Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłonę świat z ekranu każdą komórką ciała

Redakcja
Ewa Abart nazwała swoje piosenki własnym terminem - pop noir
Ewa Abart nazwała swoje piosenki własnym terminem - pop noir Anna Gostkowska
Rozmowa z wokalistką Ewą Abart o jej nowej płycie „Lucky Days”, muzyce w stylu pop noir i o tym, czy „tylko smutne piosenki są piękne”.

- Napisałaś na swojej stronie internetowej, że śpiewasz od dziecka. Dlaczego więc zawodowo zajęła się produkcją filmową?

- Film był dla mnie odkryciem dorosłości. Zakochałam się w tej dziedzinie sztuki i funkcjonuję w jej ramach już piętnaście lat. Zaczynałam od promocji serialowych projektów, potem odważyłam się założyć własną firmę, która zajmuje się produkcją filmów dokumentalnych i fabularnych. Zajęłam się kinem z miłości do niego i to ono dominuje dziś w moim życiu zawodowym.

- No ale w końcu jednak wróciłaś do śpiewania.

- Takie niespokojne osobowości jak ja, nie znajdują spokoju realizując się tylko w jednej dziedzinie sztuki. Muzyka mnie zawsze odstresowywała - śmieje się, że to SPA dla mojej duszy. Dlatego cały czas śpiewałam w klubach lub nagrywałam chórki. I w końcu osiem lat temu nagrałam pierwszą płytę „Retrospekcja” z Dominikiem Trębskim z zespołów Muzykoterapia i Zakopower. Była ona zamknięciem mojego młodzieńczego okresu fascynacji muzyką i całej beztroski, która mi wtedy towarzyszyła. Rok później urodziłam córkę, a w zeszłym roku - synka. Mam więc dwójkę dzieci, co diametralnie zmieniło mój sposób myślenia. Zrobiłam się bardziej refleksyjna, a nawet nostalgiczna.

- Kiedy zabrałaś się za tworzenie materiału na nowy album?

- Jakieś cztery lata temu. Robiłam go z Tomkiem Ślesickim, którego poznałam na planie teledysku do piosenki „Sam na sam”, który był łącznikiem miedzy moją pierwszą a drugą płytą. On pracował wtedy jako operator - bo to jego wyuczony zawód. Szybko znaleźliśmy wspólny język, gdyż oboje jesteśmy bardzo zakochani w filmie i w muzyce. Postanowiliśmy więc nagrać concept-album, który zawierałby kompozycje ilustracyjne z moim wokalem.

- Rzeczywiście: muzyka z Twojej nowej płyty ma bardzo filmowy nastrój. Myślisz, że gdyby nie Twoje związki z kinem, te piosenki byłyby inne?

- Myślę, że tak. Bo mam bardzo szerokie zainteresowania muzyczne. Gdybyś mnie zapytał o ukochanego artystę, musiałabym naprawdę chwilę pomyśleć. Kiedyś David Bowie, Depeche Mode, Queen, Nina Simone, a dziś - Massive Attack, Portishead, Faithless, Apparat czy Saschienne. Gdyby nie pasja filmowa, nie wiem czy poszłabym bardziej w electro, czy bardziej w rocka. Ten ilustracyjny charakter moich utworów sprawia, że na własny użytek określam je mianem „pop noir”.

- Tylko smutne piosenki są piękne?

- Nie. Chociaż kiedy osobiście sięgam po płytę, lubię się potaplać w melancholijnych nastrojach. Bo ja nie traktuję muzyki użytkowo. Nigdy nie słucham czegoś, co ma mi tylko gdzieś w tle brzęczeć. Zawsze zagłębiam się w to, co sobie puszczam. Oczywiście uwielbiam poskakać przy radosnych nagraniach, ale tworząc własne utwory, inspirują mnie raczej nostalgiczne klimaty.

- Płyta jest rozbita na dwie części: jedna jest bardziej elektroniczna, a druga wręcz orkiestrowa.

- Mam nadzieję, że słuchacze nam wybaczą, że sięgając po elementy muzyki klasycznej, pozwoliliśmy sobie na wprowadzenie ich na płytę za pomocą nowoczesnej elektroniki. Nie mieliśmy bowiem orkiestry, która by nam towarzyszyła - na żywo nagraliśmy tylko wiolonczelę. To oczywiście ryzykowany zabieg, ale chcieliśmy, aby muzyka ilustracyjną, którą tworzyliśmy, była tak różna, jak różne są soundtracki do filmów.

- Kiedy słuchałem Twojej płyty, koleżanka zza biurka zapytała, czy to nowe nagrania Lany Del Rey. Co Ty na to?

- O Boże, ale komplement! Nigdy w życiu sama bym się nie porównała do Lany. Mam bowiem pełną świadomość, że choć zajmuję się muzyką od lat, to muszę się jeszcze wiele nauczyć. Dlatego ta opinia jest bardzo miła, ale na razie chyba na wyrost.

- Sama piszesz teksty. To dla Ciebie ważne?

- Bardzo! To jedyny sposób dla mnie, aby być wiarygodną w śpiewaniu. To nie znaczy jednak, że nie potrafię wiarygodnie zaśpiewać jakiegoś coveru. Mam kilka wyszlifowanych - i naprawdę spoko mi wychodzą. Ale lubię czuć to, o czym śpiewam. I żeby tak było, muszę sama napisać sobie tekst piosenki.

- Inspirujesz się bardziej własnymi doświadczeniami czy obejrzanymi filmami?

- Jednym i drugim. Życie ma tysiące różnych odcieni. I na pewno na mnie wpływa. Ale jestem totalnym maniakiem kina. Dlatego zarówno oglądanie groteskowych filmów Tima Burtona, jak i kontrowersyjnych dzieł Larsa Von Triera czy Michaela Haneke, to takie chwile, kiedy chłonę ten świat z ekranu każdą swoją komórką. Zostaje to w mojej głowie - i na pewno inspiruje do pisania tekstów.

- Przez swoje filmowe zainteresowania działasz trochę z boku na muzycznym rynku. Jak chcesz na nim szerzej zaistnieć?

- Planuję w maju zacząć dawać klubowe koncerty, które oczywiście będą miały filmową oprawę. Myślę też o elemencie tańca na żywo na scenie. Chcielibyśmy pokazać się na kilku festiwalach. To jednak nie takie łatwe - trzeba być dobrym, żeby zostać zauważonym. Takie są prawa rynku i nie obrażam się na nie. Bardzo bym chciała, aby muzyka wyszła w moim życiu na pierwszy plan. Bo to wspaniały sposób na spędzenie życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski