Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciałbym sprzedać swoje umiejętności

Jacek Żukowski
Tomasz Rząsa został niedawno asystentem Macieja Skorży w Lechu Poznań. Dla byłego zawodnika Cracovii to pierwsza praca trenerska.

Rozpoczął Pan nowy etap w życiu - karierę szkoleniowca.
Karierę to za duże słowo. Minął już szósty rok, jak skończyłem grać w piłkę. Ostatnie lata to był dla mnie czas edukacji. Skończyłem studia, Wszechnicę Świętokrzyską w Kielcach, niedawno obroniłem pracę magisterską. W ogóle zacząłem studia dość dawno, bo gdy grałem jeszcze w Sokole Pniewy, to ukończyłem I rok na poznańskim AWF-ie. Przez różnice programowe nie został mi on zaliczony, studiowałem więc 5 lat zaocznie. Godziłem obowiązki związane z Cracovią i reprezentacją Polski. Nie próżnowałem przez ostatnie lata, ukończyłem też kurs trenerski UEFA A, korzystając z "szybkiej ścieżki" byłego reprezentanta kraju. Umiejętności jakie nabyłem przez lata gry, także od trenerów, z którymi miałem okazję pracować, mam nadzieję, że zaprocentują. A miałem styczność z tak dobrymi szkoleniowcami jak Leo Beenhakker, Bert van Marwijk. Wiedzę trzeba było usystematyzować.

Dobrze się Pan zna z trenerem Skorżą?
Tak, poznałem go podczas meczów reprezentacji, gdy pracował jako asystent Pawła Janasa, a ja grałem w eliminacjach do mistrzostw świata w Niemczech, ale finałów nie dane mi było zaliczyć. Maciek jest tylko rok ode mnie starszy, nie ma więc żadnej bariery między nami. Dużo czasu poświęciliśmy na rozmowy o futbolu. Zawsze nić współpracy między nami istniała. W ostatnich latach mieliśmy ze sobą kontakt, spotykaliśmy się na różnych galach piłkarskich itp.

Czy propozycja, by został Pan jego asystentem zaskoczyła Pana?
Zdziwiłem się, że to już trzeba podjąć decyzję - czy wchodzić w ten ciekawy, ale niełatwy zawód.

Czuje Pan, że to będzie Pana najbliższa przyszłość, właśnie rola trenera, a nie dyrektora sportowego, menedżera?
Ciężko wyrokować. Lech Poznań to jeden z największych klubów w Polsce, jeden z najlepiej zorganizowanych, ma aspiracje gry o mistrzostwo kraju, dlatego przystałem na propozycję. Dobrze zobaczyć jaki ten zawód jest i spróbować swoich sił, a czuję, że mam wiele do przekazania.

Dobrze, że zaczyna Pan od razu od ekstraklasy, a nie niższego poziomu rozgrywkowego.
Maciej wziął zespół, który ma aspiracje europejskie, wziął za asystentów byłych piłkarzy, którzy mieli okazję grać na arenie międzynarodowej, choćby mnie czy Darka Żurawia. A tego doświadczenia Lechowi brakowało przez ostatnie lata.

Zawsze było Panu blisko do Cracovii, której jest Pan wychowankiem. Mecz Lecha z Cracovią oglądał Pan jeszcze jako kibic, a nie trener. Jakie są te obecne "Pasy"?
Cracovia zagrała niezłe spotkanie, wykorzystała mankamenty Lecha i była bliższa wygrania tego meczu. Oglądam wiele spotkań Cracovii, chodziłem regularnie na jej mecze w ubiegłym sezonie.

Która Cracovia jest Panu bliższa, ta z zeszłego sezonu czy z obecna?

Nie chciałbym mówić. Na pewno wszystkim podobał się zespół trenera Stawowego, zwłaszcza jak miał wspaniałą passę, grał w niezłym stylu. Wszyscy kibice Cracovii, a wśród nich i ja chcieliby, by to jak najdłużej trwało. Nie byłem jednak aż tak blisko zespołu, by móc wyrokować, dlaczego się skończyło jak się skończyło.

Jak Pan widzi system 3 - 5 - 2, jaki stosują krakowianie?
Trener ma taką koncepcję. Inaczej to wygląda np. w klubach holenderskich, kiedy to przychodzi do zespołu trener i wie, jak dany zespół gra od lat i to raczej trener się do tego dostosowuje. U nas, nie tylko w Cracovii, ale generalnie w klubach, tego zjawiska nie można zaobserwować i to raczej trener narzuca pomysł na grę. Do każdego stylu trzeba mieć wykonawców, ale widocznie trener Podoliński na tyle poznał chłopaków, że zdecydował się na taki wariant.

Jak Pan patrzy już z perspektywy kilku lat - nie za dużo tych rewolucji kadrowych w Cracovii? Co chwilę się coś zmienia, są nowi zawodnicy, trenerzy. To klub stabilny finansowo, a brakuje mu sukcesów. Może potrzeba większej stabilizacji?

To już Pan sobie odpowiedział na pytanie. Wiadomo, że dobrze byłoby znaleźć złoty środek, który przynosiłby sukcesy i sportowe, i marketingowe. Rzeczywiście coś nie funkcjonuje tak, jak mogłoby. Nie mówię już, że tak było za mojej kadencji, ale dużo wcześniej, bo to ciągnie się latami. Trzeba poszukać głębszych przyczyn.

Ma Pan zapewne satysfakcję, że ci zawodnicy, którzy przychodzili za Pana kadencji, jak pokazał czas, to były dobre transfery - choćby Milosa Kosanovicia, Saidiego Ntibazonkizy.
Są lepsze i gorsze transfery. Na model naszej pracy, gdzie oprócz trenera byłem jedynym człowiekiem, który mógł weryfikować piłkarzy, bo nie było skautingu, to i tak nieźle to wyszło. Jednoosobowo nie można tego wszystkiego objąć. Co tydzień trzeba byłoby obserwować nie jednego, a kilku zawodników. By zminimalizować margines błędu. Nawet w klubach, gdzie jest dobry skauting pomyłki też się zdarzają. Do udanych transferów zaliczę jeszcze Jana Hoska.

Sebastian Steblecki ostatnio przeniósł się do ligi holenderskiej. Jak Pan ocenia jego szanse?

To jest młody zawodnik, który nadal może podnosić umiejętności, zarówno taktyczne jak i techniczne. Ma szansę rozwoju, współzawodnictwa z bardzo dobrymi piłkarzami. Będę trzymał za niego kciuki, by mu się powiodło. To jest charakterny chłopak. Gdy pracowałem w Cracovii, pukał do kadry pierwszej drużyny. Zawsze imponował ambicją, walecznością. Jak już wchodził do gry, to zawsze coś wnosił do zespołu. Brakowało mu szczęścia, czuł strach przed zdobyciem gola. Brakowało mu pazerności na bramki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski