- Mieszka Pan w Krakowie, ale reprezentuje Start Wrocław.
- Niestety, w moim rodzinnym mieście nie ma Startu. Dlatego od początku kariery jestem zawodnikiem klubu z Dolnego Śląska - mówi Piotr Szymeczek (na zdjęciu).
- Częste kursowanie na trasie Kraków - Wrocław musi być uciążliwe.
- Nie do końca, bo prowadzę w Krakowie własną siłownię i głównie w niej trenuję. Ze szkoleniowcami klubowymi najczęściej tylko się konsultuję, ustalamy plan, a pracę sam wykonuję. Jeśli już wyjeżdżam, to właściwie tylko na zgrupowania, gdy otrzymuję powołania.
- Sam sobie jest Pan trenerem?
- Nawet kimś więcej, bo przez parę lat treningów doskonale poznałem swój organizm i wiem, jak poza zajęciami zadbać o siebie.
- Mówiąc "parę lat" ma Pan na myśli chyba kilkanaście sezonów.
- W kadrze jestem od 2003 roku, ale podnoszenie ciężarów trenuję w zasadzie całe życie. Na początku robiłem to w ramach rehabilitacji, a później odkryłem, że jestem silny. Łącznie ciężarami zajmuję się 22 lata.
- W jakich okolicznościach trafił Pan do wyczynowego sportu?
- To był czysty przypadek. Razem ze świętej pamięci tatą, a teraz tylko mamą, prowadziłem siłownię i pewnego dnia ktoś przyniósł ulotki, że odbędzie się amatorski konkurs w wyciskaniu sztangą. Wiedziałem, że jestem dość silny, więc pomyślałem sobie, że po raz pierwszy spróbuję rywalizacji. Okazało się, że pokonałem wszystkich z dość dużą łatwością. Sędziujący nam wielki mistrz w wyciskaniu Jerzy Furmanek powiedział, że mam wielki talent. Dodał, że trochę u niego potrenuję i będę z nim startował. Zabrał mnie na turniej integracyjny niepełnosprawnych i pełnosprawnych do Tarnowskich Gór. Mimo że złapałem przeziębienie, znów zdołałem wygrać.
- Zwrócił Pan uwagę kolejnych fachowców?
- Rywalizacji przypatrywał się trener kadry Jerzy Mysłakowski i jak mnie zobaczył, od razu zostałem "zgarnięty". Wiele osób podchodziło i mówiło "będziesz startował u nas", a ja myślałem, że chodzi o udział w zawodach. Okazało się, że chciało mnie mieć wiele klubów, ale ja postawiłem na Start Wrocław.
- Z jaką chorobą Pan się zmaga?
- Jestem po dziecięcym porażeniu mózgowym. Porażeniu uległy kończyny dolne, ale w taki sposób, że poruszam się samodzielnie. Co prawda mam trochę inny chód, ale nie muszę korzystać z kul. A wyciskam na leżąco.
- Uszczerbek na zdrowiu na co dzień nie doskwiera?
- Generalnie nie patrzę na siebie, jak na osobę niepełnosprawną i gorszą. Ze wszystkich sił staram się pokonywać kłopoty i sobie z nimi radzić.
- Gdzie znajduje się Pana sala treningowa?
- W Szkole Podstawowej nr 41 przy ulicy Jerzmanowskiego. Dzięki uprzejmości pani dyrektor już piąty rok mam w tym miejscu udostępnioną salę. Wcześniej miałem dwie inne lokalizacje, ale z obu zostałem wyrzucony, bo komuś coś się odwidziało.
- W Pekinie zajął Pan 10. miejsce. W Londynie włączy się Pan do walki o medal?
- Będę bardzo zadowolony z miejsca w najlepszej piątce, a przy odrobinie szczęścia powinno być jeszcze lepiej. Mam duże szanse, bo jestem zdecydowanie lepiej przygotowany i pozostaję dobrej myśli. Moja nieoficjalna "życiówka" w wyciskaniu to 200 kilogramów, a czwarty zawodnik w rankingu ma rekord tylko o dwa kilogramy lepszy.
Rozmawiał Artur Gac
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?