Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Chodź tygrysie, scena jest twoja!". Paulina Kosiniak-Kamysz przebojem wdarła się na polityczne salony. Podolany są z niej dumne

Barbara Rotter-Stankiewicz
- Chodź tygrysie, scena jest twoja! - tak zwróciła się Paulina Kosiniak-Kamysz do swego męża, kandydata na prezydenta RP podczas konwencji wyborczej. Pochodzi z Podolan koło Gdowa. Do stolicy przeniosła się ze Śląska, gdzie studiowała na Uniwersytecie Medycznym. Liceum ukończyła w Krakowie
- Chodź tygrysie, scena jest twoja! - tak zwróciła się Paulina Kosiniak-Kamysz do swego męża, kandydata na prezydenta RP podczas konwencji wyborczej. Pochodzi z Podolan koło Gdowa. Do stolicy przeniosła się ze Śląska, gdzie studiowała na Uniwersytecie Medycznym. Liceum ukończyła w Krakowie Krzysztof Kapica
Choć Paulina - z domu Wojas, a po mężu Kosiniak-Kamysz - rodzinne Podolany opuściła kilkanaście lat temu, tak naprawdę nigdy się z nimi nie rozstała. Wracała tu podczas studiów w każdy weekend, przyjeżdżała pracując w Warszawie, a teraz zagląda z córeczką i mężem, gdy tylko to możliwe. Tam był i jest nie tylko jej rodzinny dom, ale też przyjaciele, sąsiedzi, nauczyciele.

FLESZ - Koronawirus. Nie panikuj. Nie kupuj wszystkiego jak leci

- Znamy się 25 lat, właściwie odkąd pamiętam. Złapałyśmy kontakt w zerówce i tak zostało. Razem chodziłyśmy do podstawówki i do gimnazjum, w liceum każda w poszła w swoją stronę, ale nadal jesteśmy przyjaciółkami - mówi Małgorzata Cygankiewicz, z domu Serafin.

Jaka była w dzieciństwie Paulinka? Pani Gosia nie musi się długo zastanawiać nad odpowiedzią: - Konkretna, pozytywna, ambitna, uśmiechnięta. Paulina jak czegoś chce, zawsze to osiągnie. Śmieję się, że jak nie wejdzie drzwiami - to oknem. Ale jakoś nigdy nie musi tego okna otwierać, bo potrafi zjednać ludzi. Nie robiła jednak nic na siłę, miała w sobie delikatność, wrażliwość, a jednocześnie łatwość nawiązywania kontaktów i dar przekonywania. Przekazuje pozytywną energię.

Wykorzystywała te talenty m.in., by mobilizować rówieśników do działalności charytatywnej. - Miała dobry pomysł, pokazywała dobry cel, więc chciało się do niej przyłączyć. Ludzi zjednywał jej czarujący uśmiech. Ale to, że ktoś się uśmiecha wcale nie znaczy, że jest mu łatwo... - mówi pani Gosia.

Paulina zawsze miała dużo zajęć. - Kiedyś snułyśmy plany na święta. Ona jest bardzo rodzinna, uczuciowa, a tu nagle mówi, że nie będzie na Wigilii w domu, bo jedzie do Armenii leczyć dzieciom zęby. Nie mogłam uwierzyć, ale wiedziałam że to zrobi, bo to dla niej ważne. Idzie w coś, co kocha i robi to z radością - podsumowuje przyjaciółka.

Wzorowa uczennica

Uczniowie pamiętają swoich nauczycieli, ale nauczyciele - tylko niektórych uczniów. Paulinkę - z jak najlepszej strony.

- Zdolna, pracowita i obowiązkowa, a jednocześnie zawsze uśmiechnięta i wesoła. Miała swoje zdanie, potrafiła je uzasadnić i obronić - mówi Ryszard Micek, dyr. Szkoły Podstawowej w Zręczycach. - Angażowała się w akcje charytatywne, od najmłodszych lat występowała na scenie. Grała m.in. w szkolnym zespole artystycznym, który zdobył wyróżnienie na przeglądzie jasełek w Bobowej i wystąpił w kościele w Mistrzejowicach. Potem też utrzymywała z nami kontakt, a po studiach zorganizowała w szkole przegląd stomatologiczny.

Paulinkę - gimnazjalistkę dobrze wspomina także Maria Kmiecik, była dyrektorka Gimnazjum w Zagórzanach.

- Do tej pory daję ją za wzór. Solidna, odpowiedzialna, odważna, mądra, serdeczna - wylicza pani Maria. - Miała ciekawe pomysły i umiała do nich przekonywać. Kiedyś zmobilizowała całą klasę do udziału w konkursie tańca. Wszyscy ją lubili, zawsze było koło niej pełno ludzi. Uśmiechnięta i uprzejma, nie odtrącała nikogo. Wyniosła to z rodzinnego domu.

Córka, wnuczka, siostra

- Zawsze bardzo pracowita i obowiązkowa. Jak coś robi, to nigdy po łebkach - chwali córkę Teresa Wojas. - Bardzo rodzinna. W domu pilnowała wszystkich spraw, o wszystkim pamiętała. Bałagan to był jedyny powód do sprzeczek z młodszą siostrą - Julką. Z Michałem, trochę od niej starszym, zawsze byli zgranym duetem. Kiedy urodziła się Julka, czuła się za nią odpowiedzialna.

Pomagała nie tylko przy Julce - gdy było trzeba, pielęgnowała ciężko chorą babcię. Bardzo kocha też dziadka, któremu kilka lat temu uratowała życie, bo natychmiast zorientowała się, że to udar. Dzięki temu nie tylko przeżył, ale wrócił do zdrowia. Dziś z radością bawi prawnuczkę Zosię.

Czy nigdy nic nie zbroiła? Pani Teresa długo się zastanawia. - Kiedyś pomalowała pościel - przypomina sobie „przestępstwo” córki. - A przed wyjściem do przedszkola i szkoły zawsze chciała mieć zapleciony francuski warkocz. I to perfekcyjnie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski