Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chiny nie do poznania

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
XU KAI - ma 35 lat, pochodzi z chińskiego miasta Tianjin, był pingpongowym mistrzem Chin w kategorii juniorów, pierwszym chińskim pingpongistą w polskiej ekstraklasie, jednym z najlepszych zawodników w jej historii, ma na koncie cztery tytuły drużynowego mistrza kraju, gra stylem defensywnym. W Polsce mieszka od 1994 roku, od 2003 roku pracuje w ośrodku szkolenia kobiet w tenisie stołowym w Krakowie, teraz jest jego głównym trenerem, jednocześnie pełni funkcję trenera polskiej kadry narodowej juniorek i kadetek. DP Po chińsku ping-pong to...

Fot. Wacław Klag

Trener polskiej kadry pingpongistek Xu Kai o azjatyckim przepisie na mistrzów i... kaczkę po pekińsku

- Też ping-pong, Chińczycy używają tylko tej nazwy, a nie na przykład tenis stołowy. DP Jest w Chinach taki człowiek, który nie trzymał rakietki w ręku?
- Pewnie tak, ale niewielu takich... (śmiech) Dla Chińczyków ping-pong to sport narodowy. Uprawia się go od dzieciństwa do późnej starości. Jest wielu starszych ludzi, którzy wstają wcześnie rano, wynajmują halę za niewielką miesięczną opłatą i grają, sale są pełne takich graczy-amatorów. Grają od 6 czy 7 rano, godzinę czy dwie, a potem idą do pracy. Kiedyś pełno było w Chinach wbudowanych wszędzie metalowych stołów - w parkach, na osiedlach - teraz jest ich mniej, ale za to jest o wiele więcej sal do tenisa stołowego, w których gra się na okrągło latem i zimą. DP Dlatego Chińczycy są najlepszymi pingpongistami świata?
- Są najlepsi, bo mają własny system szkolenia, na świecie nie ma takiego nigdzie, dlatego w męskim ping-pongu Europa jest pod względem techniki gry 20-30 lat za Chinami, w kobiecym nawet 50 lat. Dzieci w Chinach zaczynają grać, gdy mają 5-6 lat. Na początku to zabawa, zajęcia są dwa, trzy razy w tygodniu, ale już wtedy trenerzy szukają talentów, a najważniejsze, że już w tym wieku uczą zawodowej techniki. Wszystko, co najważniejsze dla profesjonalnej gry umieją już dzieciaki. Wtedy trenerzy dobierają dziecku rodzaj uchwytu rakietki i wybierają styl gry. Ten podstawowy trening trwa dwa lata, po tym czasie dziecko łapie już technikę i może coraz więcej ćwiczyć. Minimalny czas zawodowego treningu - żeby móc mówić o wynikach - to 6-8 lat. 10-latek już trenuje zawodowo, dwa razy dziennie, to około 5-6 godzin treningu. Szkoła jest dopasowana do zajęć sportowych, można trenować przed lekcjami, a można też po całym dniu treningu do szkoły iść wieczorem. I co też ważne, małymi grupami zawodników opiekuje się kilku trenerów. Ich opłaca państwo, ale koszty utrzymania hal, ośrodków szkolenia - prądu, wody - ponoszą teraz coraz częściej rodzice. To około 300-400 zł miesięcznie. DP To w Chinach stać rodziców na taki wydatek?
- Oczywiście, pytasz tak, bo jeszcze nie widziałaś Chin. Ten kraj nie jest tylko taki jak się pokazuje w telewizji i pisze w gazetach. Pozostał komunistyczny, ale jeśli chodzi o ekonomię, od około 20 lat coraz bardziej się otwiera, i to widać, nie tylko w wielkich miastach. Ludzie uciekali do nich z wiosek, bo tu znajdowali lepszą pracę i warunki do życia. Teraz duże miasta są już zamknięte dla tych, którzy by się chcieli przenieść ze wsi. Oczywiście, na wsi jest bieda, zwłaszcza na północy kraju. Tam zarabia się niewiele, zdarza się, że w przeliczeniu to 100 zł miesięcznie, ale to wielki kraj, nie da się nadrobić wszystkich różnic naraz. DP Ilu jest w Chinach zawodników na poziomie Ma Lina, Wang Liqina, Wang Hao, którzy będą reprezentować kraj na igrzyskach w Pekinie?
- Bardzo wielu, zawodnicy z drugiej reprezentacji Chin grają na takim samym poziomie. Gdyby wyjeżdżali na zagraniczne turnieje, to też by wygrywali, jak tamte wielkie gwiazdy. One wykorzystały swoją szansę. DP Żyją w Chinach jak prawdziwe gwiazdy?
- Tak, są rozpoznawani na ulicach Pekinu, wszyscy tam mieszkają, bo tam jest najważniejszy ośrodek szkolenia. Bardzo dobrze zarabiają, występują w reklamach, pełno ich w telewizji. Ponadto jako reprezentanci kraju otrzymują pieniądze od państwa, oddają mu 30-40 procent premii za zwycięstwa w turniejach, ale reszta zostaje dla nich. Teraz w Chinach są już rozgrywki ligowe, kluby mają sponsorów. Ma Lin dostał w ubiegłym roku za przejście do innego chińskiego klubu równowartość około 2 milionów złotych. Pingpongiści są w Chinach traktowani jak w Polsce piłkarze. DP To możliwe, żeby w Pekinie Chińczycy oddali reszcie świata choćby jeden z czterech złotych medali olimpijskich w tenisie stołowym? W Atenach mistrzem singla został Koreańczyk Ryu Seung Min...
- W Pekinie to się nie powtórzy, nie ma takiej możliwości, żeby Chińczycy oddali jakikolwiek złoty medal. Wang Hao, który przegrał wtedy z Ryue Seung Minem w finale, ma teraz o wiele więcej doświadczenia. DP Też zacząłeś trenować jako dzieciak?
- Miałem 5 lat, gdy zaczynałem. Tata Xu Wen Zhi jest trenerem ping-ponga, mama zajmowała się siatkówką. W ping-ponga grała też moja siostra. DP Masz siostrę? W Chinach mieszkańcy miast mogą mieć teraz tylko jedno dziecko…
- To prawo wprowadzono później, w 1979 roku. My urodziliśmy się wcześniej, ja w 1973 roku, a siostra jest 2 lata starsza. Grała w ping-ponga zawodowo przez 12 lat. Oboje reprezentowaliśmy Tianjin, z którego pochodzimy. DP Twoja córka też będzie grać w ping-ponga?
- Raczej nie. Tato, ja jestem zmęczona - tak mi mówi... Nina ma 4 lata. DP Daliście jej z żoną europejskie imię?
- Nie tylko, po chińsku ma na imię Meng Fan, żona je wybrała, ale w przedszkolu nikt by sobie nie poradził z wymawianiem Meng Fan, więc ma też prostsze imię dla Polaków - Nina. Mówi bardzo dobrze po polsku, po chińsku rozmawia z babcią. DP Nazywa się Xu Meng Fan?
- Tak, w Chinach dzieci mają nazwisko po ojcu. Żona nie zmienia nazwiska na męża, po ślubie zostaje przy swoim. DP Nazwisko stawiacie na pierwszym miejscu, za nim imię, odwrotnie niż w Polsce.
- Tak, i zawsze używa się nazwiska i imienia razem, bo inaczej trudno by się zorientować, o kogo chodzi. W ośrodku, w którym trenowałem, stworzonym w Tianjinie dla szkolenia w ping-pongu, tenisie i badmintonie było trzech Xu Kaiów... W mojej grupie dwóch, ja byłem Duży Xu Kai, ten drugi był Małym Xu Kaiem. DP Kiedy wyjechałeś z Chin?
- 14 lat temu, miałem 21 lat. Prosiłem o zgodę na wyjazd już wcześniej, urzędnik odpowiadał: "Ty chcesz jechać? Ja też chcę... Ty chcesz zarabiać? Ja też chcę... Nigdzie nie pojedziesz". I nie dostawałem zgody. W Chinach nie było wtedy rozgrywek ligowych, nie było jak zarabiać pieniędzy poza wyjazdami na turnieje zagraniczne, a one są tylko dla najlepszych. Byłem mistrzem Chin w kategorii juniorów, ale należałem do drugiej reprezentacji kraju. W pierwszej jest około 25 zawodników, tyle samo w młodszej grupie, trochę słabszej, ja byłem właśnie w tej drugiej. Trenowałem po 8 godzin dziennie, a latem, gdy nie było szkoły, od rana do nocy byłem w hali. Marzyłem, żeby trafić do tej wąskiej reprezentacji, ale tam było tylko 5 miejsc. Nie udało mi się, trzeba było pomyśleć jak zarabiać na życie. Gdy Chiny zaczęły się otwierać na świat, zacząłem myśleć o wyjeździe za granicę, widziałem jak tam jest, gdy wyjeżdżałem z kadrą. Na grze mogłem tam zarobić. Czekałem na jakieś oferty z Niemiec, Holandii, byłem też na szkoleniach w Anglii i Belgii, ale gdy mój trener Chang Sheng Miao trafił do Polski i dowiedział się, że szuka się tu sparingpartnera-obrońcy dla polskiej kadry, moich rówieśników Lucka Błaszczyka i Tomka Krzeszewskiego, przyjechałem tutaj. Nic nie wiedziałem o Polsce. To był 1994 rok. Najpierw trafiłem do Piaseczna. Przez trzy miesiące pojęcia nie miałem, o co w tym klubie chodzi. Wyglądał na całkiem amatorski, jakby nikomu nie chciało się trenować, więc sam sobie trenowałem - rano biegałem, potem namawiałem po angielsku młodszego kolegę: "Chodź, potrenujemy...". Znałem trochę angielski, ale musiałem szybko nauczyć się polskiego, kładłem się spać z polskim słownikiem, po pół roku coś zacząłem mówić w waszym języku. Teraz mówię lepiej, ale wciąż nie dobrze, dużo więcej rozumiem. Byłem w Piasecznie przez 3 lata, potem przez 8 lat grałem w Ostródzie, zdobyliśmy 3 tytuły mistrza Polski. Z Krzeszewskim, Dziubańskim, Błaszczykiem polska liga była jeszcze ciekawa. Potem, gdy wyjechali do zagranicznych klubów, to była już nuda. Niewiele przegrywałem, w jednym z sezonów miałem bilans gier 36 zwycięstw, 0 porażek. Po Ostródzie byłem też w Opoce Trzebinia. Teraz gram w Bielsku, awansowaliśmy nawet do I ligi, ale już niemal nie trenuję, nie mam czasu. Jestem trenerem kadry Polski juniorek i ośrodka szkolenia kobiet w ping-pongu w Krakowie. Prowadzę też interesy, mam hurtownię w Warszawie i od niedawna restaurację w Krakowie. Ale wciąż lubię sobie pograć, bo lubię kontakt z młodymi ludźmi, czuję się młodszy dzięki temu... (śmiech) DP Często wracasz do Chin?
- Przynajmniej raz w roku, czasem dwa. W tym nie mogłem pojechać, bo byłem z reprezentacją Polski na mistrzostwach Europy juniorów, więc odwiedzi mnie siostra z synem, który też gra w ping-ponga. Ale to już zupełnie nowe pokolenie dzieci. Syn jest jeden, wszystko mu wolno, chodzi do dobrej szkoły, ma same najlepsze rzeczy, babcia z dziadkiem robią, co tylko sobie zażyczy. On jest szefem w domu. DP Myślałam, że wszystkie dzieci w Chinach są grzeczne i karne...
- To się bardzo zmieniło. To już chyba polskie dzieci są grzeczniejsze... DP Chiny bardzo się zmieniły od czasu Twojego wyjazdu?
- Do tego stopnia, że nie poznaję ulic, które wcześniej dobrze znałem i płacę mandaty za jazdę pod prąd. Dosłownie co rok, jak wracam tam, płacę mandat, bo ciągle się to zmienia. W Polsce mi się do nie zdarza. DP Wrócisz tam kiedyś na stałe?
- Nie, teraz już nie, po 14 latach byłoby to trudne... Mam tu już więcej znajomych niż w Chinach, tu mam zorganizowane życie, interesy. Tam musiałbym zaczynać od zera, znalazłbym pracę, ale wszystko musiałbym organizować od nowa, wracać do dawnych znajomości. Zbyt wygodny na to jestem. DP Żyje Ci się tu lepiej niż w Chinach?
-**W Polsce i całej Europie żyje się lepiej niż w Chinach, nie ma co ukrywać. Wtedy, kiedy wyjeżdżałem ta różnica była jeszcze większa. DP Starasz się o polskie obywatelstwo?
- Wcześniej o tym nie myślałem, ale dwa lata temu złożyłem dokumenty i czekam na decyzję prezydenta. DP Pingpongistka Li Qian, która zagra na igrzyskach w reprezentacji Polski, dostała obywatelstwo w parę miesięcy...
- Ja nie robię takich wyników jak ona... DP Ale pracujesz z polską kadrą. Da się u nas wychować takich mistrzów jak ci z Chin. Panuje u nas przekonanie, że nie mamy tylu talentów, takiego wyboru spośród milionów ćwiczących zawodników.
- Nie zgadzam się z tym, że w Polsce nie ma talentów. Tu wybór jest duży, ale system szkolenia jest inny, inna jest też mentalność. Mamy bardzo dobry ośrodek szkolenia w tenisie stołowym w Krakowie, obiekt należy do najlepszych w Europie, ale utalentowane zawodniczki przychodzą tu dopiero jako 13- lub 14-latki, w dodatku często myślą, że dokończą tu szkołę, a potem wrócą do swoich klubów, domów, ping-pong nie będzie ich życiem. W Chinach w takich ośrodkach zawodnicy, także najlepsi, trenują cały czas. Polacy i Chińczycy różnią się też w podejściu do treningu. W Chinach wchodzisz na salę i kończy się zabawa. W Polsce zdarza się, że zawodnicy wchodząc na salę chcieliby zacząć zabawę, są śmiechy, rozmowy, a tak się nie da pracować. Trener może zawodnikowi pomóc, ale to zawodnik musi chcieć pracować. Na treningu każdy ma być skoncentrowany, by solidnie wykonać swoją robotę. Ping-pong składa się z drobnych rzeczy, szczegółów, nie można niczego zaniedbać. Oczywiście ważna jest też psychika, ale dopiero wtedy, gdy zawodnik jest dobrze przygotowany fizycznie i technicznie. W Chinach też się ćwiczy psychikę, bo stres przy stanie 9-9 przeżywa każdy, ale nie można słabą głową tłumaczyć porażek 1-11. I jeszcze jedno: u was trzeba stale chwalić, jak powiesz, że ktoś coś robi źle, to od razu obrażanie. Tu się nie lubi słuchać krytyki, ludzie lubią jak się im słodzi. Ja tego nie lubię, bo co mi to da, że ktoś mi powie jaki jestem dobry. Jak mi powie, co robię źle, mogę to poprawić. Jeszcze jedna różnica - w Chinach od razu zawodnik ma kontakt z różnymi stylami gry, różnym sprzętem, trener po miesiącu wie, jaki styl gry najbardziej pasuje do zawodnika. W Polsce wszyscy od początku pracują tak samo, dopiero Jerzy Grycan wprowadził w ośrodku w Krakowie różnych sparingpartnerów. No i w Chinach działa się według wieloletniego planu, a tu co chwilę ktoś chce coś zmieniać. DP Jakaś polska zawodniczka spełnia chińskie kryteria profesjonalizmu?
- Jedyny prawdziwy młody zawodowiec w Polsce wśród kobiet to Natalia Partyka, która od początku trenowała w dobrym ośrodku w Gdańsku z trenerem Michałem Dziubańskim. Wie, że ping-pong to jej życie, że będzie na nim zarabiać, pracuje zawodowo, bo wie po co. Wiele zawodniczek w Polsce nie wie po co gra. Staram się zbudować w Krakowie najmocniejszy ośrodek w Polsce. Trzeba na to czasu, ale i środków. Trzeba też długiego planu szkolenia. Ja tu nie jestem dla pieniędzy, prowadzę swoje interesy, tam zarabiam, ale na punkcie ping-ponga jestem głupi, lubię to, więc chcę spróbować pokazać, że się da. Tylko, że na razie jestem w Krakowie jedynym trenerem. W takim ośrodku powinno być kilku, a na to nie ma pieniędzy.... DP W ping-pongu specjalizujesz się w obronie, a jako restaurator?
- Nazwałem restaurację Beijing, czyli Pekin. Nasza specjalność to oczywiście kaczka po pekińsku… DP Igrzyska wywołały na całym świecie temat praw człowieka, niektórzy nawołują nawet do bojkotu igrzysk. Możesz się o tym swobodnie wypowiadać?
- Pytasz o Tybet, tak? Ja mogę powiedzieć, że nad tymi sprawami trzeba się było zastanawiać, gdy Chinom przyznawano igrzyska. Teraz, gdy zostały już zorganizowane, nie pora na to.
Rozmawiała:
MAłGORZATA SYRDA-ŚLIWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski