Mimo iż do startu ligi tylko trzy tygodnie, żużlowcy nie wiedzą, na jakich maszynach będą się ścigać Fot. Artur Bogacki
Żużlowe rozgrywki ligowe w Polsce startują za nieco ponad 3 tygodnie, a nadal trwa gorąca dyskusja nad zmianami w regulacjach dotyczących motocykli. Słowo kluczowe - tłumik.
Chodzi o to, że poziom hałasu na zawodach żużlowych często rozgrywanych w obszarze gęsto zamieszkanym, jest - zdaniem Unii Europejskiej - zbyt wysoki. Po naciskach UE Międzynarodowa Federacja Sportów Motorowych (FIM) zdecydowała wprowadzić nowe "cichsze" tłumiki do motorowej rywalizacji, także w żużlu. W Polsce dotychczas używane tłumiki nie są od 1 stycznia 2010 roku dozwolone, dopuszczalne są tylko nowe. Problem w tym, że zawodnicy z wyników ich testów są wysoce niezadowoleni.
Żużlowcy ze zrozumieniem podeszli do wymogów i rozpoczęli jazdy z nowymi tłumikami. Okazało się, że wynalazek nie jest dobry. Zmienia parametry techniczne maszyny, a co gorsze, powoduje przegrzewanie się silnika, jego uszkodzenie, skraca także żywotność innych podzespołów. Testy przeprowadzono w zimowo-wiosennych warunkach, a co się stanie w przypadku wysokiej temperatury w lecie? Żużlowcy podkreślają także, że nieco zmienić trzeba technikę jazdy. Zauważalny jest spadek mocy silników, zwłaszcza na starcie. Pierwszy model "cichszego" tłumika powstał w połowie ubiegłego roku. Jako pierwszy akceptację FIM zyskał model słoweńskiej firmy Akrapovic. Teraz producentów jest trzech, ale z każdym jest kłopot.
- Objawy awarii są zawsze takie same. Spaliny nie są prawidłowo odprowadzane na zewnątrz i silnik się bardzo szybko przegrzewa - powiedział nam Krzysztof Cegielski, szef Stowarzyszenia Żużlowców "Metanol". - Nie możemy być zadowoleni, skoro to powoduje zniszczenie sprzętu. Rozmawiałem już chyba ze setką zawodników i nikt nie był z nowych tłumików zadowolony. Nasze stanowisko jest takie, aby jak najszybciej się z decyzji o wprowadzeniu nowych tłumików wycofać. Rozmawiałem z przedstawicielami klubów duńskich i szwedzkich, którzy są podobnego zdania. Mistrz świata Jason Crump wystosował nawet pismo do FIM w tej sprawie, bo z nowym tłumikiem nie mógł normalnie jechać. Nikt przecież nie chce, żeby kibice zamiast emocjonować się walką na torze, zastanawiali się, czy zawodnik dojedzie do mety. A o bezpieczeństwie żużlowców, którzy mogą doznać kontuzji z powodu defektu, też nikt nie chce pomyśleć - mówi Cegielski.
Do zmiany w przepisach można się przyzwyczaić, a same firmy są zapewne w stanie poprawić swój produkt. Wszystko ma sens, pod warunkiem, że wszędzie startować będzie trzeba na takim samym sprzęcie. Okazało się jednak, że "wielki hałas" na jednych zawodach nie będzie dozwolony, a na innych - tak. W mistrzostwach świata (cykl Grand Prix) pozostaną stare tłumiki, a np. w polskiej lidze i innych czołowych ligach europejskich, obowiązywać mają nowe. W tej sytuacji trzeba będzie być nie lada specjalistą, aby po sobotnich zawodach Grand Prix, przestawić się na inny sprzęt i inną technikę jazdy w niedzielnym meczu polskiej ligi. A poza tym poświęcić trzeba będzie dużo więcej czasu i środków na osobne przygotowanie silników. A spadek hałasu, co podkreślają zawodnicy, będzie stosunkowo niewielki.
- Nie wyobrażamy sobie, żeby nie odwołać tej zmiany. Można przecież, jak w Grand Prix, odroczyć to na jeszcze jeden sezon. Zawodnicy będą mieli czas, żeby przygotować sprzęt, a może i producenci poprawią tłumiki. Inne federacje czekają na decyzję naszej. Jeśli Polska odwoła zmianę, to inne zrobią tak samo. Zawodnicy są bardzo zdeterminowani, bo ponoszone przez nich koszty będą ogromne, a i widowisko będzie gorsze. Będziemy przedstawiać kolejne dowody na poparcie naszych argumentów, jak choćby uszkodzony sprzęt - mówi Cegielski.
W niższych polskich ligach, gdzie zarobki są dużo mniejsze, niż w ekstralidze, częstsze uszkodzenia silnika będą miały jeszcze większe konsekwencje. Koszt silnika to 3-5 tys. euro, a dla zawodnika z II ligi to spory wydatek. - Przeraża mnie to, że przy stosowaniu nowego tłumika silniki tak szybko się psują. Przecież światowa czołówka, która z nich korzystała podczas testów, zna się na przygotowaniu maszyn, a i tak dochodzi do awarii. Najlepsi żużlowcy mogą sobie pozwolić na dodatkowe wydatki, związane z zakupem nowego silnika, ale zawodnicy z II ligi już nie. Niektórzy mają jeden silnik na cały sezon, a teraz może się on popsuć już po jednym meczu - mówi Paweł Sadzikowski, prezes Speedway Wandy Kraków, która po 5 latach przerwy przystąpi do II ligi.
Z rozgrywkami w Polsce jest jeszcze jeden problem: najwyższym szczeblem - ekstraligą - zarządza spółka Ekstraliga Żużlowa, a I i II ligą - Główna Komisja Sportu Żużlowego. Ta ostatnia już wcześniej jasno dała do zrozumienia, że zmiana w przepisach nastąpi. Rozgrywki EŻ początkowo miały odbywać się na podstawie dotychczasowych regulacji, ale przed miesiącem PZMot. zaskoczył zawodników, decydując się na obowiązek wyposażenia maszyn w nowe tłumiki. Od tego czasu trwa wymiana argumentów. W wtorek głosem żużlowców na spotkaniu akcjonariuszy EŻ, czyli klubów ekstraligi, był Tomasz Gollob. Zabiegał o pozostanie przy starych zasadach, na co przystano. Teraz wszystko w gestii PZMot.
Paradoksalnie, gdyby zawodnicy ekstraligi wywalczyli utrzymanie dotychczasowych przepisów tylko dla siebie, sytuacja na krajowych torach mocno by się skomplikowała. Regulamin rozgrywek zakłada bowiem baraże pomiędzy drużynami ekstraligi i I ligi, a w nich zawodnicy być może będą jeździć na różnym sprzęcie. Na jakim mają się zatem ścigać w barażu, aby było sprawiedliwie? - Różne przepisy w ligach byłyby kosmicznym nieporozumieniem - dodaje Cegielski.
A tak na marginesie - przecież elegancki ryk silników jest jednym z atutów "czarnego sportu".
ARTUR BOGACKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?