MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ci, których trzeba pamiętać

Redakcja
Tydzień wcześniej skończyłem dwadzieścia lat. Było pochmurne, zimowe popołudnie, gdy wraz z grupką przyjaciół wyszliśmy z budynku Collegium Novum, gdzie właśnie skończyła się pierwsza od 1939 roku sesja sowietologiczna. Był w tej grupce Grzegorz, który jest dzisiaj profesorem rusycystyki na UJ, Jacek, który prezesuje "Tygodnikowi Powszechnemu", jeszcze dwie, trzy osoby. Żeby podzielić się wrażeniami z wysłuchanych wykładów, udaliśmy się na poszukiwanie wolnego stolika w jakiejś kawiarni. Nie było ich wiele. Mieściły się w odrapanych, podupadłych, nierzadko cuchnących kamienicach, których 35 lat komunizmu nie potrafiło jednak pozbawić piękna i resztek dawnej świetności. Szklankę smakującej jak lura herbaty mogliśmy wypić dopiero w mieszczącym się obok ówczesnego dworca PKS barze "Smok". Jego specyficzna legenda brała się stąd, że nawet na tle peerelowskiej szarzyzny wyróżniał się szpetotą. Nie przeszkadzało nam to jednak z pasją dyskutować o książkach Kołakowskiego i Sołżenicyna, o najnowszych prowokacjach junty generała Jaruzelskiego czy o sporach wewnątrz kierownictwa "Solidarności". Był 12 grudnia 1981.

Jarosław Gowin: TO MNIE obchodzi

Następnego ranka cały mój świat runął w gruzach. Spełniły się zapowiedzi ojca i wujka. Mieli za sobą ciężkie doświadczenia stalinowskie. Bez wahania i odważnie zaangażowali się w "Solidarność". Chcieli zaczerpnąć w płuca - może po raz ostatni - powiew wolności. Ale kiedy wieczorami siadaliśmy przy stole, powtarzali beznamiętnie: "zwiną nas w jedną noc". Doprowadzali mnie do szewskiej pasji. Jak to zwiną? Jak można zwinąć 10 milionów?! Wyjdziemy na ulice, będziemy walczyć, nie mamy nic do stracenia!
Okazało się, że można w jedną noc stłamsić ruch dziesięciomilionowy. Wystarczy aresztować jego przywódców. Ta nikczemna mądrość wszystkich despotów nie była obca komunistycznym generałom i sekretarzom. A jednak przeliczyli się.
W miejsce tysięcy aresztowanych przywódców "Solidarności" wyłonili się nowi. Pamiętam swoje zaskoczenie, gdy zjadliwie złośliwy wykładowca materializmu dialektycznego (pod tą nazwą zamęczał nas zresztą nie Engelsem, tylko najnowszą filozofią fizyki, z której rozumieliśmy jeszcze mniej niż z dzieł "klasyków" marksizmu-leninizmu) zaczepił mnie na korytarzu Instytutu Filozofii i zaproponował, byśmy nocą rozsypywali gwoździe i tłuczone szkło koło jego bloku, którędy nad ranem przejeżdżały kolumny zomowskich ciężarówek. Albo gdy Andrzej - kolega ze studiów, który wydawał się całkowicie pogrążony w abstrakcyjnych traktatach i swoich wewnętrznych, półautystycznych rozterkach - namawiał mnie, żebyśmy pojechali na Śląsk wysadzać w powietrze kopalnie…
Szybko jednak pojawiły się bardziej przemyślane propozycje oporu. W podziemiu działały tysiące, potem już tylko setki osób, do dzisiaj często bezimiennych, bo niepodległa Polska zapomniała, ile im zawdzięcza. Ale potrafili podsycać płomień zbiorowej niezgody na nikczemność, zakłamanie, przemoc.
Na pewno trzeba dzisiaj domagać się ukarania winnych masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970, stanu wojennego, pacyfikacji kopalni "Wujek", serii zabójstw "niepokornych" księży. Ale jeszcze bardziej warto pamiętać o tych, którym zawdzięczamy naszą niepodległość. Żeby ich nazwiska nie poszły w zapomnienie, którego nie da się odwrócić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski