Na koszykówkę był skazany, jego ojciec Tomasz był podstawowym zawodnikiem Korony, Resovii, Hutnika, Basketu Kraków i Wisły Kraków.
- Tata często zabierał mnie na mecze. Jako mały chłopiec towarzyszyłem mu w Krakowie, jeździłem też na wyjazdy. W przerwach między kwartami rzucałem do kosza, obyłem się z atmosferą towarzyszącą spotkaniom. Spodobało mi się - wspomina Jarosław Trojan, 22-letni zawodnik Startu Lublin, jeden z najzdolniejszych koszykarzy młodego pokolenia w Polsce.
Pierwszym klubem Trojana juniora był UKS Regis Wieliczka. - Poszedłem tam, bo z rodzinnych Dobczyc było najbliżej. Dojeżdżałem kilka razy w tygodniu busami do Wieliczki, często w domu byłem bardzo późno. Przez rok było mi łatwiej, bo trenerem Regisu był mój tata. Razem jeździliśmy na zajęcia. Zawsze mi powtarzał, że jeśli nie zaangażuję się na sto procent w to, co robię, to będę koszykarskim przeciętniakiem, jak on. Ja wcale tak nie uważam, tata grał bardzo dobrze w znanych klubach. Jego rady wziąłem sobie do serca i nigdy nie trzeba było mnie namawiać do treningów. Tak jest zresztą do dzisiaj i za te lekcje jestem ojcu bardzo wdzięczny. Wiem, że jest ze mnie dumny. Zresztą, cały czas mi podpowiada, a ja z tego skrzętnie korzystam - mówi Jarosław Trojan.
W Regisie szybko stał się liderem drużyny, którą prowadził do licznych sukcesów w różnych kategoriach wiekowych. - Jarek zawsze imponował pracowitością, po ojcu odziedziczył talent do koszykówki i jest naszym wychowankiem, który zaszedł najdalej. Bliski angażu do MKS Dąbrowa Górnicza był przed tym sezonem Filip Całka, ale ostatecznie pozostał w Regisie. Młodzi chłopcy widzą na przykładzie Jarka, że warto się starać, bo można z małej Wieliczki dojść do ekstraklasy. Nie każdy ma charakter taki jak on, ale dzięki jego sukcesom nie mamy kłopotów z __naborem - mówi prezes UKS Regis Wieliczka Grzegorz Siemieniec.
Gdy Trojan miał 16 lat, w Regisie zrobiło się dla niego za ciasno. Zdecydował, że pójdzie do Szkoły Mistrzostwa Sportowego z Władysławowa.
- Nie była to łatwa decyzja, ale rodzice przyjęli ją ze zrozumieniem. Zawsze wspierali mnie w sportowych pasjach. Na pewno moją wyprowadzkę lepiej znosił tata, ale także mama, której było ciężej się z tym pogodzić, rozumiała moją decyzję. Żal mi było opuszczać mamę, kilka lat wcześniej do SMS poszła moja siostra Aleksandra (jest siatkarką - przyp.), więc potrafię zrozumieć, co wtedy czuła. Ja jednak wiedziałem, że muszę wyjechać, jeśli chcę zrobić karierę. W Małopolsce nie było i nie ma klubu, który grałby choć na poziomie I ligi. Widziałem też, jak rozwija się moja o dwa lata starsza siostra. Występowała w reprezentacjach, obecnie gra w ekstraklasowym Aluprofie Bielsko-Biała. Co tu dużo mówić, też chciałem grać w ekstraklasie - wspomina 22-letni zawodnik.
Zanim do tego doszło, młokos musiał swoje przejść. Było mu o tyle łatwiej, że na drugim końcu Polski spotkał się z trenerem Rafałem Knapem, który z Wieliczki przeniósł się do GTK Gdynia.
- Grałem głównie w drugiej lidze, ale z zespołem juniorów starszych udało mi się zdobyć brązowy medal mistrzostw kraju. Z SMS łatwiej było mi dostać się do kadry Polski, w __której rozegrałem kilka spotkań. To było niesamowite przeżycie, zajęliśmy pierwsze miejsce podczas mistrzostw Europy Dywizji B. Spełniło się wówczas moje wielkie sportowe marzenie - mówi.
Kolejnym przystankiem w karierze środkowego z Dobczyc był WKK Wrocław, jeden z najlepszych klubów w Polsce szkolących młodzież. - Zdecydowałem się tam przejść, bo był to krok naprzód w mojej karierze. Grałem w II lidze oraz drużynach młodzieżowych. Z zespołem seniorów awansowałem do pierwszej ligi, miałem dobre statystyki, poznałem wielu znakomitych koszykarzy i trenerów. Dlatego zdecydowałem się zostać na kolejny sezon w klubie, w którym grając w pierwszej lidze sporo zyskałem, bo to wielki przeskok w stosunku do ligi drugiej, w której dotąd grałem - mówi.
O dalszym przebiegu kariery zadecydował przypadek. Do klubu z Lublina trafił trener Paweł Turkiewicz, który prowadził WKK Wrocław i dotarł z tą drużyną aż do finału młodzieżowych rozgrywek. Młody szkoleniowiec został dostrzeżony przez działaczy z Lublina (został zwolniony z klubu przed kilkoma dniami, zastąpił go Dusan Radović). Przechodząc nie zapomniał o zdolnym, mierzącym 207 centymetrów środkowym.
- Wtedy zrozumiałem, o czym mówił tata, gdy wpajał mi, abym zawsze się starał i grał na __maksa - mówi Jarosław Trojan. - We Wrocławiu nigdy nie odpuszczałem, trener to zauważył, dawał mi sporo szans i potem zaproponował przeprowadzkę. Początki nie były łatwe, ale teraz jestem podstawowym zawodnikiem, sporo gram. Dziś wiem, że warto się było poświęcać, by grać w ekstraklasie. To zupełnie inny świat. Gram w profesjonalnym klubie, mogę skupić się tylko na treningach. Zresztą, wszystko podporządkowałem koszykówce. Liga jest dobrze rozreklamowana, mecze ogląda wielu kibiców. Rywalizuję z koszykarzami, których wcześniej mogłem oglądać tylko w telewizji. Wiem, że jestem lepszy z każdym meczem, a pomny wcześniejszych doświadczeń robię wszystko, by stawać się coraz bardziej wszechstronnym zawodnikiem - dodaje zawodnik Startu.
Trojan jest niezwykle ambitnym koszykarzem. W najwyższej klasie rozgrywkowej występuje drugi sezon, ale odważnie mówi: - Gra w Polsce jest dla mnie tylko okresem przejściowym w karierze.
Dysponując bardzo dobrymi warunkami i mając całkiem dobre statystyki (w tym sezonie średnio 8,6 pkt i 4,7 zb. na mecz) ma prawo zacząć poważnie myśleć o spełnieniu kolejnego sportowego marzenia.
- Są nim występy w Eurolidze. Chciałbym też przenieść się kiedyś do ligi hiszpańskiej, gdzie gra się bardzo technicznie. O NBA na __razie nie myślę, ale...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?