Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co nam się udało...

Redakcja
Około Nowego Roku pojawia się popyt na felieton optymistyczny. Chcielibyśmy z optymizmem spojrzeć za siebie i przed siebie, być przekonanymi o tym, że nam się udało. Jest to naturalna potrzeba; tyle że chciałbym spojrzeć nie na miniony rok, ile w ogóle na czas III Rzeczypospolitej i jej dokonań, zwłaszcza - choć nie wyłącznie - gospodarczych. Bowiem miniony rok IV Rzeczypospolitej pokazał, paradoksalnie, niewyobrażalne osiągnięcia właśnie jej poprzedniczki.

Jan Winiecki: Z mojego narożnika

I tak, dość słabo zauważonym zjawiskiem - z perspektywy ekonomicznej, rzecz jasna - było pojawienie się na masową skalę polskiego turysty podczas mistrzostw świata w piłce nożnej. Pisano o patriotyzmie, pisano (nareszcie dobrze!) o kulturze naszych kibiców, o szerokim geście, ale zabrakło szerszego spojrzenia.
Dla mnie fakt 20-30 tysięcy Polaków zjeżdżających z całej Europy (nie tylko z Polski!) na każdy mecz naszej reprezentacji był przede wszystkim symbolem awansu ekonomicznego Polski i Polaków w wyniku przemian ustrojowych. Coś takiego nie mogło się nawet przyśnić w siermiężno-dziadowskich latach komuny.
Owszem, organizowano wycieczki autokarowe (bo najtańsze), ale było to kilka, kilkanaście autokarów, a nie dziesiątki tysięcy ludzi! I w jakich warunkach - za grosze, z własnym, przywiezionym prowiantem, by było taniej - żyli wówczas za granicą nasi kibice! W 1982 r., podczas ostatnich za komuny finałów, w których sukces odnieśli Polacy, połowa kibiców zdecydowała się zostać za granicą, w tym także część kierowców i trzeba było przysłać kolejnych z kraju. A w Kabarecie Pod Egidą żartowano, że na Zachód jeżdżą pasażerowie z listą towarów, a z powrotem już tylko towary z listą pasażerów...
Prasa niemiecka z pewnym zdziwieniem odnotowywała, pamiętając Polaków handlujących tanimi towarami w okolicach dworców autobusowych, szeroki gest polskich kibiców. Stwierdzano, że tak w zakupach pamiątek, jak i w okolicznych restauracjach, Polacy nie różnili się od innych nacji pod względem ilości pozostawianych tam pieniędzy.
Po prostu przez tych kilkanaście lat staliśmy się normalni. Oczywiście biedniejsi od Niemców czy Holendrów, ale, powiedzmy, podobnie normalni ekonomicznie jak Portugalczycy czy Grecy. Nie oszczędzamy "cennych dewiz", wożąc ze sobą masło, ser, wędliny i puszki na obiad. Zarabiamy normalne, wymienialne pieniądze, a nie śmiecie, oparte - wedle marksistowskiej definicji - na pracy ludu roboczego miast i wsi.
Młodsza generacja Czytelników może nie pamiętać już terminu: "cenne dewizy". Tak określano wszystkie wymienialne waluty świata zachodniego. Kulawa i garbata gospodarka komunistyczna nigdy nie mogła wyeksportować tyle, ile było potrzeba "cennych dewiz", żeby zrealizować zamierzony import. W połowie lat 80. z triumfem ogłoszono, że na rynki światowe (a więc tam, gdzie istnieje konkurencja) wyeksportowano towarów "aż" za 5,5 mld dol. W minionym roku, szacuje się, polski eksport wyniesie ok. 110 mld dol.! W cenach bieżących około 20 razy więcej! Takie porównania pozwalają łatwiej ocenić drogę, jaką już przebyliśmy w pogoni za światem, który uciekł nam pół wieku wcześniej.

Profesor Jan Winiecki jest prezesem Towarzystwa Ekonomistów Polskich, profesorem Uniwersytetu Europejskiego Viadrina**we Frankfurcie n.**Odrą.**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski