Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężka praca się opłaca

Rozmawiał Łukasz Madej
Zanim Kinga Hatala (w środku)  trafiła do Polskiego Cukru Muszynianki, grała m.in. w KSZO i Wiśle Kraków
Zanim Kinga Hatala (w środku) trafiła do Polskiego Cukru Muszynianki, grała m.in. w KSZO i Wiśle Kraków Jerzy Cebula
Rozmowa z KINGĄ HATALĄ, siatkarką Muszynianki, która zdobyła swój pierwszy medal

- Ciągle przed meczami je Pani snickersa i piję kawę?
- Nie, staram się oduczyć szkodliwego nawyku picia dużej ilości kawy. Odpuściłam.

- Za to na pewno nie zaszkodzi smak pierwszego w karierze medalu ekstraklasy.
- Smakuje wyjątkowo. Szczególnie, że we Wrocławiu zagrałam i na parkiecie mogłam przeżywać z dziewczynami emocje. Nawet nie da się wyrazić w słowach, co czułam po ostatniej piłce.

- Należała Pani do tych muszynianek, które miały najmocniej załzawione oczy.
- Jestem bardzo zadowolona, że mogłam być częścią tej wygranej, i że akurat w tym meczu dostałam szansę. Mam nadzieję, że ją wykorzystałam.

- Nie za skromnie? Pytam, bo była Pani jedną z bohaterek zwycięstwa nad Impelem.
- Naprawdę, nikt już nie pamięta, kto oraz ile zdobył punktów, jak długo przebywał na boisku. Ważne, że to na nasze szyje zostały zawieszone medale. Tego nikt nam nie zabierze.

- Przed sezonem do Muszyny trafiła Pani z KSZO, czyli beniaminka Orlen Ligi. Dziś może Pani powiedzieć, że się opłaciło.
- Tak, z czystym sumieniem. Medal jest zwieńczeniem ciężkiej pracy. Cieszę się bardzo, że mogłam przeżyć takie emocje, osiągnąć sukces, bo jakiś czas temu nawet nie spodziewałem się, że jeszcze coś takiego w siatkarskim życiu mnie spotka.

- Nowe marzenie?
- W przyszłym sezonie będziemy grać w europejskich pucharach, więc kolejnym małym kroczkiem będzie właśnie w nich jak najlepszy wynik.

- Czyli zostaje Pani w Muszynie.
- Umowa, co prawda, nie jest jeszcze podpisana, ale można powiedzieć, że jesteśmy z klubem dogadani. Mam nadzieję, że nic tutaj się nie zmieni.

- Nad Popradem zbierała Pani doświadczenie przy boku amerykańskiej atakującej Katie Carter.
- Wiadomo, trenowanie z lepszymi dziewczynami, na wyższym poziomie, zawsze zostawia ślad. Może nie grałam jakoś dużo, ale szanse doceniam. Nie ma co kręcić nosem, marudzić. Najważniejsze, że w trakcie meczu, który decydował o brązowym medalu, byłam na parkiecie. Dla mnie ten sezon to naprawdę jeden wielki sukces. W ogóle udowodniłyśmy, że nie nazwiska, ale zespołowość i waleczność decydują o wyniku.

- Po kontuzji Sylwii Wojcieskiej próbowana była Pani na środku.
- Kiedyś, jeszcze w rozgrywkach juniorskich, grałam właśnie jako środkowa, więc w poprzednim klubach, gdy była podobna sytuacja, trenerzy też automatycznie mnie przestawiali. Ciężko było i trenować na środku, i grać na prawym, ale udało się. Jestem zadowolona, że obyło się bez większych wpadek i kontuzji.

- W przeszłości opowiadała Pani, że chciałaby kiedyś zagrać z Małgorzatą Glinką. W jakimś sensie się udało.
- To wspaniałe uczucie widzieć po drugiej stronie siatki zawodniczki, które wcześniej oglądało się tylko w telewizji i czytało o nich w gazetach. Wszystko jeszcze przede mną, a właśnie takie siatkarki to dowód dla młodych zawodniczek, że ciężka praca się opłaca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski