Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co dzieje się w Domu Opieki "Jestem" w Grobli? To jedno z największych ognisk koronawirusa w Polsce

Paweł Michalczyk
Paweł Michalczyk
Prywatny Dom Opieki w Grobli. Pensjonariusze go chwalą. - To zwykły pech, że jest tu koronawirus - wskazują
Prywatny Dom Opieki w Grobli. Pensjonariusze go chwalą. - To zwykły pech, że jest tu koronawirus - wskazują archiwum Domu Opieki Jestem w Grobli
Już piętnastu pensjonariuszy Prywatnego Domu Opieki „Jestem” w Grobli pod Nowym Brzeskiem zmarło z powodu COVID-19. Tak przynajmniej mówią oficjalne statystyki, bo przedstawiciele ośrodka z tym polemizują, wskazując, że u części z tych osób śmierć i tak była nieunikniona i zbliżała się nieuchronnie. Pewne jest jednak, że na 165 podopiecznych aż 115 zakaziło się koronawirusem. A przecież mieszkańcy ośrodka - ze względu na swój podeszły wiek i liczne dolegliwości - są szczególnie narażeni na ciężki przebieg choroby.

FLESZ - Covid nie odpuszcza. Będą kontrole

Wszystko wyszło na jaw przypadkowo, gdy jeden z pensjonariuszy ośrodka w połowie lipca trafił do szpitala w Bochni, z kompletnie innymi dolegliwościami. Rutynowo zbadano go na obecność koronawirusa.

Wynik okazał się pozytywny.

- Pan trafił na bocheński SOR z innymi dolegliwościami, a poprzez zastosowanie procedur polegających na tym że wszystkie osoby, które trafiają do bocheńskiego szpitala są poddawane badaniu na SARS-CoV-2, okazało się, że jest nosicielem tego wirusa - mówił podczas briefingu prasowego Adam Korta, starosta bocheński.

I dodał: - To jest osoba, która przechodzi tę chorobę bezobjawowo. Podejrzewamy, że ta osoba rozprzestrzeniła chorobę w tym domu opieki.

Pierwszy test

Prywatny Dom Opieki „Jestem” w Grobli to obecnie jedno z największych ognisk koronawirusa w Polsce.

Placówka pod Nowym Brzeskiem dysponuje 195 miejscami dla pensjonariuszy, ale obecnie mieszka w niej 165 mieszkańców. Z kolei pracuje tu łącznie 89 osób.

Władze ośrodka w specjalnym komunikacie podają, że już na początku zagrożenia koronawirusem w Europie - czyli w połowie lutego - w placówce zostały podjęte wszelkie środki ostrożności i „procedury rekomendowane przez Główny Inspektorat Sanitarny”.

- Mimo wprowadzonej dyscypliny: wstrzymania odwiedzin, kontroli temperatury, przeszkolenia personelu, a także wprowadzeniu szczególnych zasad postępowania pracowników przed wejściem na teren ośrodka: osobnym wejściem, po dezynfekcji; niestety do zakażenia doszło poprzez kontakt z osobą bezobjawową - podają władze.

Dalej dyrekcja ośrodka wskazuje, że natychmiast po tym, jak dowiedziała się o zakażeniu swojego pensjonariusza, zleciła - na własny koszt - badanie wymazobusem wszystkich podopiecznych i pracowników.

Stało się to 16 lipca. Na tamten czas test potwierdził zakażenie u 65 podopiecznych i 24 pracowników.

Władze placówki bezzwłocznie - jak podkreślają - przeprowadziły izolację osób zakażonych, dzieląc ośrodek na strefę czystą (dla osób niezakażonych koronawirusem) i izolatorium (dla „covidowców”). Każda ze stref ma osobne wejście.

Tyle że było już za późno. Przykład tego ośrodka dobitnie pokazał, jak niewiele trzeba, żeby jeden pojedynczy, bezobjawowo przechodzący chorobę człowiek spowodował wielkie ognisko wirusa.

I jeszcze, jak trudno ugasić ogień, który raz wymknie się spod kontroli.

Kolejni zakażeni

23 lipca, czyli kilka dni po pierwszych badaniach, ośrodek raz jeszcze przeprowadził testy.

Tym razem zbadano 99 pensjonariuszy - te osoby, które za pierwszym razem miały wynik negatywny.

Okazało się, że zakażonych jest kolejnych 50 osób.

- Zakładaliśmy, że bardzo prawdopodobne, że są to osoby zakażone, a wynik ujemny przy pierwszym teście wynikał z faktu, że badanie było przeprowadzane w pierwszych dniach od zakażenia, co uniemożliwiało wskazanie zakażenia poprzez test. Dlatego osoby te cały czas były i są izolowane. Ponieważ można przyjąć, że są to osoby zakażone w czasie zbliżonym do pierwszej grupy chorych, a zatem mamy nadzieję, że pomału wychodzą z choroby - tłumaczą przedstawiciele domu opieki.

Raport zakażeń

Wirus szybko zebrał wśród pensjonariuszy ośrodka swoje fatalne żniwo. Do tej pory w domu opieki w Grobli na COVID-19 zmarło już 15 osób. Kolejna, szesnasta, też zmarła i też była zakażona koronawirusem, ale uznano, że to nie COVID-19 był przyczyną jej śmierci.

Aktualnie 35 pensjonariuszy jest hospitalizowanych, pozostali czują się lepiej i mogą przebywać w ośrodku.

Zakażona koronawirusem jest również właścicielka ośrodka, Elżbieta Tomczyk. Na szczęście czuje się dobrze.

Jest już pierwszy ozdrowieniec, jest nim pracownik. Dwa testy potwierdziły, że nie ma już koronawirusa.

Jedna z zakażonych podopiecznych też czuje się już dobrze. Ostatni test dał już wynik negatywny, w najbliższych dniach będzie miała kolejny. Potrzeba dwóch testów z negatywnym wynikiem, by człowiek został oficjalnie uznany za ozdrowieńca.

98-latka pokazała siłę

Prawie-ozdrowieńcem jest pani Maria, najstarsza pensjonariuszka z Grobli. W przyszłym tygodniu skończy 98 lat.

19 lipca trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie - z wysoką gorączką w stanie ciężkim stabilnym. Temperaturę jednak szybko udało się zbić. Stopniowo organizm odzyskiwał sprawność.

- Dostała komplet leków, suplementację, nawadnianie, do tego wspomaganie oddychania tlenowe, ale cały czas bez respiratora - mówi pan Wacław, syn kobiety.

W ostatnich dniach stan zdrowia pani Marii zaczął się poprawiać i większość objawów ustąpiła. Obecnie kobieta czeka na kolejny wymaz, który potwierdziłby u niej pełne wyzdrowienie. Jeśli i tym razem wynik będzie negatywny, pani Maria będzie mogła wrócić do ośrodka.

Kobieta została pensjonariuszką „Jestem” w grudniu 2019 roku.

Pan Wacław mówi tak: Mama bardzo chwaliła opiekę, wyżywienie. Nie możemy złego słowa powiedzieć o właścicielach. O solidnym podejściu do bezpieczeństwa podopiecznych świadczy fakt, że odwiedziny wstrzymano już w połowie lutego, gdy w Polsce nie było jeszcze ani jednego przypadku koronawirusa.

- Władze ośrodka dostały poważny cios, a nie zasłużyły, aby je krytykować - dodaje syn pani Marii.

Pan Wacław po raz ostatni widział się z matką w lutym. Obecnie próbuje uzyskać telefonicznie, dzwoniąc do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, jakiekolwiek informacje o matce. Ale, tłumaczy, coraz trudniej dodzwonić się do lekarzy, bo i chorych na COVID-19 w krakowskim szpitalu jest coraz więcej.

- Gdy dowiedziałem się o chorobie, to się załamałem, bo moja mama jest w zaawansowanym wieku i takie zakażenie to prawie wyrok. Ale organizm jakoś sobie poradził - mówi z ulgą pan Wacław, syn staruszki.

Jakoś dają radę

W najbliższą niedzielę lub w poniedziałek będą pobierane kolejne wymazy u podopiecznych, wyniki powinny być znane w połowie przyszłego tygodnia.

Ozdrowieńców z Grobli zapewne będzie przybywać (oby nie przybywało liczby ofiar), ale na razie sytuacja w ośrodku jest bardzo trudna.

Tym bardziej że na COVID-19 choruje przecież spora część personelu zatrudnionego w placówce.

Aktualnie mieszkańcami opiekuje się 31 pracowników wraz z właścicielką ośrodka. Osoby te pracują w systemie zmianowym. Opiekę pielęgniarską sprawują pielęgniarki zatrudnione w Domu Opieki. W ośrodku pozostaje pięć pielęgniarek, do tego jedna praktykantka, która jest studentką pielęgniarstwa. Poza ośrodkiem - to na wypadek konieczności wymiany personelu - pozostają jeszcze dwie pielęgniarki.

Wyżywienie dla podopiecznych i pracowników ośrodka od 21 lipca przygotowuje firma cateringowa.

Zarząd ośrodka pisze tak: Ośrodek radzi sobie dzięki zaangażowaniu własnej kadry, dlatego nie jest konieczna pomoc wolontariuszy. Jeśli natomiast chcieliby Państwo pomóc poprzez przekazanie środków ochrony osobistej - bardzo prosimy zostawiać je pod bramą numer 1 ośrodka, od strony kościoła”.

Śmierć? To tutaj nic nowego

Właścicielka Domu Opieki - zresztą, zakażona wirusem - nie chce rozmawiać z mediami. odsyła do Krystiana Dudka, wskazując go jako osobę odpowiedzialną za kontakt z mediami.

Gdy pytamy go o „niepokojący wzrost liczby zmarłych” zastrzega, że „nie określiłby tego tak radykalnie”.

- W ośrodku przebywają osoby w bardzo zaawansowanym wieku, z bardzo zaawansowanymi chorobami, często w ciężkich stanach. Bywają miesiące, w których umiera kilka, nawet 10 osób, co wynika z poważnego stanu zdrowia, z jakim do nas trafiają - wyjaśnia Dudek. - Czasami umiera podopieczny, który był w stanie ciężkim i - przykro to mówić tak wprost - ale jego śmierć, mimo wszelkich starań lekarzy i opiekunów, była nieunikniona i zbliżała się nieuchronnie. Gdy umierał, a miał pozytywny wynik testu na koronawirusa - w statystykach wskazuje się, że zmarł właśnie z tego powodu, choć zmarł na chorobę, z którą walczył już długi czas - tłumaczy przedstawiciel Domu Opieki w Grobli.

I dodaje: Przykładem może być śmierć naszej podopiecznej, która zmarła we śnie z powodu niewydolności krążenia, bez jakichkolwiek objawów COVID-u. Ale ponieważ miała pozytywny test - jako przyczyna zgonu wskazany jest COVID. Takich przypadków w ostatnim czasie było kilka.

Czas pokaże, czy ośrodek „Jestem” poradzi sobie z tą sytuacją. Z samym wirusem i tym, co za nim idzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Co dzieje się w Domu Opieki "Jestem" w Grobli? To jedno z największych ognisk koronawirusa w Polsce - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski