Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cieszą się z tego, co jest

zab
To miał być szlagier kolejki grupy zachodniej IV ligi małopolskiej. Otwierająca strefę spadkową Skawa wyjechała do Piasków Wielkich. Miejscowy Orzeł plasował się "oczko" wyżej. Skończyło się remisem 1-1 (1-0). Niedosyt pozostał zatem w obu ekipach.

Skawa Wadowice jechała na Orła po zwycięstwo, ale z remisu też musi być zadowolona

   Sławomir Frączek, grający trener Skawy, przed wyjazdem na mecz podkreślał, że jego zespół przede wszystkim nie może go przegrać. Jednak po końcowym gwizdku sędziego w obozie przyjezdnych panował niedosyt. - Plany jednak uległy modyfikacji - mówi szkoleniowiec. - Skoro zwrócono nam przynajmniej część zabranych za walkowery punktów, chcieliśmy wygrać, by przeskoczyć rywali w tabeli. Jednak z perspektywy czasu trzeba się cieszyć także punktem. Przecież i jego mogliśmy nawet nie zdobyć. Remis uratowaliśmy niespełna 2 minuty przed końcem. Wcześniej to rywale obdzierali nas ze złudzeń. Tym razem role się odwróciły -Sławomir Frączek stara się mimo wszystko doszukiwać pozytywów z wyjazdowego remisu.
   Wadowiczanie nie zamierzali się ograniczać do obrony własnego przedpola. - Zaatakowaliśmy przeciwników, wypracowując sobie pozycje bramkowe - podkreśla trener. - Jeszcze przy bezbramkowym remisie strzeliliśmy gola, którego sędziowie nam nie uznali. Z rogu wrzucił Wiecheć, jego zagranie przedłużył Rapacz, a Dyrcz trafił głową do siatki. Wtedy asystent podniósł chorągiewkę do góry, sygnalizując spalonego. Nie mogło być o nim mowy, bo przecież do krótkiego słupka był przyklejony miejscowy obrońca. Rozumiem solidarność między sędziami, że jeden drugiemu nie podrywa autorytetu, ale ostatnie słowo zawsze należy do głównego. Widząc jednak pomyłkę swego asystenta, zawsze mógł zmienić jego decyzję - zastanawia się trener.
   Sławomir Frączek jest jednak krytyczny także w stosunku do swoich podopiecznych. - Bramkę rywalom sprezentował Dyrcz. Było to w okresie naszej dominacji na boisku. Potem zaczęły się kłótnie, szukanie winnych, a przeciwnik tylko czekał na okazję bramkową. To sprzyja popełnianiu błędów, które z pewnością chciałby wykorzystać. Potem to właśnie Orzeł nas przycisnął. Szczęśliwie ustrzegliśmy się poważnych wpadek - pociesza się trener Skawy.
   Jeszcze jedna decyzja sędziów wywołała mieszane uczucia wśród gości. Przy wyniku 1-0 wycięty w polu karnym został grający trener Skawy, Sławomir Frączek. - Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Przecież arbiter wskazał "na wapno" - podkreśla wadowiczanin. - Tymczasem zupełnie nieoczekiwanie do gry ponownie wkroczył arbiter liniowy z sygnalizacją spalonego, więc główny wycofał się z podjętej decyzji. Może i przed moim upadkiem była podniesiona chorągiewka, nie wiem...- rozważa trener Frączek.
   Jednak po przerwie goście zdecydowanie postawili na atak. - Nie mieliśmy innego wyjścia - podkreśla. - Szkoda, że zaraz na początku drugiej odsłony Dyrczowi nie udało się trafić z 6 metrów. Remis z pewnością jeszcze bardziej by nas uskrzydlił, a skoro w końcówce strzeliliśmy gola, mogliśmy wracać z kompletem punktów. To są jednak rozważania czysto teoretyczne - twierdzi trener.
   Otwarcie gry było ryzykownym posunięciem, zwłaszcza, że w obronie Skawy debiutował junior Wojciech Bzduła. To efekt braku Żurka z Gracą. - _Obserwowałem go od dawna. Od jakiegoś czasu rozważałem możliwość sprawdzenia go w czawrtoligowych bojach. W podjęciu decyzji pomogła mi trudna sytuacja kadrowa, ale one zawsze rodzą nowych bohaterów. Przecież Bzduła spisał się bardzo dobrze - _podkreśla szkoleniowiec.
(zab)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski