Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciągle żywy mit Sokoła

zab
Dla hokeistów Dworów Unii Oświęcim ostatni weekend był nieszczęśliwy. Po remisie 2-2 we własnej hali z nowotarskim Podhalem przyszła porażka w Tychach z miejscowym GKS 2-3 (0-0, 1-2, 1-1).

Niedzielny hokej: Porażka Dworów Unii w Tychach

   Tyszanie zawsze przynajmniej raz w roku, w rundzie zasadniczej, wygrywają z Unią. Oczywiście nie jest to reguła, bo dwa sezony temu hokeiści z Tychów dwukrotnie zwyciężali mistrzów Polski we własnej hali. W obecnych rozgrywkach wcześniejsze dwa spotkania tych drużyn kończyły się dogrywkami i remisami 2-2.
   Niedzielny pojedynek był bardzo ważny dla obu zespołów. Lider z Tychów chciał powiększyć przewagę nad obrońcami tytułu mistrzowskiego z Oświęcimia. Nie był bez szans, bowiem niedawno skończyła się "sprawa Parzyszka i Gonery", którzy przeciwko Dworom rozgrywali drugi mecz w barwach GKS. - Na pewno nie było to dla mnie zwykłe spotkanie - mówi Adrian Parzyszek - Przecież wcześniej przez 8 lat występowałem w Oświęcimiu. Oczywiście, że w takim spotkaniu chciałem zdobyć bramkę. Byłby to świetny prezent urodzinowy. Wprawdzie w ich poczet zaliczyłem już trafienie na Cracovii, ale przeciwko Unii miałoby ono charakter szczególny. Przecież przez przeciągające się rozmowy działaczy na linii Oświęcim - Tychy, straciliśmy blisko dwie rundy. To już jednak historia. Nie ma do czego wracać. Życie toczy się dalej - dodaje Parzyszek.
   Oświęcimianie zagrali radośnie w tyłach. - Przecież Jaworski nie miał żadnego wsparcia ze strony obrońców - zauważa Andriej Sidorenko. - Rywale mieli na przedpolu dużo miejsca i czasu na oddanie precyzyjnego strzału. Gratuluje rywalom zwycięstwa, ale następnym razem może być odwrotnie - dodaje szkoleniowiec.
   Wojciech Matczak chwalił swój zespół za grę zespołową. - Przede wszystkim pokonaliśmy rywala konsekwencją w realizacji założeń taktycznych - uważa trener. - Ustrzegliśmy się także niepotrzebnych fauli, co nie było bez znaczenia. Owszem, mieliśmy krótki, bo 6-7 minutowy przestój na początku drugiej odsłony, ale mistrz nie potrafił tego wykorzystać. Na pewno było to najlepsze spotkanie w naszym wykonaniu w tym sezonie - kończy Wojciech Matczak.
   Szczęśliwy ze zdobycia dwóch goli był Adam Bagiński. - W pierwszej tercji miałem trzy sytuacje i jakoś nic nie weszło. Czasem tak bywa, że nie strzela się goli z tzw. "setek", a padają one w najmniej spodziewanym momencie. Najważniejsze, że krążki wpadły do siatki i udało nam się złamać mistrzów Polski - cieszy się hokeista.
   W Oświęcimiu chyba nadal unosi się mit Sokoła Kijów, z którym młodzież dzielnie walczyła w Pucharze Kontynentalnym. Niestety, w lidze, zwłaszcza w Tychach, dla niektórych gra przy pełnych trybunach, w pojedynku o "podwyższonym stopniu ryzyka", może okazać się trudniejsza niż spotkanie pucharowe. Z Sokołem "można" było wygrać. W przypadku porażki nikt nie robił z niej tragedii. Z Tychami już "trzeba" było wygrać. Mit Sokoła w głowach oświęcimian wciąż jest żywy.
(zab)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski