Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choroba zwana francą

Redakcja
Michał Rożek: HISTORIA KRAKOWA

"Ty bez chwili odpoczynku,

W każdymś się rozwalał szynku (...)

Bacchus za cię przed czasem

Obdarował siwym włosem,

Wenus wrzodem Gallów znów".

Tak na początku XVI w. znany humanista Andrzej Krzycki pisał o swoim swawolnym kompanie, znanym hulace Korybucie Koszyckim. Wspomniany wrzód Gallów na przełomie XV i XVI stulecia zaiste czynił spustoszenie. Uczeni obliczyli, że w tym czasie jedna dwudziesta ludności świata przeszła kiłę (syfilis). Nazwa ta wywodzi się od Syphilusa, imienia rzekomo pierwszej ofiary kiły i zarazem bohatera utworu włoskiego lekarza i zarazem poety Girolama Francastra, który w r. 1530 opublikował poemat zatytułowany "Syphilis sive morbus Gallicus" (Syfilisa albo choroba francuska). Europejscy kronikarze zgodnie podają, że jej nasilenie nastąpiło na okres wyprawy (w l. 1494-1495) do Italii króla francuskiego Karola VIII. Ta choroba weneryczna ogarnęła wkrótce Rzeszę i Polskę (1495), w dalszej kolejności - obecną Holandię, Dalmację, Grecję i Korfu; Anglię i Szkocję (1497), a w dwa lata później - Rosję, Danię, Węgry i Turcję. Rozmaicie ją wówczas określano, raz jako chorobę neapolitańską, francuską czy jak w Rosji - polską. Nazwę tej choroby urabiano zatem od kraju, z którego przyszła. W Polsce określano ją wrzodem Gallów lub chorobą francuską. Pojawiły się też inne nazwy: dworska niemoc czy franca. W wiekach średnich nazywano syfilis leprą.

W r. 1382 zmarł król Polski i Węgier Ludwik, siostrzeniec Kazimierza III Wielkiego. Współczesny kronikarz zanotował: "po długiej chorobie na leprę umarł król Węgier, Ludwik". Oddajmy głos znakomitemu historykowi Pawłowi Jasienicy, który pisze: "W pierwszym znaczeniu termin lepra odnosi się do trądu. W średniowieczu jednak nazywano tak również syfilis, a zwłaszcza jego następstwa. Powikłania, jakie powoduje ta choroba, przenosząca się na potomstwo, są wszystkim znane. Jeśli zatem wiadomość podana przez kronikarza jest prawdziwa, a nie ma powodu do wątpienia o tym, tajemnicę nieszczęść trapiących ród Andegawenów węgierskich trzeba uznać za wyjaśnioną. Wolno się domyślać, że Ludwik był dziedzicznie obciążony". Ludwik Węgierski chorobę tę przekazał drogą pozapłciową swoim córkom. Przekazywana drogą pozapłciową choroba ta nosiła nazwę "syphilis insontium" - syfilis niewinnych. Można było się też nią zarazić m.in. za pośrednictwem pościeli, odzienia, wspólnych łyżek i kielichów, najczęściej przez pocałunek. Wówczas objaw pierwotny występował na twarzy czy ustach.

Choroba ta znana była w Krakowie już w 2. połowie XIV w. Prof. Kazimierz Lejman, znakomity dermatolog, badając od strony medycznej zworniki sklepienne w kamienicy Hetmańskiej, dostrzegł na jednym z nich (trzy głowy) typowe zmiany syfilityczne. Uczony ten był nie tylko wyśmienitym dermatologiem, lecz także historykiem medycyny. Gdy w latach 30. XX stulecia przystąpiono do gruntownej restauracji ołtarza mariackiego Wita Stwosza, profesor UJ Franciszek Walter zainteresował się patologiami skórnymi, które po mistrzowsku ukazał w swym genialnym dziele Wit Stwosz. Okazało się, że nasz artysta dokładnie opisał zmiany syfilityczne. Prof. Walter pisał: "Na dwóch płaskorzeźbach, tych przedstawiających pojmanie Chrystusa i Chrystusa wśród uczonych, stwierdziłem w budowie czaszki i twarzy dwóch osób zespoły cech chorobowych, dziwnie wiernie i dokładnie odtworzone, które by przemawiały za zmianami kiłowymi i to powstałymi w następstwie, kiły wrodzonej". Zwłaszcza postać przypuszczalnie wyobrażająca faryzeusza z płaskorzeźby "Pojmanie Pana Jezusa" wzbudziła szczególne zainteresowanie prof. Waltera ze względu na wierne odtworzenie kiły wrodzonej, szczególnie nosa siodełkowatego (tzw. nos buldoga) i wypukłych guzów czołowych. Podobny syndrom syfilityczny dostrzeżemy u jednego z uczonych biorącego udział w dyspucie, przedstawionego w scenie "Chrystus wśród uczonych". Zatem w czasach rzeźbienia ołtarza mariackiego (1477-1489) chorzy ze stygmatami kiły wrodzonej w Polsce nie należeli do rzadkości, więc i syfilis miał się tak w Koronie, jak i w Wielkim Księstwie Litewskim dość dobrze. Wit Stwosz genialnie odtwarzał współczesne mu patologie, w tym także choroby weneryczne, które za jego czasów dziesiątkowały ludność.
Tej strasznej chorobie ulegli synowie króla Kazimierza Jagiellończyka: Jan Olbracht (zm. 1501), Aleksander (zm. 1506) i kardynał Fryderyk (zm. 1503). Historyk Marcin Bielski pod r. 1495 notował w kronice: "tegoż czasu (...) przyniosła ją jedna białogłowa z Rzymu do Krakowa, co tam na odpust chodziła (...) ". Bielski ujawnił też personalia owej niewiasty. Była nią niejaka Wojciechowa, małżonka Wojciecha Białego, zamieszkałego "po przeciwnej stronie klasztoru Świętej Trójcy, czyli Dominikanów. Niebawem Maciej Stryjkowski, uzupełniając informację Bielskiego, nadmienił w związku z nasileniem się epidemii kiły w Polsce: "która to niemoc w Polsce jako osobliwa plaga Boża za wszeteczeństwo ludzi swawolnych prędko się rozmnożyła. Potem z Węgier (...) ludzie służebni tym wrzodem zarażeni do Polski przychodzili i rozmnożyli ją".

Uciechy z Wenerą zawsze drogo kosztowały. A w Krakowie nie brak było spelunek, karczm, oberż, jak również pospolitych zamtuzów, czyli domów publicznych, miejsc kojarzących się z uciechami spod znaku Bachusa i Wenery. Służyły też temu łaźnie, stając się od średniowiecza miejscem igraszek miłosnych, jako że obydwie płcie kąpały się razem nago, oddzielone od siebie jedynie drewnianym przepierzeniem. Łaźnie były znakomitym miejscem do ekscesów seksualnych. Tam też zarażano się m.in. francą.

W związku z rozpowszechnieniem się chorób wenerycznych podjęto w Krakowie próby naukowego opracowania tego problemu. Profesor Akademii Krakowskiej Maciej Karpiga, zwany Miechowitą, w dziele "Chronica Polonorum" (1521) napisał podrozdział pt. "Primordialis morbi Gallici origo atque incrudescentis". Maciej z Miechowa podał informację o francy, wiążąc ją przy tym ze spekulacjami astrologicznymi, śledził także jej rozwój i nazewnictwo z nią związane. Dostrzegał w tej chorobie następstwo pijaństwa i rozpusty. Wspomniał też, że leczył przypadki francy. Po Miechowicie problemem zajął się nadworny lekarz królów Stefana Batorego i Zygmunta III, Wojciech Oczko. Napisał "Przymiot abo dworska niemoc" (1581). Dziesięć lat później krakowski uczony Sebastian Petrycy opublikował pracę pt. "De natura, symptomatis morbi Gallici eiusque curatione".

Z lawinowym narastaniem tej wenerycznej przypadłości krakowscy rajcy postanowili założyć szpital dla "chorych francowato". Decyzję podjęto w r. 1528, zaś osobny przywilej wydał w r. 1531 król Zygmunt I Stary. Niebawem za Bramą Nową stanął nieduży szpital z kościołem pw. św. św. Sebastiana i Rocha. Przetrwał do r. 1821. Miasto utrzymywało szpitalnego cyrulika. Grzechy przeciw szóstemu przykazaniu nazbyt wiele kosztowały. O skutecznym wyleczeniu nie było mowy. Zgodnie z zaleceniami renesansowego lekarza, słynnego Paracelsusa, stosowano przeciw syfilisowi sole rtęci, przynosząc ulgę pacjentom. Chorych nacierano maścią rtęciową i umieszczano - o ile takie posiadano - w nagrzanych piecach. Jednak w owym czasie nie dało się wyleczyć syfilisu. Zapadały nań wszystkie bez wyjątku stany, poczynając od królów, przez kler, magnaterię, szlachtę, mieszczaństwo i chłopstwo. Chwila seksualnej przyjemności nieraz bardzo drogo kosztowała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski