się pogłoski, że ministerstwo chce nas sprywatyzować. Ludzie się niepokoili. Jeden drugiego pytał: co dalej? Kto nas wykupi? Czy nowy właściciel zechce utrzymać firmę w całości, włącznie z filią - Zakładem Produkcji Doświadczalnej w Bochni? Nikt nie znał odpowiedzi na te pytania - opowiada jeden z pracowników.

Postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Plan był prosty: zakładają spółkę, która przystępuje do przetargu i przejmuje ośrodek w całości. Każdy z pracowników mógł zostać udziałowcem. Zgłosiło się aż 100 chętnych. Jedni wnieśli do spółki tylko jeden udział, o wartości 500 zł. Innym udało się ich zgromadzić po kilkanaście lub kilkadziesiąt.

Zgodnie z aktem notarialnym, podpisanym 8 listopada 2006 r., kapitał zakładowy spółki został określony na 440 tys. zł. Prezesem został dotychczasowy dyrektor krakowskiego CEBEA, a zastępcą - kierownik bocheńskiej filii.

Problem powstał dwa lata później, po wycenie ośrodka, zleconej przez ministerstwo. Spółka musiała zwiększyć co najmniej o 200 tys. zł kapitał zakładowy, jeśli chciała mieć szanse w przetargu prywatyzacyjnym. Oficjalnie ustalono, że udziałowcy we własnym zakresie pokryją wzrost wartości udziałów. W praktyce - jak twierdzi prokuratura - było inaczej. Miał w tym pomóc dyrektor CEBEA, który przekazał znaczną część zysku ośrodka - za 2008 r. - na konto Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych.

Pracownicy pobierali pieniądze jako bezzwrotne zapomogi socjalne. Tyle że tylko na papierze, bo w rzeczywistości przekazywali je na konto nowo utworzonej spółki, twierdzą śledczy.

Dowodem na to ma być m.in. lista udziałowców spółki przesłana mejlem do Bochni z Krakowa i wzory wniosków o zapomogi, które pracownicy mieli tylko podpisać. Miały podobne uzasadnienia: awaria pieca i konieczność zakupu nowego, leczenie lub opłata nauki dziecka.

W bocheńskiej filii całą operację uproszczono do minimum. Wnioskujący o zapomogę nie dostawał nawet pieniędzy do ręki, potwierdzał tylko, że je otrzymał. Przelewem pieniędzy na konto spółki zajął się dział księgowości. Zainteresowany otrzymywał później potwierdzenie, że dokonał wpłaty za objęte udziały.

- Zapomogi nam przysługiwały, bo zarobki w CEBEA są wyjątkowo marne. Niekiedy pieniędzy nie starcza nawet do połowy miesiąca. Np. ślusarz brutto zarabia ok. 1,6 tys. zł, pracownik kadr - niewiele ponad 2 tys. zł - argumentuje jeden z pracowników.
Śledczy dysponują jednak zeznaniami innych, którzy szczegółowo opisywali, jak wyglądało przyznawanie zapomóg. Wobec 55 osób prokuratura umorzyła postępowanie, uznając znikomą szkodliwość czynu. 10 kolejnych (większość zasiadała w komisjach socjalnych) przyznało się do winy i chce dobrowolnie poddać się karze.

- Wszyscy mieliśmy świadomość, że wnioski o pomoc mają fikcyjne uzasadnienia. Ale zdawaliśmy sobie też sprawę, że pracownicy mało zarabiają i nie będą w stanie nabyć nowych udziałów. Początkowo ustaliliśmy, że wszyscy dostaną po równo - po ok. 1,5 tys. zł, ale po proteście jednego z pracowników, zdecydowaliśmy się, że zapomogi będą przyznawane w sposób proporcjonalny do wartości dotąd objętych udziałów. Dyrektor zapewniał nas, że wszystko jest zgodne z prawem - zeznawał w śledztwie jeden z pracowników bocheńskiej filii ośrodka.

W czerwcu br. do krakowskiej siedziby CEBEA wkroczyli agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zabezpieczyli dokumenty i zatrzymali kilka osób, w tym dyrektora. Został objęty aktem oskarżenia, który w ub. tygodniu prokuratura skierowała do sądu. Ma zarzut przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego. Nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że o nieprawidłowościach w bocheńskiej filii dowiedział się dopiero po wszczęciu śledztwa. Przekonuje, że miał pozytywną opinię rady naukowej ośrodka na przekazane części zysków na zakładowy fundusz socjalny, zaakceptował to również minister gospodarki. Śledczy przyznają: -Zgoda rzeczywiście była. Tyle że zanim zapadła decyzja, komisje socjalne już rozpoznawały wnioski udziałowców spółki o przyznanie zapomóg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski