Eugeniusz Twaróg
Eugeniusz Twaróg
Piekarze walczą między sobą, ale o wszystko jak zawsze obwiniają supermarkety
Grupa krakowskich piekarzy wypowiedziała wojnę dwóm sieciom handlowym, bo te - ich zdaniem - za tanio sprzedają chleb, łamiąc w ten sposób przepisy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Kłopot tylko w tym, że pieczywo do tych hipermarketów dostarczają ich koledzy po fachu.
Od pół roku media ostrzegają przed drastycznymi zwyżkami cen chleba. Jeśli pszenica i mąka nadal będą drożały, a nic nie wskazuje na to, by miało stać się inaczej, za zwykły, półkilogramowy bochenek zapłacimy w sklepie nawet 3 zł. To, że pieczywo musi podrożeć, wydaje się tak oczywiste jak suma rachunku dwa plus dwa. Ceny pszenicy na giełdach rolnych poszybowały w górę w ciągu kilku miesięcy z 440 zł za tonę do ponad 600 zł. W ślad za tym podrożała mąka. Jeszcze w październiku młynarze liczyli sobie za kilogram "pięćsetki" - najpopularniejszy gatunek wykorzystywany do wypieku chleba - 68 gr, teraz - 1,1 zł. Elementarz piekarnictwa mówi, że na wyprodukowanie dwóch ton pieczywa trzeba zużyć tonę mąki. Kiedy więc cena podstawowego surowca poszła w górę o ponad 40 proc., wydawało się, że lada dzień zacznie drożeć i chleb. Nic takiego się nie stało. Poziom cen ustalony dobrych kilka lat temu nawet nie drgnął. Mało tego: w hipermarketach można natrafić na fantastyczne promocje: półkilogramowy bochenek kosztuje tyle, co trzy bułki. Wszystko dlatego, że piekarze od dawna toczą między sobą wyniszczającą wojnę cenową. Na razie nikt nie chce złożyć broni. Branża jest podzielona i mocno skonfliktowana, a próby osiągnięcia porozumienia kończą się fiaskiem. Ostatnio jednak grupa krakowskich piekarzy postanowiła położyć kres ciągłemu zaniżaniu cen.
Jak piekarz z piekarzem
O tym, jak trudno rzemieślnikom osiągnąć porozumienie świadczą rezultaty nieformalnego spotkania piekarzy zrzeszonych w Cechu Rzemiosł Spożywczych, które odbyło się na początku stycznia. Właściciele piekarni zebrali się, aby wspólnie ustalić minimalną cenę, w jakiej będą sprzedawać chleb sklepikarzom. Wszyscy zgadzali się, że teraz jest ona za niska i nie gwarantuje nawet zwrotu poniesionych kosztów. Jak wyliczył jeden z uczestników, jeśli piekarzowi ma się opłacać wypiek chleba, to bochenek o wadze 1 kg powinien kosztować w sklepie 3,5 zł, a półkilogramowy - 2,80 zł. Po ponadgodzinnej dyskusji stanęło na tym, że od następnego tygodnia wszyscy solidarnie podyktują jedną cenę sklepikarzom, nie mniejszą niż 1,73 zł (na półce sklepowej chleb kosztowałby wtedy 2,10-2,20 zł). Kiedy jednak doszło do głosowania tego pomysłu, część obecnych na sali wstrzymała się od głosu.
- Właściciele elewatorów zbożowych potrafili się dogadać, młynarze również, tak samo jak producenci drobiu - wszyscy podnieśli ceny, tylko my nie możemy się porozumieć - przekonywali zwolennicy podwyżek. - Grunt jest przygotowany, konsumenci wiedzą, że chleb musi podrożeć. To jest jedyna i niepowtarzalna okazja, którą koniecznie trzeba wykorzystać. Taka szansa już się nie powtórzy - zachęcali.
Nie wszystkich udało się przekonać, bo też część zgromadzonych doskonale pamięta, jak skończyła się poprzednia próba zawarcia podobnego układu. Kilka lat temu piekarze umówili się, że od następnego dnia zażądają od sklepikarzy wyższych cen. Kiedy jednak samochody dostawcze ruszyły w miasto, okazało się, że z porozumienia wywiązali się tylko niektórzy, reszta wolała nie zadzierać z kupcami i pozostała przy starych cenach. Zdarzały się i takie przypadki, że piekarz "na fakturze" podnosił ceny, ale w zamian w sobotę całość dostawy dostarczał do sklepu za darmo. Sprawa skończyła się tym, że ci, którzy zażądali wyższej zapłaty, utracili część odbiorców, bo kupcy po prostu woleli kupować tańszy chleb od innego dostawcy. W Krakowie działa ponad 170 piekarni. Przy tak dużej konkurencji nietrudno wypaść z rynku. Część piekarzy woli zacisnąć pasa i sprzedawać chleb po obecnych cenach niż stracić odbiorców. Sklepikarze nie pozwolą sobie na dyktat producentów, gdyż na miejsce krnąbrnego dostawcy znajdą innych, tańszych. A tych w mieście nie brakuje.
300 tanich bochenków
Nazwiska tych producentów mogli przeczytać na opakowaniach chlebów uczestnicy zebrania. Organizatorzy spotkania rozłożyli na stołach kilkadziesiąt bochenków, które wcześniej kupili w jednym z dyskontów po 69 gr. Oznacza to, że piekarz, który je tam dostarcza, dostaje za pieczywo nie więcej niż 50 gr. Od ceny, jaką płaci klient, trzeba bowiem odliczyć marżę sklepu i koszt zapakowania chleba, który ponosi producent. W trakcie dyskusji wielu piekarzy pytało, jak to możliwe, że ktoś jest w stanie utrzymać swój zakład, sprzedając pieczywo tak tanio, że nie wystarczy nawet na zakup surowca.
- Co z tego, że my ustalimy wspólnie jedną cenę, skoro jest kilku piekarzy w mieście, którzy i tak będą taniej sprzedawać chleb, tak jak robią to teraz - mówił właściciel piekarni.
- Oni oszukują nie tylko nas, ale również swoich odbiorców. Kupcy nie wiedzą, że ich dostawca sprzedaje chleb o połowę taniej hipermarketowi niż drobnym sklepikarzom - przekonywał jeden z uczestników zebrania i zaproponował, aby publicznie napiętnować takich producentów. Trzeba po prostu wyśledzić, do których sklepów dostarczają chleb, i wyjaśnić kupcom, że płacą za to samo pieczywo znacznie więcej niż hipermarkety.
Przeważył jednak pogląd, że za całe zło odpowiedzialni są nie producenci, ale właśnie sieci handlowe.
- To one wymuszają na nas ceny dumpingowe - przekonywali zwolennicy tej opcji, jako dowód pokazując gazetki reklamowe wydawane przez hipermarkety oraz wydruki kasowe, z których jasno wynika, że bochenek chleba o wadze 65 dkg sprzedają one po 69 gr.
Wśród zgromadzonych zawiązała się nieformalna grupa kilku piekarzy, która postanowiła zaprotestować przeciwko praktykom stosowanym przez zagraniczne sieci. Kilka dni później spod jednej z piekarń ruszyła kolumna ok. 50 samochodów dostawczych w kierunku dwóch dyskontów, które - zdaniem protestujących - za tanio sprzedają chleb.
- Bardziej opłaca nam się kupić w tych sklepach pieczywo i otworzyć hurtownię niż zajmować się piekarstwem - twierdzili rzemieślnicy.
Po przybyciu na miejsce protestujący wykupili całość zbyt taniego pieczywa, łącznie... 300 bochenków. Dla porównania, średniej wielkości piekarnia sprzedaje dziennie trzy razy więcej chleba.
Strzał do własnej bramki
- Cała branża znajduje się w trudnej sytuacji i trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie, bo w przeciwnym razie połowa zakładów upadnie, ale tego typu akcje to nic innego, jak wbijanie piłki do własnej bramki - mówi właściciel piekarni, który nie brał udziału w proteście. Jego zdaniem przekonywanie konsumentów, że płacą za mało za chleb w czasach, gdy przeciętny Kowalski dokładnie przygląda się każdej wydawanej złotówce, jest przedsięwzięciem zupełnie karkołomnym. Również wskazywanie na sieci handlowe jako źródło zła mija się z celem. To przecież nie oprotestowane hipermarkety pieką chleb sprzedawany później w cenie poniżej złotego, lecz kupują go u krakowskich piekarzy, którym taki układ najwyraźniej się opłaca, bo w innym przypadku nie zgodziliby się na dyktat odbiorców. To, że duże sieci są bardzo trudnymi kontrahentami, szczególnie, gdy negocjują z małymi dostawcami, wiadomo nie od dzisiaj, ale oskarżanie tylko kilku z nich o dumping jest zabiegiem chybionym, gdyż podobne praktyki nagminnie stosują polskie sklepy.
- Od czterech lat nie podnoszę cen chleba, ale widzę, że rośnie ona na sklepowej półce. Ja dostaję cały czas swoje 1,29 zł za bochenek, ale kupiec po prostu powiększa swoją marżę - mówi jeden z piekarzy.
Na dowód pokazuje faktury, z których wynika, że odbiorcy naliczają nawet 80-proc. marżę. Normą jest narzut w wysokości 50 proc. Piekarz sprzedaje odbiorcy bochenek za 1,59 zł, a ten wystawia go na półkę z ceną 2,20 zł.
- Hipermarkety rzeczywiście psują rynek, bo inne sklepy starają się dostosować do cen obowiązujących w dużych sieciach, ale w gruncie rzeczy największą szkodę całej branży wyrządza kilka zakładów, które od dawna prowadzą wojnę cenową z konkurentami - mówi jeden z naszych rozmówców. O tym, że w mieście działa kilka firm sprzedających znacznie taniej pieczywo niż pozostali producenci wiedzą wszyscy, ale nikt nie mówi tego głośno. Piekarze nie boją się wypowiedzieć wojny hipermarketom, ale obawiają się wymienić z nazwy niewygodnych konkurentów. Nawet kiedy spotykają się we własnym środowisku, jak w czasie wspomnianego zebrania w cechu.
- Nikt nie chce z nimi zadzierać, bo też nikt nie ma dowodów na to, że tych kilka zakładów sprzedaje chleb poniżej kosztów produkcji - opowiada jeden z uczestników styczniowego spotkania.
Mnożą się za to domysły i posądzenia pod ich adresem. Według jednych niektóre piekarnie to wyłącznie przykrywka do robienia szemranych interesów.
- To jest wymarzona pralnia. Taki zakład jak mój, czyli średniej wielkości, jest w stanie wyczyścić 200 tys. zł lewej kasy. Nikt mi nie udowodni, że z mąki, którą kupiłem, nie wypiekłem tyle chleba, aby osiągnąć deklarowany obrót. Gdyby ktoś próbował to zrobić, mogę przedstawić rachunki kasowe, że pieczywo sprzedałem po 5 zł za bochenek - przekonuje jeden z piekarzy.
Według innej teorii właściciele tanich piekarni w rzeczywistości prowadzą zupełnie inne, dochodowe biznesy. Czerpane z tych źródeł zyski są na tyle wysokie, że mogą sobie pozwolić na walkę cenową z innymi piekarzami. Liczą bowiem na to, że konkurencja długo nie wytrzyma ostrej wojny, wkrótce się wykruszy i oni zajmą ich miejsce.
- Zarzuty, że stosuję ceny dumpingowe, są całkowicie bezzasadne. Mam zapasy mąki kupionej jeszcze jesienią i dlatego mogę nadal sprzedawać tanio chleb. Obniżam ceny kosztem swojej marży. Na rynku piekarskim panuje bardzo ostra konkurencja, bo w Krakowie jest za dużo piekarni. Każdy zabiega o to, by znaleźć odbiorców na swoje produkty - mówi właściciel jednego z zakładów.
Tymczasem konkurenci chcą, by interesami niektórych zakładów zajęły się urzędy skarbowe. Szukają również podstaw prawnych do zaskarżenia w sądach gospodarczych zarówno sprzedawców, jak i producentów, którzy stosują dumping. 17 lutego do Krakowa zjadą z całej Polski piekarze, by zastanowić się, w jaki sposób oczyścić środowisko z nieuczciwych producentów. Problem z zaniżaniem cen dotyczy bowiem całego kraju. Rzemieślnicy z Poznania i Opola zapowiadają, że wzorem kolegów z Krakowa przeprowadzą akcje protestacyjne przed hipermarketami. Niezależnie od wyników wewnątrz branżowych spotkań i protestów piekarze chcą w najbliższym czasie podnieść ceny pieczywa. Chleb oraz bułki mają podrożeć na początku lutego, kiedy skończą się ferie.
Piekarnictwo jest branżą o strategicznym znaczeniu dla państwa. Zaopatrzenie w chleb, w razie kataklizmów lub wojny, ma priorytetowe znaczenie dla bezpieczeństwa żywnościowego ludności. Z tego względu piekarnie podlegają stałemu nadzorowi wydziałów odpowiedzialnych za zapobieganie sytuacjom kryzysowym. Co roku każdy piekarz informuje urząd, ile produkuje chleba, jakie są moce produkcyjne jego zakładu i o ile może zwiększyć produkcję z dnia na dzień.
W Krakowie dzienne zapotrzebowanie na chleb szacuje się na ok. 1,5 mln bochenków (do osób stale mieszkających w mieście trzeba doliczyć studentów, pacjentów szpitali, żołnierzy). Zaopatrzeniem miasta w pieczywo zajmuje się ok. 170 piekarni. Większość z nich to zakłady małe i średniej wielkości, dziennie wypiekające 1-2 tys. chleba. Każdy z nich dostarcza chleb do kilku, kilkunastu sklepów.
Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?