– W Muzeum AK wystąpi Pan jutro z monodramem poświęconym legendarnemu emisariuszowi Polski Podziemnej, Janowi Karskiemu. Podziwia go Pan?
– Uważam, że był wielkim marzycielem. Podoba mi się również jego determinacja i żarliwość w wykonywaniu poleceń, pełnieniu misji. Ale są głosy, że w sztuce odbrązawiam jego postać.
– A robi Pan to?
– Chwilami tak, lecz nie po to, żeby zrobić krzywdę czy kogoś obrazić, tylko dlatego, że Karski był niejednoznaczną postacią. A po drugie, przez pewien rodzaj żartu czy ironii pozwalamy sobie na bliższe spotkanie z nim.
– Często podkreśla się, że misja Karskiego skończyła się niepowodzeniem, bo Zachód nie uwierzył w jego relacje o Holocauście. Nie udało mu się zmienić biegu historii.
– A w moim monodramie Janowi Karskiemu się udało. To znaczy: Hitler umiera dużo szybciej, władzę nad światem przejmuje Franklin Delano Roosevelt, wszyscy Żydzi – więźniowie obozów zagłady zostają wypuszczeni, a Karski staje się superbohaterem, ikoną popkultury. Poznajemy go z relacji i z perspektywy ludzi, z którymi się spotykał. Zderzamy w tym monodramie prawdę historyczną z tym, jak mogłoby być.
– Wizja alternatywnej historii okazuje się optymistyczna?
– Wraz z autorem scenariusza i reżyserem chcieliśmy, żeby spektakl zadawał więcej pytań, niż dawał odpowiedzi... Sam uważam ten monodram za mój głos w sprawie Karskiego i historii wojennej, a wydaje mi się, że to może być też głos młodego pokolenia.
– Można powiedzieć, że jest Pan do jego przedstawiania jakoś predestynowany: Pana rodzina miała styczność z Karskim...
– Przez to czuję, że mam przyzwolenie, by w ogóle zacząć mówić na ten temat i pozwolić sobie na jego interpretację. Mój dziadek, Zbigniew Ryś w 1940 roku był dowódcą „Akcji S”, polegającej na wykradzeniu Karskiego ze szpitala w Nowym Sączu, w którym znalazł się po próbie samobójczej po torturach na gestapo. Ta akcja, udana, należy do najsłynniejszych akcji Armii Krajowej.
W konspiracji była również moja cioteczna babcia, Zofia Rysiówna, pseudonim „Zosia”, siostra Zbigniewa, po wojnie wybitna aktorka. To ona, w przebraniu siostry szarytki, bo takie wtedy pełniły posługę w nowosądeckim szpitalu, nawiązuje kontakt z Janem Karskim.
Rok później, kiedy następują aresztowania i kilkanaście osób, bezpośrednio lub pośrednio z powodu tej akcji zostaje rozstrzelanych lub wysłanych do obozów koncentracyjnych, ona trafia do obozu w Ravensbrück na cztery lata.
– Ci bliscy są w monodramie upamiętnieni?
– Pojawia się imię dziadka, jest mowa o „Akcji S”. Natomiast na pewno w hołdzie rodzinie i Janowi Karskiemu pisał książkę mój ojciec. Nosi tytuł „Blizny wolności”.
Jest oparta na faktach, ale skupia się przede wszystkim na emocjach i przeżyciach głównego bohatera (i równocześnie narratora), którym jest Karski. Marzeniem mojego ojca było napisanie takiej książki, w dużej mierze z myślą o mnie, swoim synu, żeby potem „uteatralnić” tę opowieść. Powstały na jej podstawie dwa słuchowiska, które są przeniesieniem książki w eter.
– Monodram też z niej czerpie?
– Była inspiracją. Monodram wymagał oddzielnego scenariusza, typowo teatralnego. Tematem udało mi się zainteresować uznanego dramaturga Szymona Bogacza. To Szymon zaproponował bardzo alternatywną historię Karskiego. Pokusił się o to, aby pokazać jego postać trochę inaczej, w zaskakujący i mniej standardowy sposób. Tak powstał monodram „Zupa rybna w Odessie”.
– Jak przygotowywał się Pan do monodramu ? Przeczytał Pan sporo o Karskim?
– Też. Ale wolałem czerpać z mniej oficjalnych ustnych przekazów, które są znane w mojej rodzinie. Dziadek zmarł, gdy miałem cztery lata, więc z nim nie prowadziłem takich rozmów.
Natomiast mogłem sięgnąć do jego „Wspomnień kuriera”, które spisywał w latach 70., a które wydano rok temu. Słuchałem też opowieści osób, które pamiętają czas wojny, bo emocje, które są w tych ludziach i sposób, w jaki opowiadają, były wyjątkową wskazówką.
– W przedstawieniu pojawia się słynny wydrążony klucz, w którym Karski przemycał mikrofilmy z raportami o sytuacji Żydów?
– Wydrążony klucz nie, ale pojawia się przesyłka w rączce maszynki do golenia. Armia Krajowa miała swoje metody!
– A skąd ten kulinarny tytuł?
– W moim monodramie Polska jest wielkim, zjednoczonym i sprawiedliwym krajem, Odessa też należy do Polski, jest arkadią, czymś wspaniałym. Co można zrobić w Odessie? Można pójść do restauracji, na wykwintne danie, jakim jest zupa rybna. A z drugiej strony, zupą rybną można się zadławić... Ale wszystkiego nie mogę zdradzić.
– Ile było już przedstawień?
– Kilkanaście w całej Polsce, od kwietnia. Jednak pokaz w Muzeum AK ma swój zupełnie osobny wymiar.
Monodram „Zupa rybna w Odessie” będzie prezentowany w niedzielę (9 listopada) o godz. 18 na dziedzińcu Muzeum AK (ul. Wita Stwosza 12). Wstęp za zaproszeniami, które nadal są dostępne bezpłatnie w kasie muzeum.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?