- Co sprawiło, że po 27 latach powróciłeś do sztuki Paula Barza „Kolacja na cztery ręce?”
- Od dłuższego czasu chciał zagrać Bacha Olaf Lubaszenko. „Znajdź Haendla” - mówiłem. No i Olaf przedstawił mi listę, z której wybrałem Emiliana Kamińskiego. Mając tę znakomitą dwójkę można było już myśleć o spektaklu.
- W Twej pierwszej inscenizacji w STU z roku 1988 grali Jerzy Bińczycki i Jan Nowicki, z kolei Kazimierz Kutz obsadził w tej sztuce w Teatrze Telewizji Janusza Gajosa i Romana Wilhelmiego.
- Ja tekst sztuki Barza dostałem właśnie od Kutza, po którym przejąłem stanowisko szefa TVP Kraków. I od Kutza usłyszałem: „Powinieneś to wystawić”. Tak też zrobiłem. A później on, widząc, jak sztuka świetnie broni się na scenie, zrealizował wersję telewizyjną. Dlatego i tym razem chciałem mieć wyjątkową obsadę, z aktorami idealnie pasującymi do tych ról. Tacy są Lubaszenko i Kamiński, taki też jest kamerdyner Haendla. 27 lat temu grał go Jan Peszek, teraz znakomicie wciela się w tę postać Maciej Miecznikowski, wokalista, obdarzony znakomitym talentem aktorskim.
- Wyjaśnimy, że Barz spotkanie dwóch muzycznych geniuszy wymyślił. Oto skromny, zakompleksiony kantor lipski Jan Sebastian Bach odwiedza pewnego siebie, bogatego Georga Friedricha Haendla...
- Po czym w trakcie kolacji okaże się, że zżerają ich te same lęki, kompleksy i że nawzajem siebie podziwiają. Świetny, mądry i dowcipny tekst.
- Coś pozmieniałeś w tej inscenizacji?
- Zasada inscenizacyjna pozostała ta sama, zmiany wiążą się z odmiennymi indywidualnościami aktorskimi. Jestem bardzo zadowolony z tej wersji.
- Scenografię pierwszej „Kolacji...” przygotowała znakomita krakowska scenografka Zofia de Inez-Lewczuk. A kto tym razem?
- A teraz kostiumy i scenografia są autorstwa jej syna, Andrzeja Lewczuka.
- Warszawska premiera „Kolacji na cztery ręce” już się odbyła u współproducenta spektaklu, w Teatrze Kamienica. Jego twórcą jest Emilian Kamiński.
- Wcześniej pokazaliśmy ją w Międzyzdrojach, podczas Festiwalu Gwiazd, którego dyrektorem jest Olaf Lubaszenko. I teatr Emiliana, i mój od lat goszczą na tym festiwalu. Poza tym Emilian obchodzi jubileusz 40-lecia pracy artystycznej, na co, niestety, nałożyły się kłopoty z „Kamienicą”. I o tym też jest to przedstawienie.
- Gdy wystawiłeś „Kolację” u schyłku PRL-u, wystawne jadło na scenie szokowało.
- Teraz, mam nadzieję, już nie bufety będą grały główną rolę. Wtedy karczochy, ostrygi, ślimaki były w Polsce czymś niedostępnym. Widownia nie bardzo wiedziała, co oni jedzą.
- W lutym półwiecze Teatru STU. Co jeszcze do tego czasu?
- Premierą „Kolacji na cztery ręce”, nawiązującą do jednego z ciekawszych spektakli z tych 50 lat, rozpoczynamy jubileuszowy sezon, po czym w grudniu zaprosimy na 15-lecie „Hamleta” i na premierę „Małego Księcia” de Saint Exupery`ego, z muzyką Janusza Grzywacza, by po latach, jak ongiś na „Pana Twardowskiego”, przyciągać i najmłodszego widza. W lutym, tuż przed 50-leciem, wystawimy Gogolowskiego „Rewizora”, w nowym przekładzie, nazywamy go parafrazą, Tadeusza Nyczka. Zagrają m.in. najstarsi aktorzy STU, znani ze „Spadania”, z „Sennika polskiego”, „Exodusu”... A później to już zacznę przygotowywać się do stopniowego odchodzenia z teatru, któremu poświęciłem 50 lat życia...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?