Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choć zdobył Broad Peak, nie dotrzymał obietnicy. Nie wrócił do Agnieszki

URSZULA WOLAK
Agnieszka Korpal i Tomek Kowalski, ulepieni z tej samej gliny, byli parą od ponad dwóch lat FOT. ARCHIWUM AGNIESZKI KORPAL
Agnieszka Korpal i Tomek Kowalski, ulepieni z tej samej gliny, byli parą od ponad dwóch lat FOT. ARCHIWUM AGNIESZKI KORPAL
TOMEK KOWALSKI, jeden z pierwszych zobywców Broad Peak, miał określony plan. Na szczycie chciał oświadczyć się swojej ukochanej. Zabrakło mu tak niewiele. Niedługo Agnieszka pożegna go w Karakorum.

Agnieszka Korpal i Tomek Kowalski, ulepieni z tej samej gliny, byli parą od ponad dwóch lat FOT. ARCHIWUM AGNIESZKI KORPAL

Agnieszka: Kocham cię najbardziej na świecie. Musisz do mnie wrócić. Obiecujesz?

Tomek: Obiecuję

Ostatni raz widzieli się w styczniu na lotnisku w Warszawie, skąd Tomek Kowalski - wraz z Krzysztofem Wielickim, Maciejem Berbeką, Adamem Bieleckim i Arturem Małkiem - wyruszył do Karakorum. Cel był jeden: zdobyć Broad Peak (8057 m. n.p.m.) zimą. Udało się. Po raz pierwszy w historii światowego himalaizmu. Po wejściu na szczyt należało już tylko z niego zejść. Dla dwóch z nich okazało się to jednak niemożliwe. Tomek Kowalski i Maciej Berbeka w Himalajach zostali na zawsze.

Niebawem na tym samym lotnisku znów stanie Agnieszka, która w styczniu żegnała Tomka. Wraz z rodzicami narzeczonego ruszy szlakiem w Karakorum, który Tomek przemierzał w lutym. Dotrą do bazy na wysokość 4900 metrów. U podnóża gór pozostawią tablicę upamiętniającą wyczyn i śmierć Tomka i Maćka. Agnieszka nie sądziła, że znajdzie w sobie siłę, która pozwoli jej uczestniczyć w tak wyczerpującej emocjonalnie wyprawie. Ostatecznie podjęła jednak decyzję o wyjeździe.

- Nie wiem, co wydarzy się w Karakorum, gdy stanę na tej samej drodze, którą szedł Tomek. Nie wiem, jak zareaguję... Niczego jednak nie oczekuję - stwierdza. Od nieszczęśliwego wypadku przepłakała wiele nocy i dni. Ma jednak poczucie, że to wciąż za mało.

Kiedy będzie w drodze powrotnej do Polski, na sam szczyt ruszą już tylko członkowie grupy pod kierownictwem Jacka Berbeki. Brat himalaisty chce odnaleźć ciała zdobywców Broad Peak i godnie pochować ich w górach.

Ta tragiczna noc z 5 na 6 marca powraca do Agnieszki w postaci upiornego wspomnienia. Spała wówczas może godzinę. Nie pamięta. Będąc w półśnie, myślała o Tomku. Próbowała połączyć się z nim mentalnie, dodając mu sił, żeby zszedł, żeby wrócił. Obiecał przecież. - Często powtarzał, że nigdy mnie nie zostawi i nie do puści do tego, by coś mu się stało. Wierzyłam, że dotrzyma słowa - mówi Agnieszka.

Odganiała od siebie wszystkie złe myśli, bo Tomek zawsze jej powtarzał, że złe myśli przyciągają złe rzeczy. Myślała więc o szczęśliwym finale wyprawy, kiedy on walczył z własnymi słabościami pod szczytem Broad Peak. Góry okazały się jednak silniejsze. Agnieszka do dziś nie może uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę. - Myślałam, że skoro już się znaleźliśmy i jesteśmy tak szczęśliwi, to nic złego nie może nam się przytrafić. Myliłam się.

"To będzie moja najbezpieczniejsza wyprawa w życiu" - uspokajał ją przed wylotem do Karakorum. Profesjonalnie zorganizowana, pod znakomitym kierownictwem Krzysztofa Wielickiego, z doświadczonymi towarzyszami drogi: Berbeką, Małkiem i Bieleckim. "Nie ma szans, by stało się coś złego" - powtarzał. "Tomek, nie bez powodu nikt jeszcze nie zdobył Broad Peak zimą" - upierała się.

Ale on miał zawsze na wszystko odpowiedź. Doskonale znał historię himalaizmu, wypadków, które zdarzyły się w przeszłości. Przytaczał rozmaite fakty, uspokajał. Agnieszka wiedziała, że nie zdoła go powstrzymać przed realizacją kolejnego marzenia. Uwierzyła , że wszystko będzie dobrze. Wiedziała, że jest rozsądny, zwłaszcza w górach. Nieraz udowodnił, że potrafi się wycofać. - Z perspektywy czasu myślę, że był w pełni świadomy ryzyka, jakie podejmował. Nie był naiwny. Nie mówił o tym jednak. Pewnie nie chciał martwić mnie i rodziców - mówi Agnieszka.
Tomek z niezwykłą determinacją zabiegał przez długie miesiące o to, by znaleźć się w pierwszym składzie na Broad Peak. Zgłaszał chęć uczestnictwa w wyprawie, wysyłając maile do Artura Hajzera - twórcy projektu Polski Himalaizm Zimowy i Krzysztofa Wielickiego. - Przekonywał ich, że się nadaje, że jest mocny i ogromnie zdeterminowany, że podoła wyznaczonemu zadaniu - wspomina Agnieszka, która wspierała Tomka w jego dążeniach i żyła jego marzeniami.

O wyprawie na Broad Peak rozmawiali właściwie nieustannie. Jak relacjonuje Agnieszka, Hajzer i Wielicki długo jednak nie byli przekonani co do kandydatury Tomka. "Poczekaj jeszcze trochę" - sprowadzali go na ziemię. Tomek nie chciał jednak tego słuchać. Był gotowy na wszystko. Chciał, by jego nazwisko wreszcie znalazło się w encyklopedii. Nawet więcej: "Chcę zapisać się w historii świata" - ciągle to powtarzał. Krok po kroku realizował więc zadania wyznaczane mu przez Hajzera, by udowodnić, że zasługuje na uczestnictwo w wymarzonej wyprawie. Zabiegając o przyjęcie do ekipy Wielickiego, przeszedł więc wyznaczoną przez Hajzera trasę w Alpach.

Determinacja, upór i efekty, jakie osiągał w górach sprawiły w końcu, że został przyjęty. - Od razu do mnie zadzwonił. Był podekscytowany, a ja cieszyłam się razem z nim. Wiedziałam, że to dla niego bardzo ważne - przypomina sobie Agnieszka. Tomek nie wiedział jednak, że ogarnęło ją wewnętrzne przerażenie. Po skończonej rozmowie odłożyła telefon i zaczęła przeraźliwie płakać. - Wiedziałam, czym to się może skończyć. On jednak nie słyszał, jak płakałam. Słyszał tylko, jak cieszę się jego szczęściem...

Tuż przed wyjazdem był zdenerwowany. Mało mówił. Rozpierała go jednak duma. W końcu jechał na wymarzoną wyprawę z guru światowego himalaizmu - Berbeką i Wielickim. Z drugiej jednak strony zastanawiał się, czy podoła wyzwaniu, jak wypadnie na tle całej grupy, obawiał się, że może odstawać od chłopaków. - W SMS-ach czy wiadomościach wysłanych pocztą elektroniczną uspokajał mnie, że jego obawy były przedwczesne. Ekscytował się rozkładaniem obozów, powtarzał, że daje sobie ze wszystkim radę. Pisał o dobrej atmosferze w grupie, o tym, że wszyscy świetnie się dogadują i wzajemnie się uzupełniają, tworząc zgrany, mocny zespół - opowiada Agnieszka.

Oczy nabiegają jej łzami. Patrzy na krzesło okręcone linami, służącymi do wspinania. - Należały do niego. Tak je zostawił, a ja chyba nigdy ich stąd nie ruszę - stwierdza kategorycznie.

Obok stołu w kuchni leży oprawiona w ramy mapa Karakorum z wyróżniającą się w centrum trasą na Broad Peak. Skąd wzięła się w kuchni ich poznańskiego mieszkania? - Wróciła tu z innymi rzeczami Tomka, które pozostawił w obozie, a ja postanowiłam ją oprawić. To ostatnia mapa, którą Tomek trzymał w rękach. Patrzę dziś na nią ze świadomością, że on gdzieś tam na niej jest - tłumaczy.
Plecak Tomka, w którym znajdowały się m.in. jego ubrania i aparat fotograficzny, przywieźli ze sobą Wielicki, Bielecki i Małek. :- Kiedy zobaczyłam, jak wchodzą do pokoju jeden po drugim - poczułam straszny ból, który rozrywał mi całe ciało i umysł. Żegnałam pięciu, wróciło trzech i jeszcze ten wór, który wnieśli ze sobą do domu.

Głęboko w szafie powiesiła kurtkę Tomka - czarną, charakterystyczną, z emblematem sponsora wyprawy. Do dziś nie ma dostatecznie dużo siły, by na nią spojrzeć.:- Miałam mnóstwo pytań do Krzysztofa, Adama i Artura, ale kiedy ich zobaczyłam, nie potrafiłam nic konkretnego z siebie wydusić - wspomina tamten dzień Agnieszka. Dziś nie obwinia nikogo, są jednak pytania, które wracają.

- Może gdyby ktoś przy nim był, motywował go do działania. Potrząsnął nim, pociągnął go za ramię, wskazał właściwy kierunek. Tomek stracił siłę, ale wciąż był świadomy. Miał wolę walki. Z relacji Wielickiego wynika, że ostatnie słowa, jakie wypowiedział, brzmiały: "Będę schodził". Liczył zapewne, że gdy przetrwa noc, nastanie nowy dzień i wyjrzy słońce, ruszy naprzód - opowiada Agnieszka. - Myślę nieustannie o tym, co czuł, walcząc samotnie o przetrwanie na grani tyle godzin. Pośród głuchej nocy, w miejscu, gdzie człowiek czuje się jak nic nieznaczące ziarenko piasku. Spotkało go to, czego nie spodziewał się w najgorszych koszmarach. Zawsze otaczało go mnóstwo ludzi - bliscy i dalsi przyjaciele. Z każdym starał się utrzymywać kontakt, każdemu pomagał, doradzał w wielu sprawach. Dbał o bezpieczeństwo współtowarzyszy podczas swoich wielu wypraw. Czuł się za nich odpowiedzialny - opowiada Agnieszka, która wie dziś, że ludzie, którzy zupełnie się nie znają, nie powinni chodzić ze sobą w góry.

Kowalski poznał Berbekę, Małka i Bieleckiego dopiero w Warszawie, tuż przed odlotem do Karakorum. Co prawda spędzali później ze sobą całe dnie, byli razem 24 godziny na dobę, zasypiali w jednym namiocie, ale to, jak twierdzi Agnieszka, za mało: - Nawet tak intensywnie, wspólnie spędzany czas nie wystarcza do tego, by między uczestnikami wyprawy wytworzyły się więzy szczerej przyjaźni, wzmacniające poczucie odpowiedzialności za drugiego człowieka.

Tuż po wypadku co godzinę pytała, dlaczego spotkało to właśnie ich? Później poszukiwała odpowiedzi na pytanie, jak do tego doszło? Z zapisu dramatycznych rozmów Tomka z Krzysztofem Wielickim, wynika, że zabrakło mu sił.

- Mimo to próbował podjąć walkę. Czy stracił nadzieję na szczęśliwe zakończenie wyprawy? Agnieszka wspomina poruszające nawoływania Krzysztofa Wielickiego: "Tomek, musisz iść. Chłopcy są już na przełęczy". "Na przełęczy? - zdziwił się Tomek". Właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę z dzielącego ich dystansu.

- Mam żal do losu, że odebrał mi Tomka. Poznałam miłość swego życia i utraciłam ją tak szybko, po ponad dwóch latach - mówi ze spokojem Agnieszka. Tym większy wstrząs wywołał w niej zaadresowany do niej film, nakręcony przez Tomka aparatem fotograficznym, który znalazła w jego plecaku z wyprawy na Broad Peak.
Na nagraniu uśmiecha się zalotnie do Agnieszki i mówi: "Maleńka, jeszcze tego nie wiesz, ale kupiłem dla Ciebie pierścionek. Zamierzam Ci się oświadczyć na szczycie".

- Mieliśmy mieć trójkę dzieci, dwa psy. Planowaliśmy wspólne wyprawy. Tomek uwielbiał wyznaczać sobie kolejne cele. Zawsze doskonale wiedział, czego chciał. "Kiedy pójdziemy na biegun północny?" - zapytał pewnego dnia. "Może za dwa, a może za trzy lata? Nie, za trzy to za późno. Aga, pójdziesz ze mną, prawda?". Byłam zaskoczona, ale bez zastanowienia odpowiedziałam: "tak". Poszłabym za nim wszędzie. Wiedział o tym doskonale.

Tacy byli. Kiedy jedni zastanawiali się nad tym, w którym klubie spędzą najbliższy wieczór, oni byli już właściwie jedną nogą na biegunie północnym. Razem trenowali biegi, jazdę na rowerze, wygrywali rajdy przygodowe. Szczęśliwi, ulepieni z tej samej gliny, wyznawali tę samą filozofię życia, czerpiąc z niego pełnymi garściami.

- Słowa w naszym związku były często zbędne. Wystarczyło, że spojrzeliśmy na siebie i nikt nie musiał niczego mówić. To był dar, który oboje niezwykle szanowaliśmy - podkreśla.

Już na początku wspólnej znajomości wyruszyli razem w polskie góry. - Wzbraniałam się przed wspólnym wyjazdem. Uważałam, że za krótko się znamy. Wtedy Tomek powiedział mi, że skoro znamy się już miesiąc i spotykamy się codziennie, a inni ludzie spotykają się zaledwie raz czy dwa razy w miesiącu, to my znamy się już prawie dwa lata. To mnie przekonało. Pojechaliśmy w góry jako dobrzy znajomi, a wróciliśmy już jako para - wspomina Agnieszka.

Romantyczne spacery w ich związku nie wchodziły w grę. - Tomek nie dostrzegał w tym żadnego sensu. Gdy proponowałam bieganie czy rower, godził się bez zastanowienia. Każdą minutę naszego życia spędzaliśmy intensywnie, szybko. Nie znosiliśmy marnotrawienia czasu. Siebie i wszystkich wokół pobudzał zawsze do działania.

Dziś Agnieszka żyje z dnia na dzień. Słowo "plan" wywołuje w niej niesmak. - Nie chcę już niczego planować. Jaki ma to sens?- pyta.

Tuż po tragicznym wypadku, który zdarzył się na Broad Peak, rzuciła pracę i długo nie mogła odnaleźć się w otaczającej ją, nowej rzeczywistości. Wybawieniem okazał się hostel Poco Loco, który Tomek otworzył w Poznaniu w minionym roku. Przejęła jego obowiązki i wreszcie znalazła powód, by budzić się co rano i wstawać z łóżka. "Co zrobiłbyś na moim miejscu?" - to pytanie Agnieszka zadaje Tomkowi wielokrotnie w ciągu dnia. Jeszcze nie odpowiedział, ale spotykają się - w snach.

- Czuję wtedy jego oddech, zapach. Słyszę dokładnie każde słowo. Zapewnia mnie, że znów będziemy razem, tylko muszę być cierpliwa. Muszę czekać - opowiada Agnieszka. Przebudzenie jest bolesne. Ale Tomek wciąż jest obok. Spogląda na nią z wielu zdjęć rozwieszonych w pokoju. Na półkach leżą czytane przez niego książki, w szafach wiszą ubrania, a na biurku zapisane pośpiesznie kartki. Drobiazgi, które składają się na jego istnienie. Rzeczy, które nie pozwalają zapomnieć. Agnieszka wcale nie chce zapomnieć.
Każdego dnia jest coraz bliżej Broad Peak, szczytu, gdzie Tomek mógł poczuć się przez kilka chwil najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Z plecakiem, który waży około 20 kilogramów, pokona trasę, którą szedł jej ukochany. Nie zamierza oddawać ekwipunku tragarzom. - Tomek nauczył mnie, bym realizowała wszystkie swoje cele wyłącznie o własnych siłach. I tak będzie.

TYLKO FAKTY

Tomek Kowalski miał 28 lat. Mieszkał w Dąbrowie Górniczej, później w Poznaniu, gdzie studiował turystykę i rekreację na Uniwersytecie Adama Mickiewicza.

Agnieszka Korpal ma 26 lat. Pochodzi ze Szczecinka. Mieszka w Poznaniu, gdzie ukończyła fizjoterapię na Akademii Wychowania Fizycznego. Pracuje w hostelu Poco Loco założonym przez Tomka Kowalskiego.

W 2003 roku Tomek Kowalski wyruszył po raz pierwszy autostopem poza granice Polski. "Ta dwutygodniowa wyprawa za niecałe 50 euro pozwoliła mi przekroczyć niewidzialną granicę, uwierzyć, że mogę pojechać dalej, a kiedy w następnym roku zdobyłem Mont Blanc, stwierdziłem, że mogę też wejść wyżej". Od tego czasu odwiedził 6 kontynentów i wszedł na 6 z 9 szczytów Korony Ziemi. Mieszkał w Genui, Manchesterze, Nowym Jorku, Brisbane i kanadyjskim Squamish.

W lipcu 2011 roku Kowalski rozpoczął realizację niezwykle ambitnego przedsięwzięcia polegającego na zdobyciu wszystkich szczytów wymaganych do uzyskania tytułu Śnieżnej Pantery (pięć siedmiotysięczników byłego ZSRR) w rekordowym czasie, czyli w trakcie zaledwie jednego sezonu. Tempo miał rzeczywiście niezłe: 21 lipca - Pik Lenina, 31 lipca - Pik Korżeniewskiej, 8 sierpnia - Pik Komunizma, 18 sierpnia - Chan Tengri. Cztery szczyty w 28 dni. Ostatecznie, ze względu na panujące warunki i brak partnerów do wspinaczki, Tomek zrezygnował ze zdobywania piątego szczytu - Piku Pobiedy. 26-letni wówczas Kowalski miał już wtedy za sobą m.in. fenomenalną podróż dookoła świata.

Tomka i Agnieszkę połączyły m.in. wspólne starty w wyczerpujących rajdach przygodowych i górskich ultramaratonach.

Rok temu Agnieszka całkowicie samodzielnie zaplanowała trasę przejazdu rowerem przez 28 najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich w Polsce, a następnie pokonała ją bez wsparcia w 15 dni i 14 godzin. Dystans wyniósł w sumie 1750 km. Podróż zaczęła w Świętej Katarzynie w Górach Świętokrzyskich, a skończyła w Jakuszycach (Karkonosze). Tam, gdzie nie mogła jechać, prowadziła rower lub niosła go na plecach. Tak wspięła się na Rysy.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski