Teraz już listów nie piszemy. Nawet maile piszemy coraz rzadziej. Pozostały SMS-y i posty na Facebooku. Czy „późny wnuk” dowie się z tego czegoś o naszym świecie? Niewiele. A i to, jeśli uzyska dostęp do naszego konta, jeśli FB będzie istniał i nie ocenzuruje naszych postów wedle mądrości etapu. Nie żartuję: trend idzie w stronę kasowania słów i zdań nieprawomyślnych. Technicznie to dziecinnie proste, a nikt się nad kontekstem nie pochyla, bo wszystko leci z automatu. Hop! I już! Jak z kultowym zdjęciem Alaina Delona, z którego wyparował papieros, i aktor został z niewyraźną miną.
Zmierzam do tego, że warto pisać dziennik lub pamiętnik. Opisywać swój świat, to co myślimy, komentować rzeczywistość. Nie jest to trudne, a po kilku tygodniach widać, jak taki dziennik dobrze nam robi, jak porządkuje myśli i staje się przyjemnością.
Skończyłam czytać pamiętnik znanego aktora Leszka Piskorza „Kinder z Grzegórzek”. Tytułowy kinder był krakowskim odpowiednikiem warszawskiego andrusa, kresowego basałyka czy paryskiego gawrosza. Dziś słowo zanikło, a Piskorz je wskrzesił, podobnie jak wskrzesił Grzegórzki sprzed pół wieku. „Pięknie usytuowana nad Wisłą dzielnica, na wskroś robotnicza w owym czasie. Zieleniewski, Semperit, ZPC Wawel - jak wtedy wciąż nazywaliśmy - Suchard, Rzeźnia Miejska, to byli główni pracodawcy dla mieszkańców Grzegórzek”.
Dorośli i ich sprawy są jednak aktorami dalszego planu. Poznajemy Grzegórzki z perspektywy dziecka, którym wtedy był autor. Piskorz podkreśla czułość i szacunek dla Rodziców (zawsze z dużej litery), lecz głównym bohaterem zbiorowym jest „paczka”, czyli - jak mówi się dziś - grupa rówieśnicza. Dzieciaki spędzały mnóstwo czasu na ulicy i w okolicy ulicy. Miały milion pomysłów. Z rzeźni uprowadziły konia, nadały mu imię i troskliwie kilka miesięcy hodowały w ukryciu. Galopady na oklep wdzięczny za przedłużenie życia wierzchowiec znosił bez buntu. Skończyło się tak, jak musiało, ale czy wyobrażacie sobie Państwo podobną sytuację dzisiaj?
Inna z setek opisanych przez Piskorza anegdot wpleciona jest mimochodem we wspomnienie zwyczajów świątecznych: „Mama ubierała nas w najlepsze rzeczy. Niestety w modzie były podtrzymywane przez podwiązki pończochy, zwane patentkami. Tego ubioru nienawidziłem szczególnie. Pończochy, podwiązki - zgroza. Toczyłem z Rodzicami wojnę, abym w tym uroczystym dniu mógł wyglądać poważnie, wkładając długie spodnie”. Podejrzewam, że nawet ci Czytelnicy, którzy te czasy pamiętają, o chłopięcych podwiązkach zapomnieli, a ten opis uruchomi ich wspomnienia i wyobraźnię. Bo przygoda z pamiętnikami przypomina odnalezienie ukrytego skarbu: czy się je czyta, czy pisze, rodzą emocje.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?