Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co możliwe, co wątpliwe

Krzysztof Kawa
Cafeteria. Z mierzeniem wielkości Roberta Lewandowskiego mamy coraz większy problem.

Tuż przed losowaniem grup Euro 2016 w Paryżu Zbigniew Boniek dyskretnie, ale dosadnie osadził jego osobę w realiach zawodowego sportu na prośbę „L’Equipe”.

Wiadomo nie od dziś, że „Zibi” z „Lewym” szanują się i cenią, ale gdy nadarzy się okazja, potrafią z klasą i humorem pokazać drugiemu miejsce w szeregu. Prezes PZPN więc, rozmawiając z reporterem francuskiego dziennika sportowego, absolutnie nie negował wielkich umiejętności kapitana kadry Nawałki, ale zarazem zauważył, że prawdziwą miarą wielkości piłkarza są osiągnięte przez niego sukcesy. Przyzwoitość wymaga, by gracz klasy światowej zdobył klubowy Puchar Europy i stanął na podium wielkiej imprezy dla drużyn narodowych.

Czytając między wierszami, łatwo rozszyfrować ów wywód - były zawodnik Juventusu Turyn ma na koncie rzeczone osiągnięcia (z kadrą trzecie miejsce na świecie!), a napastnik Bayernu Monachium wciąż nie. I brakuje nadziei, że kiedykolwiek oba zaksięguje. O ile bowiem wygranie Ligi Mistrzów bardzo poważnie grozi Lewandowskiemu już w tym i w kolejnych sezonach, o tyle dotarcie naszej reprezentacji do strefy medalowej mistrzostw Europy we Francji lub mistrzostw świata w Rosji byłoby sensacją na miarę zwycięstwa Grecji na Euro w 2004 roku. Znaczy się - takie cuda się zdarzają, ale raz na 50 lat.

Może więc „Lewy” zdobywać sobie gola za golem, ale w sporcie najważniejsze są trofea i basta. On i tak ma się czym pochwalić, bo kolekcjonuje tytuły mistrza Bundesligi i Puchary Niemiec, czy to z Borussią Dortmund, czy obecnie z Bayernem. O spełnieniu może też mówić Grzegorz Krychowiak, po tym, jak w pamiętnym finale w Warszawie wygrał w barwach Sevilli Ligę Europy.

I wciąż wiele przed nim, bo biją się o niego kluby (ostatnio Arsenal), których ambicje sięgają szczytów. Ale część ich kolegów z reprezentacji, którzy uchodzą u nas za ludzi, którzy złapali Pana Boga za nogi, może zakończyć kariery, nie osiągając w futbolu niczego. Dosłownie niczego, abstrahując od fortun, które zgromadzą na kontach, ma się rozumieć. Niektórzy przynajmniej przed wyjazdem za granicę zawojowali naszą nadwiślańską ligę.

Ale dla przykładu taki Kamil Glik, przedłużając po raz drugi kontrakt z przeciętnym FC Torino, skazał się na granie przez najlepsze lata swojej kariery w Serie A o czapkę gruszek. Może się okazać, że do annałów futbolu przejdzie głównie dlatego, iż wystąpił w reprezentacji jako pierwszy piłkarz w historii z Piasta Gliwice. Tylko kto o tym na Śląsku będzie pamiętał, jeśli Piast (bez Glika) zdobędzie w tym sezonie tytuł mistrza Polski?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski