Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cmentarna lekcja

Redakcja
Tolerancję oraz ducha równości, bez względu na wyznanie i narodowość, widać w przemyskiej nekropolii na każdym kroku

Waldemar Bałda

Waldemar Bałda

Tolerancję oraz ducha równości, bez względu na wyznanie i narodowość, widać w przemyskiej nekropolii na każdym kroku

   Przemyśl uczy pokory - a przemyskie cmentarze uczą tolerancji. Nigdzie indziej nie ma takiego przemieszania szczątków przedstawicieli różnych nacji, różnych stanów; nigdzie indziej nie ma równie rozległego i pięknego kompleksu cmentarnego - ale też nigdzie indziej w tej samej ziemi nie spoczywają prochy aż tak wielu ludów. Jak uczą dzieje tego miasta, z racji położenia w Bramie Przemyskiej od niepamiętnych czasów narażonego na agresje, bronionego i zdobywanego, wojowali tam, ginęli i zostawali na zawsze Pieczyngowie, Rusini, Wołosi, Węgrzy, Kozacy, Tatarzy, Szwedzi, Rosjanie, Austriacy...

Na Zniesieniu

   W połowie XIX wieku na zboczu wzgórza Zniesienie - nazwę nosi ponoć na pamiątkę rozbicia, czyli "zniesienia" czambułu tatarskiego w XVI stuleciu - rozpoczęto zakładanie wpierw parafialnej, wkrótce potem już miejskiej nekropolii. Cmentarz - zwany dziś Głównym - rozrastał się w dobrym czasie. Na przełomie XIX i XX wieku w cywilizowanej Europie modne były cmentarze-ogrody, zaś sztuka sepulkralna wchodziła w bodaj najświetniejszy okres. Przemyśl był w owym czasie miastem wprawdzie prowincjonalnym, ale bynajmniej nie zaściankowym. Połączony koleją żelazną z dwoma centrami życia politycznego i kulturalnego Galicji, Krakowem i pobliskim Lwowem, z racji stacjonowania licznej załogi twierdzy zamieszkany przez reprezentantów wszystkich narodów monarchii austro-węgierskiej, z dawien dawna - świetnie rozkwitał.
   Dowodem są nader liczne pomniki nagrobne, pochodzące z warsztatów rzeźbiarskich Przemyśla, Lwowa, Krakowa, Wiednia, Bielska, Opawy, Śląska. Reprezentujące niejednokrotnie wysoki poziom artystyczny, są jednak przede wszystkim potwierdzeniem wielonarodowego charakteru miasta - i panującej w nim tolerancji.

Zrównani

   Tę tolerancję, tego ducha równości bez względu na wyznanie i narodowość, widać na każdym kroku. I w poczesnym miejscu, pod centralną kaplicą, gdzie spoczywają obok siebie biskupi łacińscy oraz obrządku greckiego. I w innych zakątkach starej części nekropolii, gdzie bez większego trudu można natrafić na takie na przykład epitafium: "Herr Anton Toft. Oberlehrer der k.u.k. Militaervolkschule. Besitzer des goldenen Verdienstkreuzes. 1866-1909" - albo nagrobek pastora Stefana Volfa oznaczony dopiskiem "aus Danemark" - albo wygrawerowaną w języku ukraińskim tabliczkę informującą, że we wspólnym grobie zostali pochowani Czyczkewyczowie: Andrij (1825-1915), profesor ukraińskiego gimnazjum, Kławdija (1858-1928), wdowa po parochu, i Stepan (1891-1936), porucznik austriackiej artylerii, starszyna Ukraińskiej Halickiej Armii, muzyk.

Pojednani

   Cmentarz Główny był pierwotnie przeznaczony dla wszystkich - bez różnicy wynikającej z urodzenia, pochodzenia, profesji i zasług. Nie wyznaczano oddzielnych kwater dla Polaków, Ukraińców, Austriaków, Węgrów, Niemców, Czechów czy Słowaków, nie separowano oficerów od ludności cywilnej. Dlatego na tym samym stoku leżą i kapitan obrony krajowej Emil Kreyczi, i powstaniec z 1831, więzień stanu z 1846, powstaniec z 1863 Wincenty Longchamps de Berier, i kapitan Emil von Buffa-Castell'alto Lielienberg, i c.k. porucznik Adolf Wagner, i kawaler Orderu Żelaznej Korony, generał Maciej Maruniak Piskorski. Czas, gdy wojskowi chowani byli na osobnych obszarach, miał dopiero nadejść.
   Już w trakcie krwawych walk o Twierdzę Przemyśl zakładano zbiorowe cmentarze. Dla przemyślan, przyzwyczajonych do celebrowania pogrzebów, do oddawania namaszczonego hołdu zmarłym, do osobnych, podkreślających indywidualność nieżyjącego grobów, był to szok: poległych chowano w zbiorowych mogiłach. Jedyny porządek, jaki przy tym zachowywano, dotyczył narodowości zabitych w walkach: Austriaków i Węgrów grzebano na rozległej łące powyżej cmentarza Głównego, nad drogą forteczną, Niemców - tuż obok, Rosjan zaś - w sąsiedztwie Niemców. Dla niezidentyfikowanych żołnierzy przeznaczono obszar pomiędzy granicą cmentarza miejskiego a brukowaną kocimi łbami drogą.
   Trzy sąsiadujące z sobą cmentarze różnią się zasadniczo. Niemcom wzniesiono jeszcze w czasie wojny iście teutońskie mauzoleum, otoczone białym murem, ze stalowymi wrotami opatrzonymi orłami cesarskimi i napisem na bramie "Deutschlands Heldensoehne" - i dlatego ich groby nigdy nie zostały zatarte. Czas obszedł się mniej litościwie z mogiłami Rosjan, Austriaków i Węgrów - uporządkowano je dopiero w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego stulecia, kiedy odtworzono pierwotny układ mogił na cmentarzu niezidentyfikowanych ofiar wojny, kiedy uporządkowano część austro-węgierską, znacząc zbiorowe kwatery symbolicznymi krzyżami z czarnego marmuru i tablicą pamiątkową, kiedy obok niemieckiego mauzoleum ustawiono dwa prawosławne krzyże, płaskorzeźbiony wizerunek Chrystusa i tablicę informującą, że w ziemi tej spoczywa 9000 żołnierzy rosyjskich poległych w latach 1914-1915.

Wojsko i pamięć

   W latach międzywojennych wydzielono część cmentarza austro-węgierskiego z przeznaczeniem na cmentarz wojskowy. Jego główny element kompozycyjny, Grób Nieznanego Żołnierza, poświęcono w 1925 r. - dlatego też spoczywają tam wojskowi zmarli w latach pokoju.
   Ta część nekropolii w miarę upływu czasu zmieniała charakter. Obok równych rzędów indywidualnych mogił, znaczonych jednakowymi krzyżami maltańskimi, powstały nowe kwatery - podobnie uporządkowane. W osobnej pogrzebano żołnierzy polskich, poległych w II wojnie światowej, w osobnej - poległych w walkach z Ukraińską Powstańczą Armią, w osobnej - wydzielonej stosunkowo niedawno - spoczywają weterani Armii Krajowej. Oddzielną zbiorową mogiłę, oznaczoną obeliskiem, mają czerwonoarmiści, którzy padli w bojach w latach 1944-1945.
   Cmentarz Wojskowy stał się w ostatnich latach swoistym panteonem pamięci o rodakach, prześladowanych i mordowanych na Kresach Wschodnich.

Ziemia dla wszystkich

   Pomniki te nie znaczą jednak, by to, co kiedyś decydowało o urodzie Przemyśla - miasta wielonarodowego i wielokulturowego - zostało zastąpione ksenofobią. Zaprzeczeniem takiej opinii mogą być krótkie dzieje dwóch innych cmentarzy wojennych: ukraińskiego i niemieckiego.
   Ten pierwszy, oddalony nieco od kompleksu, rozrosłego wokół cmentarza Głównego, powstał około 1920 roku, kiedy w obozie internowanych jeńców ukraińskich w Pikulicach wybuchały częste w takich zbiorowościach epidemie, gdy nakładało się na nie niedożywienie. Początkowo zmarłych strzelców siczowych grzebano na przyobozowych polach - jednak na żądanie ludności wiejskiej władze wojskowe wyznaczyły na miejsce pochówków teren wysadzonej w powietrze prochowni fortecznej, na którym już w trakcie oblężenia grzebano poległych. W 1924 r. na cmentarz ten przywieziono szczątki wydobyte z ekshumowanych prowizorycznych grobów i złożono je w pięciu zbiorowych mogiłach. Pomiędzy nimi usypano symboliczny kurhan, na szczycie którego stanął wyniosły żelazny krzyż, zaprojektowany przez malarkę i rzeźbiarkę ze Lwowa Ołenę Kulczycką.
   Po II wojnie światowej nie było warunków do zadbania o tę nekropolię - i popadła w zaniedbanie. Na przełomie lat 80. i 90. minionego wieku, staraniem ukraińskiej społeczności, cmentarz został jednak uporządkowany - zrekonstruowano nawet wtedy we Lwowie krzyż. Cztery lata temu za kurhanem pochowano w dwóch wspólnych grobach szczątki partyzantów Ukraińskiej Powstańczej Armii, poległych w latach 1946-1947, ekshumowane z mogił w Birczy i Lisznej. Przemyska ziemia przygarnęła ich - choć nie obyło się wtedy bez protestów i sprzeciwów...
   Podobnie było pięć lat wcześniej, kiedy na południowym stoku Zniesienia, w sąsiedztwie kwatery przeznaczonej ongiś dla zmarłych nagłą lub nienaturalną śmiercią - dla których, wedle przepisów kościelnych, nie było miejsca na poświęconej ziemi - zaczęto urządzać cmentarz około 4000 żołnierzy Wehrmachtu, ekshumowanych z różnych miejscowości południowo-wschodniej Polski. Cmentarz dzieli się na sześć kwater, u szczytu których widnieje obelisk w kształcie krzyża. Po obu jego stronach ciągną się ułożone w równym ordynku kamienne tablice z wypisanymi nazwiskami zidentyfikowanych żołnierzy. Można znaleźć wśród nich i takie o słowiańskim brzmieniu: Ewald Baranowski, Franz Bogdan, Ferdinand Dworski...

U siebie

   Kwatery wojenne i wojskowe flankują niejako cmentarz Główny, otaczając go półkoliście, jakby chroniły wiecznego snu zmarłych przemyślan - on sam zaś otacza ściśle kirkut, osobną nekropolię ludności żydowskiej, nieodseparowaną jednak od innych cmentarzy, bo położoną przecież w ich najbliższym sąsiedztwie. Są więc u siebie, na swojej ziemi, ale i w układzie, jaki znali za życia: w pobliżu katolików, prawosławnych i ewangelików, z którymi przez lata przecież byli za pan brat.
   Na cmentarzu Żydowskim przetrwało do dziś, na szczęście, około 300 historycznych macew. Lata zaniedbań, brak użytkowników, a na dodatek właściwości piaskowca, z którego wykonano większość nagrobków, spowodowały, że większość zachowała się w fatalnym stanie.
   W nekropolii tej są jednak także widoczne ślady roli, jaką społeczność żydowska odgrywała w życiu Przemyśla. O najwybitniejszym jej przedstawicielu przypomina symboliczny nagrobek: dr. Hermana Liebermana (1869-1941), podpułkownika Wojska Polskiego, przywódcy PPS, posła miasta Przemyśla w latach 1907-1932, obrońcy więźniów politycznych, więźnia brzeskiego, wiceprezesa Rady Narodowej w Paryżu, ministra sprawiedliwości rządu emigracyjnego, spoczywającego na cmentarzu Highate w Londynie.
   Cmentarz Żydowski jest w ogóle jednym wielkim symbolem losów tej społeczności: w jednej jego części wznoszą się macewy z dawnych, bezpiecznych lat XIX i początków XX wieku, w innej - nagrobki, wzorowane na takich, jakie stawiano na grobach zamożnych i zasłużonych gojów (np. wykuty z czarnego granitu pomnik Sary Rifki Gans, 1838-1917), jeszcze w innym miejscu - masowe mogiły ofiar egzekucji hitlerowskich w latach 1939-1944, zaś w pobliżu bramy wejściowej - groby tych, którzy przetrwali Holocaust i dożyli swoich dni w Przemyślu, stojąc jakby na straży pamięci wymordowanych ziomków. Bodaj ostatni taki pomnik znaczy miejsce spoczynku Izraela-Arona Fussa, syna Dawida, urodzonego w 1919 r., zmarłego w 1978...

Dziedziczona mądrość

   Dzieje Przemyśla - najeżdżanego, niszczonego, obleganego, zdobywanego i bronionego - powinny uczyć pokory, a przemyskie cmentarze - tolerancji i zrozumienia dla odmienności. To prawda, że śmierć jest dla wszystkich jednakowa, ale aby śmierć nie dzieliła - trzeba mądrości. Umieli się nią wykazać przodkowie dzisiejszych obywateli tego miasta, dla których nie było problemem pogrzebanie zwłok bliskiego obok grobu, kryjącego szczątki kogoś z innej nacji, innej wiary - ale potrafią to i współcześni. Pozwolili przecież, żeby przemyska ziemia przygarnęła niechcianych tam, gdzie padli, Ukraińców z UPA i Niemców z Wehrmachtu...
   To dobrze; to bardzo dobrze. I niechby tak już na zawsze zostało. Jak pieczęć: że ten Przemyśl był dla wielu ojczyzną, ich miastem. I jak przestroga: że dla licznych, którzy wbrew bliźnim chcieli go zawłaszczyć, bywał ostatnim widokiem z tego świata...

   Serdecznie dziękuję Pani Irenie Zając, autorce pięknej, świeżo wydanej książki "Aleje pamięci. Przemyskie cmentarze", i współautorce opublikowanego przed 23 laty przewodnika "Cmentarze przemyskie", za podzielenie się wiedzą o nekropoliach jej miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski