Ciężko chora pacjentka z Kościerzyny musiała jechać na testy w kierunku COVID-19 do Trójmiasta. Prezesi szpitali zdziwieni

Stan pani Jadwigi, cierpiącej na rozsianą postać nowotworu, jest poważny. Pod koniec listopada lekarz z Kościerzyny uznał, że nie pozwala on na podanie chemii w warunkach ambulatoryjnych w pobliżu domu i skierował pacjentkę do Gdyńskiego Centrum Onkologii w szpitalu Morskim w Redłowie.

W sekretariacie Oddziału Onkologii Klinicznej redłowskiego szpitala pan Eugeniusz, mąż pacjentki usłyszał, że przed przyjęciem żona musi zrobić wymaz na COVID-19. Warunek jest jeden - badanie można przeprowadzić tylko we wskazanych przez szpital punktach w Trójmieście. A to oznacza prawie 150-kilometrową podróż w obie strony.

- Powiedziano mi, że szpital w Redłowie nie ma umowy z Kościerzyną i nie można tego przeskoczyć - mówi pan Eugeniusz, mąż pacjentki.- Musiałem bardzo chorą żonę wieźć do Sopotu, do Ergo Areny. Nie mogłem początkowo znaleźć kontenera. Dopiero inna pacjentka pokazała, gdzie to jest. Kolejka była długa, ale kiedy czekający zobaczyli żonę, wpuścili ją poza kolejnością. Nie było tam jednak żadnej możliwości załatwienia się, żona miała kłopoty. Wróciliśmy w korkach do Kościerzyny.

Dwa dni później pani Jadwiga z negatywnym wynikiem testu trafiła do szpitala. Przeszła pierwszą chemioterapię, kolejny termin wyznaczono na 29 grudnia. I znów kazano pani Jadwidze zrobić wcześniejsze testy w Trójmieście. - Kiedy poprosiłem, by nie męczono dodatkowo żony podróżami, lekarze kierowali mnie do sekretariatu, twierdząc, że to sprawa między prezesami szpitali w Kościerzynie i w Redłowie - wspomina mąż pacjentki. - Zadzwoniłem do sekretariatu onkologii z pytaniem, czy skoro jest zaplanowana wizyta na wtorek po świętach, to znów muszę dwa razy jechać do Gdyni? Od pan sekretarek słyszałem, że z Kościerzyną nie mają umowy. I tego nie przeskoczą. Nie rozumiem - czy gdyby jakaś osoba ze Szczecina miała być leczona w szpitalu w Warszawie, to czy dwa dni wcześniej musiałaby jechać do stolicy na wymaz?

Według dr. Tadeusza Jędrzejczyka, dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego, nadzorującego pomorskie szpitale marszałkowskie, musiało dojść do nieporozumienia. - Może mąż pacjentki dostał niewłaściwą informację? - zastanawia się dr Jędrzejczyk. - Jak sądzę sprawa jest do rozwiązania, Kościerzyna mogłaby rozliczyć się z Gdynią za pacjenta i to wszystko.

- Każdy pacjent przed hospitalizacją może mieć wykonany test - twierdzi Arkadiusz Błaszczyk, koordynator ds Covid-19 przy Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie. - Gdyńskie Centrum Onkologii jeszcze na początku epidemii zawarło z nami umowę na wykonywanie testów. Jeśli takie historie, jak opisywana przez panią sprawa pacjentki z Kościerzyny się zdarzają, jest to trochę nieludzkie.

Również prezesi obu szpitali ze zdziwieniem mówią, że to żaden kłopot przedstawić badania wykonane w innym mieście. - Będziemy w przyszłym tygodniu sprawdzać, dlaczego pacjentce wydano w GCO takie zalecenia - informuje Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka Szpitali Pomorskich. - Na razie mogę zadeklarować, że w poniedziałek skontaktujemy się z panem Eugeniuszem w sprawie wystawienia skierowania na wykonanie testów żony w Kościerzynie przed przyjęciem do gdyńskiego szpitala.

- Zapraszam pacjentkę do naszego punktu pod SOR w Kościerzynie w niedzielę, 27 grudnia między godziną 12 a 17 ze skierowaniem - dodaje Arkadiusz Błaszczyk.