Who is who: Edward "Jaguarrr" Grynkiewicz
Prima aprilis? Nie! Didżej Jaguarrr, a właściwie Edward Grynkiewicz, ma 28 lat i urodził się w Mińsku na Białorusi, gdzie ukończył studia medyczne. Za dnia pracuje w szpitalu w Oświęcimiu. - Można mnie spotkać na oddziale ratunkowym, gdzie na marginesie mówiąc, czasami trafiają "niegrzeczni" klubowicze po lub w trakcie imprezy - opowiada z uśmiechem Jaguarrr. Nocą pojawia się w Krakowie, gdzie zdejmuje biały kitel i przywdziewa szaty didżeja. Znacie go pewnie z takich imprez jak "Fiesta Brasil" (Rdza) czy jego ostatniego projektu "Pre- party" (Prozak/Shakers).
Studia ukończył na Białorusi, a w Polsce... - Odbyłem staż podyplomowy oraz często brałem udział w konferencjach naukowych i szkołach letnich. Granie i organizacja imprez były jednocześnie pasją oraz sposobem na życie. Moje dwie role doskonale się uzupełniają. W życiu didżeja zawsze są wzloty i upadki. Natchnienie nie przebywa z artystą permanentnie, dlatego dobrze mieć inne zajęcie, żeby na okres twórczej depresji przełączyć się na coś innego, a nie szukać zbawienia w narkotykach lub alkoholu - opowiada Jaguarrr.
Jaguarrr to niezwykle pozytywna osobowość. - Bywało że kilka razy musiałem zrezygnować z grania na imprezie, by wziąć dyżur w szpitalu - opowiada. Jego projekt "Pre-party" - czyli imprezy poprzedzającej nocne szaleństwa - powoli zaczyna się rozkręcać. - Nie ukrywam, że udało się ruszyć z martwego punktu. W sprawach promocji projektu pomaga mi legendarny Steko, czyli znany w Krakowie od wielu lat promotor i organizator wydarzeń życia klubowego. Coraz więcej ludzi ma świadomość, że impreza nie zaczyna się w mieszkaniu u znajomych od dużej ilości taniego alkoholu lecz w klubie w miłej atmosferze, przy stonowanej muzyce, dzięki czemu można porozmawiać - tłumaczy Jaguarrr.
Na temat clubbingu mówi szczerze i bezkompromisowo. - W ostatnich 2-3 latach mocno podupadł. Wcześniej każdy klub miał swoją twarz. Lokale różniły się stylistycznie i muzycznie. Globalizacja z jednej strony, chciwość i pazerność właścicieli z drugiej w sposób rażący zmieniły ten stan. Zauważyłem jeszcze jeden bardzo niebezpieczny trend. Właściciele klubów lawinowo zastępują menadżerów muzycznych didżejami-rezydentami. Tłumaczą to "oszczędzaniem na etatach". Na dłuższą metę jest to bardzo szkodliwe dla zjawiska clubbingu, gdyż daje pole do korupcji w kwestii rezerwacji didżejów, którzy bookują się nawzajem w zarządzanych przez siebie klubach. W efekcie doprowadza to do ujednolicenia sfery muzycznej Krakowa i obniża poziom poprzez blokadę dostępu do sceny ludziom spoza układów. Slangowo mówi się na to "booking za booking". Wystarczy tylko spojrzeć na afisze imprez. To co jeszcze trzy lata temu było nie do pomyślenia, dzisiaj jest codziennością. Cóż, takie widać kryzysowe czasy.
Szymon J. Wróbel
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?