Nie wiem, czy film był dokładną biografią przyszłego błogosławionego, ale na pewno oddawał istotę sprawy - pokazywał człowieka dobrego, prostego, serdecznego, skromnego, który poświęcił swoje życie po to, żeby inni mogli mieć choć trochę lepiej.
Nie zginął śmiercią męczeńską, jak inny błogosławiony pochodzący z Biskupic koło Wieliczki - o. Narcyz Turchan, którego hitlerowcy zamęczyli w Dachau. Swoją postawą przypominał raczej św. brata Alberta. Był zwyczajnym, codziennym świętym - gdy trzeba było, naprawiał buty współbraciom, gdy im i biednym brakowało jedzenia - jechał je uprosić.
Nie zawsze dowodził wszystkie dary z powrotem do Wieliczki, bo część zostawiał biednym po drodze. Potrafił bogatych przekonywać, by dzielili się tym co mają, biednym dawać nie tylko kawałek chleba, ale i uśmiech. Tacy ludzie potrzebni są zawsze.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?