Fot. Anna Kaczmarz
ROWEREM PRZEZ KRAKÓW: zaprasza Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz
Te słowa długo mi brzmiały w uszach. Już siedziałam przy komputerze, już zajmowałam się czym innym, ale ciągle powracało: w y m i ę k ł a. Jedno słowo sprawiło, że zdałam sobie sprawę, iż się sprzeniewierzyłam własnym zasadom. To nic, że od wielu dni deszcz nas nie opuszcza, że jeździłam przemoczona, nie tylko z powodu deszczu, ale przede wszystkim samochodów, których kierowcy rzadko pamiętają, iż nie są jedynymi użytkownikami drogi; mało, który z nich potrafi przy kałuży wyhamować i nie schlapać błotem i tak już mokrego rowerzysty. W y m i ę k ł a. Uwierzcie mi nie czułam się tego dnia komfortowo. Powinnam jeździć w każdych warunkach. Tu zachęcam do codziennej jazdy na rowerze, opisuje buty, peleryny, a jednak przychodzi chwila, gdy się poddaję.
Działo się to w ten najgorszy dzień dla Krakowa, gdy rozgrywała się walka o most Dębnicki. Szybko pożałowałam swojej decyzji. Uziemiona, powolna, bo piesza, nie mogłam skoczyć tu i tam by zobaczyć, co się dzieje w mieście. Dlatego następnego dnia wybrałam się już na rowerze i jeszcze przed pracą podjechałam do mostu Dębnickiego. Woda była nadal wielka. Kiosk na roku ul. Retoryka i Zwierzynieckiej obłożony był workami z piaskiem, przy wejściu do sklepu Jubilat, także leżały przygotowane worki. Największe wrażenie zrobiła na mnie barka-restauracja, która normalnie cumuje w zakolu Wisły, ale teraz poziom wody podniósł ją tak wysoko, że jadąc ulicą Retoryka można ją było zobaczyć niemal w całości. Po drugiej stronie z wody wystawały wiatraki, które związane były z Festiwalem Etnodizajn.
Pojechałam dalej ul. Kościuszki. Było dziwnie cicho. Mieszkańcy tych atrakcyjnych terenów, byli zapewne tego dnia potwornie zdenerwowani. Bo po drugiej stronie muru, tam gdzie był deptak nad Wisłą i gdzie można było iść z psem na spacer, albo posiedzieć na trawie, lub pojeździć na rowerze szalał żywioł: wielki, mętny, żółty, pełen wirów i nurtów. Nie wiadomo wówczas były, że wał i mur wytrzyma. Wyjechałam na Błonia, w trawie stała woda, objechałam dookoła Bibliotekę Jagiellońską i Muzeum Narodowe, wszędzie przy bramach ustawione były worki z piaskiem.
Po południu byłam przy moście Powstańców Śląskich. Wisła szeroka od muru do muru płynęła szybko. Skierowałam się bulwarem w stronę Galerii Kazimierz. Kilkadziesiąt metrów za mostem, gdzie pochylnia deptaku i ścieżka rowerowa schodziła pod most, kołysała się mętna woda. Ten zjazd w otchłań Wisły robił wrażenie. Stało przy nim wielu rowerzystów i patrzyło w milczeniu. Pognałam ścieżką w stronę mostu Kotlarskiego, a pod nim jest galeria, z której dokładnie widać patrząc w kierunku stopnia wodnego "Dąbie", jak wielka była Wisła i jak szeroko się rozlała. Dalej na Dąbiu alejki rowerowe zagrodzone były taśmą, wszystko zalane, z wody wystawały znaki informujące o ścieżce rowerowej.
W tydzień później ponownie przejechałam tą trasą. Woda opadła, miasto wróciło do normalnego życia, worki z piaskiem zniknęły. Tylko stan bulwarów zdradza, że była tu wielka woda: wszędzie naniesiony muł, zerwane asfalty z ścieżek. Duże zniszczenia. Żal patrzeć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?