Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężko żyć po ludzku, kiedy dom jest ciemną, zawilgoconą norą [WIDEO]

Marcin Banasik
Marcin Banasik
Od kilku lat mieszkają w piwnicy. Razem z Miśkiem i Smoluszką starają się nie tracić nadziei, że kiedyś opuszczą to miejsce. Waldemar chciałby, żeby jego partnerka znów mogła chodzić. Grażyna marzy o normalnych czterech kątach. Odłożyli już parę groszy, teraz szukają używanej przyczepy kempingowej.

Światło wpada tu jedynie przez brudną szybę wetkniętą w dziurę w grubej ścianie. Za ramy okna robią szmaty wciśnięte między szybę a cegły, tak żeby ciepło nie uciekało. Po prawej stronie kilkumetrowego pomieszczenia stoi żeliwny piecyk. Nad nim sznurek z przewieszoną stertą ubrań. Na gołych ścianach powieszone są dywany. Pod sufitem wisi folia z przyczepionym od spodu paskiem z diodowymi światełkami.

Autor: Marcin Banasik

Pod oknem stoi szafka, obok kilka innych mebli zebranych z okolicznych wystawek. Po łóżkiem leży skrzynka wyścielona starą kurtką, na której śpi suczka Smoluszka. Imię dostała tuż po tym, jak przyszła na świat. - Była tak czarna, jakby ją ktoś sadzą wymazał - mówi jej właściciel.

Wszystko jest tak urządzone, żeby przypominało pokój w mieszkaniu. To jednak trudne, kiedy żyje się w ciemnej, zawilgoconej piwnicy. Ponad 50 lat temu ktoś rozpoczął budowę domu, ale skończył na piwnicy. Przez lata teren przy ul. Zygmunta Glogera na Prądniku Białym był miejscem, gdzie spotykali się menele. Okoliczni mieszkańcy traktowali budowę jak śmietnik. Pełno tu worków, zepsutych sprzętów i gruzu. Z daleka piwnica przypomina bunkier ukryty w zaroślach. O tym, że w środku żyją ludzie, świadczą jedynie sznurki rozciągnięte między drzewami, a na nich stare kurtki.

Grażyna i Waldemar mają po 60 lat. Kiedy obracają twarze do „okna”, dokładnie widać ich twarze - pomarszczone, zmęczone życiem. Szykując się do zdjęcia, kobieta przypatruje się Waldemarowi. - Mogłeś się jednak ogolić - rzuca Grażyna, po czym na twarzach obojga pojawia się uśmiech.

20 lat temu nic nie zapowiadało, że skończą w piwnicy. Oboje żyli w mieszkaniach z przydziału w Nowej Hucie. On na osiedlu Hutniczym, ona na Stalowym. - Straciłem pracę, przestałem płacić czynsz, potem była eksmisja - tak w skrócie opisuje swoją historię Waldemar.

Grażyna uśmiecha się na wspomnienie 70-metrowego mieszkania. Sytuacja życiowa zmusiła ją do tego, że musiała je wynająć. - Pech chciał, że wpuściłam tam Cyganów. Do dzisiaj nie dostałam ani grosza z wynajmu. Historia tak się niefortunnie potoczyła, że wymeldowałam się z mieszkania i dzisiaj są bardzo małe szanse na odzyskanie lokalu - opowiada 60-latka.

Oboje przyznają, że popełnili w życiu kilka błędów, które zaważyły na ich losie. - Niestety, nie mieliśmy nikogo, kto mógłby nam doradzić lub ostrzec przed złymi decyzjami - przyznaje Waldemar.

Grażyna przez lata nadużywała alkoholu. Opamiętanie przyszło pięć lat temu, kiedy okazało się, że dalsze picie oznacza wózek inwalidzki do końca życia. Po tym, jak oboje stracili mieszkania, zadomowili się w opuszczonych altanach w ogródkach działkowych, obok miejsca, gdzie dzisiaj stoi Biedronka. - Pojawił się nowy właściciel działek, który zrównał teren z ziemią. Musieliśmy się wynieść. Na szczęście okazało się, że po drugiej stronie ulicy jest opuszczona piwnica - wspomina Waldemar.

Oboje znali się z widzenia kilkadziesiąt lat, ale razem są od około 14 lat. - Handlowałam wtedy owocami i warzywami przy ul. Opolskiej. Zauważyłam Waldka i zapytałam, co tutaj robi. I tak już zostało - mówi Grażyna.

Kobieta ma chore nogi. Może wstać, ale samodzielnie nie potrafi chodzić. Leży więc głównie na łóżku ze Smoluszką i Miśkiem, drugim ich psem. Bezdomni utrzymują się głównie z 480 zł miesięcznie z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i 150 zł z zasiłku pielęgnacyjnego.

Waldemar dorabia, sprzątając parkingi na pobliskich osiedlach i zagracone piwnice lokatorów. - Łapię się wszystkiego, co może przynieść kilka groszy - zapewnia.

60-latek troszczy się, aby jego kobieta miała jak w domu. Jest mały telewizor i radio. Prąd czerpią z akumulatora samochodowego. - Kiedy był nowy, prądu starczało na tydzień. Teraz musimy go ładować już po czterech dniach- tłumaczy Waldemar.

Mieszkańcy piwnicy twierdzą, że nie mają dużych wymagań. Nie wierzą już w to, że dostaną mieszkanie. - Ja chcę tylko, żeby Grażynka znów mogła chodzić. Jest to możliwe, ale potrzebna jest rehabilitacja - podkreśla.

Kobieta natomiast marzy o wydostaniu się z piwnicy. - Odłożyliśmy 1,5 tys. zł na przyczepę kempingową. Już zaplanowaliśmy, jak ją urządzić, żeby można było mieszkać tam cały rok - zapewnia Grażyna.

Oboje mają nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto dysponuje taką przyczepą i będą mogli ją odkupić.

Nie wyobrażają sobie życia bez swoich psów. Tolerują nawet problemy, które stwarzają czworonogi. Waldemar rozłożył kilka warstw folii na dachu, żeby woda nie przeciekała do ich pokoju. Misiek lubi jednak chodzić po stropie i drapać pazurami izolację. Potem jak pada, wzdłuż pęknięć leje się woda.

Problemy stwarza też Smoluszka. - Wcześniej było tu przytulnie, bo ściany wyłożyliśmy płytami pilśniowymi i słomiankami. Kiedy wychodziliśmy, suczka drapała i ściągała wszystko, co tylko wpadło jej pod łapy - opowiada Grażyna, pokazując na mocno obgryzioną futrynę drzwi.

Teraz, zanim wyjdą z piwnicy, wcześniej muszą przez godzinę chować wszystko do szafek, bo nie mają serca wyganiać suczki na zewnątrz.

Dlaczego w czasie zimy nie przeniosą się do noclegowni. Grażyna miała nawet propozycję zakwaterowania w domu opieki społecznej. Odpowiedź na takie pytania zawsze mają jedną. - A co z naszymi psami?

***

Mieszkańcy piwnicy przy ul. Glogera mogą liczyć na pomoc ludzi dobrego serca. Wśród nich jest pani Katarzyna z mężem.

- Serce mi pęka, kiedy widzę, jak pan Waldemar i pani Grażyna walczą o godne życie - mówi mieszkanka Białego Prądnika. Kobieta razem z mężem postanowiła pomóc potrzebującym. Przynoszą im opał na zimę, ubrania, żywność i wszystko, co trzeba, żeby pokój w piwnicy choć trochę przypominał normalne mieszkanie. Pani Katarzyna podkreśla poświęcenie pana Waldemara dla chorej partnerki. - Opiekuje się nią, jak tylko może. To piękny przykład miłości, która trwa mimo tylu przeciwności losu.

Małgorzata Kurdybacz, kierownik działu pomocy bezdomnym krakowskiego MOPS, zapewnia, że na panią Grażyna cały czas czeka miejsce w domu opieki społecznej.

- Nasza podopieczna regularnie jest odwiedzana przez pracownika MOPS. Musi jednak pamiętać, że choroba, która ją dotknęła, postępuje. Największe szanse na jej zahamowanie miałaby w ośrodku pod stałą opieką lekarza - twierdzi Małgorzata Kurdybacz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski