Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co będzie dalej z kolejką linową na Kasprowy

Marek Lubaś-Harny
Kolejka na Kasprowy Wierch została wyremontowana w 2008 roku. Już wtedy wielu podejrzewało, że zostanie sprzedana
Kolejka na Kasprowy Wierch została wyremontowana w 2008 roku. Już wtedy wielu podejrzewało, że zostanie sprzedana Łukasz Bobek
Tatry. PiS zapowiadał w kampanii, że będzie dążył do odkupienia kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Przejęły ją Polskie Koleje Górskie, których głównym właścicielem jest spółka z Luksemburga.

Wiele wskazuje na to, że wraz z powołaniem nowego rządu odżyje sprawa własności Polskich Kolei Linowych, a przede wszystkim „skarbu narodowego” w postaci kolejki na Kasprowy Wierch. Nie wszyscy przecież pogodzili się z faktem jej sprzedaży w obce ręce. Najlepszy dowód, że zaledwie przed kilkoma tygodniami jej odzyskanie dla Polski zapowiedział nie kto inny, tylko prezes partii, która niedługo później wygrała wybory, zapewne między innymi za przyczyną takich obietnic. W październiku Jarosław Kaczyński powiedział w Zakopanem: - Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość powoła rząd, to użyjemy wszystkich możliwości prawnych, aby kolejka była w polskich rękach. To część naszej historycznej własności i dorobku II Rzeczypospolitej. Powinna być w polskich rękach.

Słowo się więc rzekło. Ale jak to wykonać?

Państwowe nie znaczy złe

Powołanie się przy tej okazji na tradycje II RP to nie tylko chwyt retoryczny. To także przypomnienie, że w czasach odbudowy polskiej państwowości własność państwowa nie tylko istniała, ale mogła też dobrze funkcjonować. Zaś sama budowa kolejki to przykład sprawności inwestycyjnej, na którym i dziś można by się uczyć. I co tu kryć, zadecydowały o tym powiązania ówczesnego „lobby narciarskiego” z władzą państwową.

Większą siłę przebicia niż przeciwnicy miał główny zwolennik budowy kolejki, wiceminister komunikacji Aleksander Bobkowski, entuzjasta narciarstwa. Zapewne swoją rolę odegrał także fakt, że był on zięciem prezydenta Mościckiego.

Sposób przeforsowania tej inwestycji może więc budzić wątpliwości, co nie zmienia faktu, że realizacja była imponująca. Budowa, jak wiemy, trwała zaledwie siedem miesięcy, w tym także zimowych, przy trzaskających mrozach i w śnieżnych zamieciach. Samo zaprojektowanie kolei w tak trudnych górskich warunkach, w terenie wcześniej nieznanym, bez komputerów i zdjęć satelitarnych, było nie lada wyczynem. Na podziw zasługuje też organizacja pracy rzeszy robotników, których liczba w trakcie budowy rosła od stu do tysiąca, aż pod Tatrami zaczęło brakować rąk do pracy. Pierwsza jazda z pasażerami odbyła się zgodnie z planem 15 marca 1936 roku.

Pierwsze podchody

Od 80. bez mała lat jest ona niezłym interesem. Nic więc dziwnego, że wraz z nastaniem w Polsce kapitalizmu zaczęły się energiczne starania, aby wydusić z niej jeszcze więcej. Za modernizacją przemawiały zresztą nie tylko względy biznesowe. Jedna z najnowocześniejszych ongiś kolejek górskich, w latach 90. XX wieku była już zabytkiem techniki. Ekolodzy byli oczywiście przeciw. Modernizacji domagali się natomiast nie tylko narciarze, ale i podhalańscy samorządowcy, na czele z ówczesnym burmistrzem Zakopanego Piotrem Bąkiem.

Sprawa ruszyła z miejsca, kiedy na czele rządu stanął jeżdżący na nartach premier Kazimierz Marcinkiewicz. Przebudowa kolei trwała tylko niewiele dłużej niż jej budowa 70 lat wcześniej i 18 stycznia 2008 roku prezydent Lech Kaczyński dokonał uroczystego otwarcia, a kardynał Stanisław Dziwisz pokropił nowe wagony.

Co niektórzy już wtedy podejrzewali, że modernizacja jest wstępem do prywatyzacji i zgadywali, kto się na tym ma obłowić. Tym bardziej że i wcześniej byli prywatni chętni do kupna kolejki. M.in. Jan Kunczyński, biznesmen polsko-amerykański, który w Newadzie miał firmę Yan Lifts, produkującą kolejki krzesełkowe, a w Zakopanem dom. Już na początku lat 90. deklarował on chęć zbudowania na Kasprowym ośrodka klasy międzynarodowej, jednak żądał gwarancji. Proponował, że wykupi nie tylko kolejkę, ale stoki narciarskie.

Krótko mówiąc, chciał zostać właścicielem całej góry i jej podnóży po polskiej stronie. Oznaczałoby to rozparcelowanie Tatrzańskiego Parku Narodowego na dwie oddzielone od siebie części, a więc praktycznie jego koniec. Na to zgody nie było.

Czy my dziady?

Kiedy zaledwie rok po zakończeniu modernizacji kolejki PKP ogłosiły decyzję o sprzedaży PKL, niejeden w Zakopanem miał prawo zakrzyknąć: A nie mówiłem? Najpierw zainwestowali ciężkie państwowe pieniądze, żeby ten złom przystosować do współczesnych standardów, a teraz sprzedadzą nie wiadomo komu za parę groszy. Protesty ogarnęły całe Podhale.

Burza przybrała na sile, kie dy najpoważniejszą ofertę złożyli Słowacy ze spółki Tatry Mountain Resorts. Mimo wielokrotnych przyjaznych deklaracji z ich strony, nie cichły głosy, że chcą kupić PKL, żeby wykończyć polską konkurencję. A ludzie dalecy od spiskowych teorii byli przeciwni z pobudek, można powiedzieć, patriotycznych. Prezeska Federacji Obrony Podhala Józefa Chromik nie kryła emocji: - Dla mnie to jest zły pomysł. Na litość boską! Słowacy mają zabierać nasze dziedzictwo? To jest oburzające. (…) Ja nawet nie chcę myśleć, że to mogłoby nie pozostać w rękach Polaków.

Rząd i PKP jednak nadal parli bezwzględnie do sprzedaży, co było jednoznacznie odbierane jako chęć załatania dziury powstałej w wyniku strat poniesionych na innej działalności. Pytano, jaki ma sens sprzedawanie jednej z niewielu kolejowych spółek przynoszących regularnie zyski. Pojawiły się koncepcje prywatyzacji pozornej, w postaci przejęcia PKL-u przez inne podmioty będące własnością państwa, na przykład Tatrzański Park Narodowy czy Lasy Państwowe. Wreszcie poseł Andrzej Gut-Mostowy proponował rozwiązanie salomonowe: Jeśli już prywatyzacja jest konieczna, bo rząd potrzebuje pieniędzy, najbardziej korzystne byłoby przekazanie kolei samorządom.

Pomysł ten, podzielany przez wielu działaczy samorządowych, obudził na nowo nadzieje górali i miłośników Tatr na ocalenie „skarbu narodowego” przed oddaniem w „obce ręce”. A jak to się skończyło, wszyscy pamiętamy. Spółka Polskie Koleje Górskie została niby zawiązana przez cztery podtatrzań-skie gminy, ale kiedy dym opadł, przekonaliśmy się, że w rzeczywistości kolejki zostały kupione przez międzynarodowy fundusz inwestycyjny Mid Europa Partners, znany w Polsce do tej pory głównie jako właściciel sieci sklepów „Żabka”. A wspomniani wyżej krytykanci sprzedaży „skarbu” za „grosze” mieli trochę satysfakcji. Podano oficjalnie, że kupujący zapłacił 215 milionów złotych za cały majątek PKL (Kasprowy, Gubałówka, Góra Parkowa w Krynicy, Palenica w Szczawnicy, Zawoja, Jaworzyna Krynicka, Góra Żar w Międzybrodziu Żywieckim). Tymczasem sama zakończona rok wcześniej modernizacja kolejki na Kasprowy kosztowała, według dostępnych informacji, co najmniej 60 milionów.

Odkupić? Za ile?

Co prawda przedstawiciele zainteresowanych samorządów zapewniali buńczucznie, że w spółce Polskie Koleje Górskie „nic o nas bez nas”, jednak od początku nie brzmiało to przekonująco. Jak niby mają kontrolować spółkę, skoro, jak ujawnili mediom, nie mają nawet pełnego dostępu do umowy kupna-sprzedaży? Pytanie też, jaki wpływ mieli włodarze Zakopanego, Bukowiny Tatrzańskiej, Kościeliska i Poronina na to, że kontrolę nad PKG przejęła nieznana szerzej (bo nie ma być z czego znana) spółka Altura z siedzibą w Luksemburgu, uważanym za europejski raj podatkowy? Jakie było ich stanowisko w sprawie roszczeń tej spółki do gruntów pod kolejką oraz w Dolinach Gąsienicowej i Goryczkowej?

Wątpliwości byłoby zapewne znacznie mniej, gdyby nowy właściciel pokazał, że pod jego rządami kolejki na Kasprowy i Gubałówkę będą lepiej niż do tej pory służyły Podhalu i jego mieszkańcom. Na początku prezesi PKG zapowiadali szumnie, czego to nie dokonają w ciągu najbliższych pięciu lat. M.in. po 50 milionów złotych mieli zainwestować w nową kolej krzesełkową na Goryczkowej i modernizację Gubałówki. Tymczasem minęły już ponad dwa lata, a jedynym widocznym efektem nowych rządów są podwyżki cen biletów i skipassów. A także, co okazało się niedawno, wielomilionowe długi spółki. Tymczasem na Goryczkowej wciąż kursują archaiczne krzesła z czasów późnego Gomułki, a trasa z Gubałówki nadal istnieje tylko w marzeniach naiwnych. Jeśli zaś chodzi o podjęte zobowiązania, winą za niemożność ich realizacji przedstawiciele PKG obarczają urzędników.

Spółka Mid Europa Partners nigdy nie kryła, że kupiła PKL po to, żeby je sprzedać. Niebawem więc nowy rząd będzie miał okazję spełnienia obietnicy i spowodowania, by „skarb narodowy” powrócił w „polskie ręce”. Pozostaje pytanie, za ile.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski