Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciche odejście

Redakcja
Ktoś powiedział - może tylko trzeźwo, a może i głupio - że trzeba umieć umrzeć w porę, aby (jeśli komuś na tym zależy) trafić z żałobną wieścią na pierwszą stronę gazety. To znaczy: najlepiej w środku życia, na fali osiągnięć twórczych i zawodowych, powszechnie znanych i wydłużających nekrolog wyliczaniem aktualnych jeszcze zasług i zalet.

Wspomnienie o redaktorze Gabrielu Henryku Sokołowskim

Miałaby to być prawda? Bo jeżeli odchodzi ze świata człowiek blisko stuletni, po długim zastoju emerytalnym, w dodatku w bok od centrum niegdysiejszej swej pracy i od dawnego środowiska - pogrążony bywa w zapomnieniu. Przeszłość już zmartwiała, wśród żywych nie ma nikogo, kto upoważniony zażyłością miałby prawo zwracać się doń per "Gabciu", a w młodszym pokoleniu zaledwie majaczy, jak przez mgłę, postać wysokiego, szczupłego, kulturalnego i pogodnego pana. To są normalne dzieje...
Niewiele dni temu zmarł w ciszy Gabriel Henryk Sokołowski. Wiadomość o tym ukazała się na dalekich stronach ogłoszeniowych gazety, nie wyróżniona w szeregu zwyczajowych, podobnych w treści zawiadomień. Miał 93 lata. Był magistrem praw Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie przestawał w gronie studentów lewicujących. Został jednak dziennikarzem. W r. 1930 trafił do "Ilustrowanego Kuriera Codziennego", gdzie zajmował się m.in. problematyką ekonomiczną i gdzie jeszcze w nocy z 2 na 3 września 1939 współredagował ostatni numer czasopisma, który się już nie mógł ukazać. Był też ostatnim - po śmierci Tadeusza Olszewskiego - naszym kolegą, który swoją działalnością dziennikarską zahaczał o pracę w "IKC-u", Dziennikowym poprzedniku w tym samym Pałacu Prasy.
Po kilku pierwszych dniach wychodzenia "Dziennika Polskiego", jeszcze za naczelnikostwa Jerzego Putramenta, znalazł się w zespole naszej redakcji, wyłapując z radia i tłumacząc wiadomości frontowe, a potem pełniąc także inne funkcje. Zapłatą za pierwszy miesiąc pracy były dwa bochenki chleba... Minęły lata, pogubiły się daty, zatarły fakty i powody - w pewnym momencie bezszmerowo odszedł, ale nadal "zawsze czytał Dziennik - jak powiedział w wywiadzie 4 lata temu - bo Dziennik jest jak morfina, narkotyk...".
Winniśmy mu zatem jeśli nie pamięć, to choćby niewyraźne wspomnienie.
WŁADYSŁAW CYBULSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski